Program „Sportowe talenty” ma pomóc w walce o zdrowie uczniów. Może jednak zagrozić ich danym.

Już w przyszłym roku szkolnym każdy uczeń od IV klasy aż do końca edukacji będzie musiał zaliczać testy z wychowania fizycznego. Chodzi o bieg 10 razy po 5 m, bieg wahadłowy na 20 m (tzw. beep-test), podpór przodem na przedramionach i skok w dal. Nauczyciel WF wpisze później wyniki do systemu komputerowego. Ale nie tylko one znajdą się w bazie danych – mają tam trafić również imię i nazwisko dziecka, numer PESEL, rok urodzenia, wiek, płeć, masa ciała oraz wzrost, a także informacja o szkole i klasie dziecka oraz gminie czy powiecie, w których znajduje się placówka.

Ustawą, która wprowadza takie obowiązki, zajmie się w czwartek sejmowa komisja cyfryzacji. Dlaczego ona, a nie komisja edukacji albo sportu? Bo przepisy zostały dopisane do innego projektu – ustawy o ochronie małoletnich przed dostępem do treści nieodpowiednich w internecie, utrudniającej dzieciom wchodzenie na strony pornograficzne.

Krócej, wolniej, bliżej

To drugie podejście do wprowadzenia tych regulacji; pierwsze miało miejsce w lutym. Wówczas planowano stworzenie bazy danych na podstawie rozporządzenia, co spotkało się z krytyką m.in. ze strony Urzędu Ochrony Danych Osobowych.

Przepisy dopisano więc do innego rządowego projektu, i to takiego, który niemal na pewno zostanie zaakceptowany przez Sejm. Gdy 14 czerwca posłowie głosowali nad odrzuceniem go w I czytaniu, tylko siedmiu poparło ten wniosek.

Minister sportu już chwali się, że projekt przejdzie. Mimo że przepisy nie zostały jeszcze przyjęte – już w połowie czerwca zapowiadał, że program będzie w przyszłym roku szkolnym obejmował cały kraj.

Program „Sportowe talenty”, który tworzy MSiT, miał odpowiadać na poważny problem – obniżającą się sprawność uczniów. Jak wynika z przeprowadzanych w Akademii Wychowania Fizycznego cyklicznych badań populacyjnych, w 2018 r. przeciętny chłopiec w wieku 10,5 roku był w stanie wisieć na drążku o 16,5 s krócej niż jego rówieśnik z 1979 r., przebiec 600 m o 39,3 s wolniej i skoczyć w dal o 20 cm bliżej.

Jak w marcu wyjaśniali nam urzędnicy MSiT, „zgromadzone przy pomocy systemu dane, w formie zagregowanych danych populacyjnych, będą analizowane przez Instytut Sportu – Państwowy Instytut Badawczy, a następnie udostępniane zainteresowanym resortom”. Te, na podstawie dostarczonych informacji, miały z kolei projektować polityki publiczne.

„Dzięki dostarczeniu danych obejmujących całą populację uczniów, właściwe instytucje publiczne będą mogły uzyskać wiedzę na temat określonych deficytów aktywności fizycznej dzieci i młodzieży, co umożliwi stworzenie optymalnych, celowanych działań w tym zakresie, kierowanych do określonych grup odbiorców. Dzięki temu będzie możliwe zahamowanie negatywnych trendów dotyczących aktywności fizycznej polskich uczniów oraz nadwagi, otyłości i związanych z tymi zjawiskami problemów zdrowotnych” – przekonywano nas w MSiT.

Poszukiwanie kandydatów

Program budzi jednak obawy w zakresie ochrony danych. – Dane osobowe wszystkich dzieci mają być gromadzone przez ministra w centralnej bazie danych, i to bez zgody rodziców. Ich ewentualne sprzeciwy będą bezskuteczne, ponieważ tworzy się prawny obowiązek. Zachodzi pytanie, czy dla potrzeb analitycznych ministerstwa nie są wystarczające dane statystyczne lub anonimowe, czy rzeczywiście potrzebne jest arbitralne narzucenie obowiązku – zastanawia się prof. Grzegorz Sibiga z Instytutu Nauk Prawnych PAN, ekspert w dziedzinie danych osobowych.

W rozmowach z dyrektorami główny cel programu był przedstawiany inaczej: „Poszukiwanie wśród dzieci i młodzieży kandydatów do uprawiania sportu zawodowego” – pisało na swojej stronie kuratorium oświaty w Opolu. Tam i w Lubelskiem prowadzono pilotaż programu.

