Na dziewięć miesięcy przed wyborami opozycja weszła w tryb zapasów w piaskownicy lub – jak kto woli – walki o poleposition.
Na dziewięć miesięcy przed wyborami opozycja weszła w tryb zapasów w piaskownicy lub – jak kto woli – walki o poleposition.
W centrum dysput znalazł się Szymon Hołownia, który z hukiem postanowił rozprawić się z mityczną jedną listą Donalda Tuska. Oczywiście trudno się spodziewać, by lider względnie nowego ugrupowania, walczący m.in. o to, by jego wyborcy nie uciekli do konkurencji, miał już na tym etapie – i to na kongresie własnej partii, na której ma odnowić mandat lidera – złożyć hołd lenny szefowi Platformy Obywatelskiej. – Tu nie chodzi o sam przekaz Hołowni, bo on nie był zaskakujący, tylko o agresywną formę – mówi politykopozycji.
Dziś po tej stronie sceny politycznej najczęściej słychać o konieczności odbudowy zaufania, które Polska 2050 utraciła po głosowaniu w Sejmie nad ustawą o SN. Zmiana frontu Polski 2050, która wcześniej – jak nas zapewniają rozmówcy z opozycji – nie wykluczała nawet poparcia ustawy, a ostatecznie wyłamała się z ustaleń o wstrzymaniu się od głosu i zagłosowała przeciwko – solidnie to zaufanie podkopała.
Jednak wciąż scenariusz wspólnego startu w jakiejś formie nie jest wykluczony. Zwłaszcza że już co najmniej kilka sondaży pokazało, że jeśli chodzi o liczbę mandatów, dla opozycji korzystniejsze niż jedna lista może być pójście np. w dwóchblokach.
Dziś tak naprawdę trwa walka o tożsamość i sondażowe słupki, tak by zająć możliwie jak najlepsze pozycje negocjacyjne przy układaniu opozycyjnych list do Sejmu. