Ponownie odsuwa się termin ostatecznych uzgodnień opozycji w sprawie wspólnych kandydatów do Senatu. Teraz politycy mówią o początku lipca.

Do niedawna plan zakładał, że rozstrzygnięcia w sprawie paktu senackiego nastąpią do końca czerwca. Teraz słyszymy inną wersję. – To był optymistyczny scenariusz. Bardziej realna jest pierwsza dekada lipca – mówi ważny polityk Koalicji Obywatelskiej. Inny opozycyjny senator sugeruje, że będzie to jeszcze później. – W polityce 20 lipca to ciągle „początek lipca” – ironizuje. Na razie, jak słyszymy, ustalono obsadę ok. 80 ze 100 okręgów senackich. Docelowo ma być 96–97. Nie znaczy to jednak, że pakt nie obejmie wszystkich okręgów.

– W pozostałych po prostu nie wystawimy kontrkandydatów, co będzie oznaczać de facto poparcie dla startujących nieobjętych paktem – tłumaczy jeden z senatorów KO.

To ugrupowanie jako najsilniejszy gracz opozycji chce wystawić ok. 50 kandydatów, z czego 40 z miejsc biorących, czyli o jedną czwartą więcej niż ma dzisiaj. Trzecia Droga miałaby otrzymać 19 miejsc, w tym 12 dla Polski 2050 i siedem dla Polskiego Stronnictwa Ludowego. Lewica miała wystawić siedem albo osiem osób, a samorządowcy – pięć do siedmiu.

Opóźnienie to skutek kilku problemów, które wynikły w trakcie pertraktacji. Pierwszy dotyczy sondaży i ich wpływu na algorytm rozdziału mandatów. W związku ze spadającymi notowaniami Trzeciej Drogi i Lewicy w KO pojawiły się głosy, że należy dokonać korekt w przydziale miejsc biorących. – Trzecia Droga nie dostanie w tej sytuacji 19 mandatów – przekonuje ważny polityk KO. Inny nasz rozmówca, opozycyjny senator, uspokaja, że korekty nie muszą być wielkie. – Algorytm bierze pod uwagę notowania partii z paru miesięcy, a nie z danej chwili – wyjaśnia. Od polityków z konkurencyjnych wobec Polski 2050 partii można z kolei usłyszeć, że Szymon Hołownia „praktycznie nie ma dobrych kandydatów”.

Drugą kwestią jest to, że część obecnych senatorów wybiera się w tych wyborach do Sejmu. Z nieoficjalnych informacji wynika, że tak ma być w przypadku Bogdana Klicha i Marcina Bosackiego z KO. W tym przypadku transfer do Sejmu jest traktowany jako zasilenie potencjalnej większości rządowej i zwiększenie szans na posadę w ewentualnym przyszłym rządzie.

Niewykluczone są także inne transfery w sytuacjach, gdy obecny senator miałby ustąpić miejsca kandydatowi wskazanemu przez inne ugrupowania, a sam mógłby dostać ofertę do Sejmu.

– Nie będzie paktu, dopóki Donald Tusk nie ułoży czołówek list w poszczególnych okręgach – mówi rozmówca z KO. Równolegle na początku lipca opozycja chce przebadać sondażowo okręgi niepewne.

– Najpewniej nie wszystkie zostaną obstawione przez kandydatów z paktu senackiego – przyznaje jeden z senatorów.

Kolejną sprawą są okręgi, w których opozycja nie ma raczej szans na zdobycie mandatu. – W takim przypadku będą je obsadzać ludowcy, by dzięki temu budować pozycję na wybory samorządowe – mówi jeden z rozmówców.

Osobną sprawą są kandydaci formalnie niezwiązani z paktem. Chodzi nie tylko o to, by niezdecydowani się określili (nasz rozmówca wymienia tu senatora Kazimierza Ujazdowskiego), lecz także o to, co zrobić w sytuacji, gdy ktoś, jak Roman Giertych, wyraża chęć kandydowania, choć nie wiadomo, kto miałby zgłosić jego kandydaturę.

Od kilku rozmówców słyszymy, że Giertycha miałby wysunąć Hołownia, ale na razie tak się nie stało. Nie chciał zrobić tego Tusk, bo w okręgu, który upatrzył sobie Giertych, ma własną mocną kandydatkę. W końcu to sam były wicepremier zapowiedział start.

– Niepotrzebnie odpalił temat swojego kandydowania. My byśmy nie negowali jego kandydatury, ale on się zgłasza, gdy mamy jeszcze rozgrzebany proces ustalania kształtu paktu i potencjalnie dwójkę swoich kandydatów w okręgu, z którego chce startować – mówi ważny polityk KO. Chodzi o obecną senator Jadwigę Rotnicką, ale także starostę poznańskiego Jana Grabkowskiego. Poza tym zdecydowanie przeciwna kandydaturze Giertycha jest Lewica. Jego start wciąż stoi więc pod znakiem zapytania. Co więcej, trzeba zapewnić kilka miejsc biorących samorządowcom i rozstrzygnąć, z czyjej są puli, czyli ile miejsc udostępnić ma im KO, ile Trzecia Droga, a ile Lewica. A apetyty samorządowców są niemałe. ©℗