Także dziś program jest przedstawiany przez resort sportu jako sposób na wyszukiwanie talentów. To rodzi kolejne kłopoty. Co prawda dane mają być przekazywane w formie zanonimizowanej, ale zdaniem prof. Sibigi w małych miejscowościach nie będzie problemu z rozpoznaniem ucznia.

Na tym jednak nie koniec zagrożeń. Raz stworzona baza danych o uczniach w przyszłości będzie mogła zostać wykorzystana także w innych celach.

– Nie można wykluczyć wprowadzenia nowych ustawowych celów przetwarzania danych z tej ewidencji. Już w obecnym stanie prawnym organy wojskowe na podstawie ustawy o obronie ojczyzny mogą dla realizacji swoich zadań w zakresie obronności żądać dowolnych danych osobowych od każdego organu administracji rządowej, w tym ministra. Zgodnie z ustawą takie przetwarzanie nie podlega przepisom RODO, w tym nie jest kontrolowane przez niezależny organ ochrony danych osobowych – zauważa prof. Sibiga. ©℗

OPINIA

Te dane to łakomy kąsek dla wielu firm i organizacji

ikona lupy />
Marek Pleśniar, Dyrektor Biura Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty / Dziennik Gazeta Prawna

Tworzenie nowej bazy danych o uczniach oceniam krytycznie. Po pierwsze dlatego, że będzie ona zawierała wrażliwe informacje dotyczące zdrowia i wydolności fizycznej wszystkich dzieci uczęszczających do polskich szkół. Gdyby takie informacje wpadły w niepowołane ręce, mogłyby się stać łakomym kąskiem dla firm ubezpieczeniowych czy pracodawców. Dziwi mnie, że ta baza jest budowana w oderwaniu od rozwiązań, które już dziś służą do zbierania informacji o uczniach – Systemu Informacji Oświatowej. Dlaczego nie można uzupełnić go po prostu o dodatkowe tabele?

Moje obawy budzi udostępnianie informacji o dzieciach klubom sportowym. Dlaczego mielibyśmy robić przysługę takim komercyjnym podmiotom? I to w dodatku bez zgody rodziców – z projektu wynika na razie, że dane zostaną pozbawione numerów PESEL i przekazane tym instytucjom.

Moim zdaniem powinniśmy skupić się na tym, by dzieci miały większe możliwości rozwoju. Sfera indywidualizacji wychowania fizycznego jest bardzo słabo rozwinięta, więc kończy się tak, że na WF-ie w szkole wszystkie dzieci grają w koszykówkę. A żeby naprawdę zainteresowały się aktywnością fizyczną, powinny mieć wybór wśród wielu różnych dyscyplin. ©℗

AW
OPINIA

Sprawność fizyczna powinna być oceniana

ikona lupy />
Dr Janusz Dobosz, Adiunkt w Zakładzie Teorii i Metodyki Wychowania Fizycznego AWF Warszawa / Materiały prasowe

Badania dotychczas były prowadzone co dekadę. Ich celem nie było identyfikowanie talentów, lecz ukazanie, jak zmienia się kondycja fizyczna młodych Polaków – były rodzajem przekrojowej fotografii obrazującej zdrowie. Gdyby udało się monitorować wyniki uczniów co roku, szkołom stworzyłoby to duże możliwości pracy z uczniami, a resortom: zdrowia, edukacji czy sportu – dałoby narzędzie (bazę wiedzy) do planowania w wielu wymiarach polityki państwa.

Wprowadzenie programu „Sportowe talenty” nie będzie wiązało się z dużymi kosztami, taki system działa od 2017 r. pod nazwą „Narodowa Baza Talentów”. Różnica polega na tym, że nie obejmuje wszystkich uczniów, a więc chodzi o jego wyskalowanie. To nie powinno być problemem zarówno z perspektywy infrastruktury informatycznej, jak i kompetencji zaangażowanych osób. Obecnie wielu nauczycieli wychowania fizycznego przeprowadza testy sprawnościowe w szkołach, a pielęgniarki zajmują się oceną rozwoju fizycznego. Ważne jest, aby dane były traktowane w sposób odpowiedzialny, a dostęp do nich był kontrolowany, zapewniający poufność. ©℗

AW