Nowe procedury tworzone są po to, aby państwo w sytuacjach kryzysowych mogło działać zdecydowanie, efektywnie i w sposób odbiurokratyzowany. Chodzi o to, by jak najszybciej zapewniać ochronę i pomoc ofiarom nadzwyczajnych sytuacji – zapowiadał Mariusz Kamiński. Mimo hucznych zapowiedzi projekt nie był dobrze przygotowany.

Chodzi o to, by jak najszybciej zapewniać ochronę i pomoc ofiarom nadzwyczajnych sytuacji – zapowiadał Mariusz Kamiński, minister spraw wewnętrznych i administracji, podczas prezentacji projektu ustawy o ochronie ludności oraz o stanie klęski żywiołowej. – Podczas przygotowywania tej ustawy braliśmy pod uwagę niebezpieczeństwa charakterystyczne dla obecnego, trudnego czasu, czyli tego, co dzieje się w Ukrainie i co działo się już wcześniej na polskiej granicy z Białorusią – tłumaczył wicepremier Jarosław Kaczyński. Było to ponad rok temu, w czerwcu 2022 r., a do dziś na stronie rządowej można przeczytać, że ta „ustawa przełamuje wieloletni impas w obszarze ochrony ludności, obrony cywilnej”.

Mimo hucznych zapowiedzi projekt nie był dobrze przygotowany. Likwidował m.in. Krajowy Plan Zarządzania Kryzysowego opisujący chociażby sposób ewakuacji obywateli polskich spoza granic kraju – np. to, co się ma wydarzyć, gdy nie można użyć transportu cywilnego – albo kwestie ochrony infrastruktury krytycznej. Problem tkwił też w tym, że nie proponował w zamian konkretnych rozwiązań, a jedynie ogólniki.

Od tego czasu byliśmy świadkami odejść ok. 20 z 70 pracowników Rządowego Centrum Bezpieczeństwa (RCB), które zapowiadana ustawa ma zlikwidować. Fakt, że wpłynęło to negatywnie na działanie tej instytucji, gdy wojna jest tuż za progiem, nie zrobił na rządzących większego wrażenia. Później, już po skandalu z rakietą, która wleciała w polską przestrzeń powietrzną, a obywatele dowiedzieli się o tym kilka miesięcy później, mogliśmy obserwować psychologię stosowaną, czyli konflikt między Ministerstwem Spraw Wewnętrznych i Administracji a Ministerstwem Obrony Narodowej o tym, kto ma odpowiadać za ostrzeganie społeczeństwa w takich sytuacjach. MSWiA chciało ten gorący kartofel wypchnąć do MON, ale minister obrony bronił się dzielnie. Wreszcie w czerwcu w związku z tą ustawą do dymisji podali się szef i wiceszef RCB.

Projekt jest niedopracowany i kontrowersyjny, ale uregulowanie jest niezmiennie potrzebne

Warto pamiętać, że to wszystko wydarzyło się, zanim jeszcze doszło do uchwalenia nowego prawa. Ba, ten dokument wciąż jeszcze nie trafił na posiedzenie Rady Ministrów i trudno przewidzieć, czy i kiedy to nastąpi. Mimo licznych konsultacji projekt jest wciąż niedopracowany. Tymczasem w lipcu przewidziano już tylko trzy posiedzenia Sejmu, w sierpniu zwyczajowo posłowie mają wakacje, a we wrześniu będzie już w najbardziej gorącej fazie kampanii wyborczej. Wiadomo, że dla opozycji ustawa jest kontrowersyjna m.in. dlatego, że wprowadza regulacje dotyczące „stanów gotowości”. – Rząd przychodzi do Sejmu z pomysłem, który umożliwia wprowadzenie dyktatury na terytorium całego kraju bądź na jego fragmencie pod byle pretekstem – krytykował to rozwiązanie poseł Robert Kropiwnicki (KO). I choć jest w tym pewna przesada, to słowa te pokazują, że w Sejmie dyskusja o tej ustawie byłaby gorąca, a Senat będzie opóźniał kwestię. Dlatego szanse na to, że to prawo zostanie uchwalone w obecnej kadencji Sejmu, wydają się nader nikłe. Po doświadczeniach z kontrowersyjnymi ustawami, jak choćby lex Tusk, można zakładać, że rządzący ruchy ustawodawcze będą planować jednak z nieco większą roztropnością.

Problem polega jednak na tym, że choć przygotowywana przez PiS ustawa jest niedopracowana i kontrowersyjna, to nie zmienia faktu, że zaktualizowanie tych regulacji jest potrzebne, szczególnie biorąc pod uwagę doświadczenia obrońców ukraińskich. Tymczasem w Polsce temat ochrony ludności i obrony cywilnej od lat kuleje. Najwyższa Izba Kontroli mówiła o tym już 10 lat temu. W 2019 r., pod koniec poprzedniej kadencji Sejmu, projekt nowej ustawy już był gotowy, ale wycofano go w związku z przygotowywaną Strategią Bezpieczeństwa Narodowego. Ten dokument przyjęto w 2020 r. Jednak kolejne trzy lata nie wystarczyły, by wypracować kompleksowe rozwiązania.

Do wyborów w październiku zapewne nic się nie zmieni, a potem szanse będą mieli posłowie kolejnej kadencji. Nie ma się co spieszyć, przecież sytuacja za naszą granicą jest spokojna i stabilna… ©℗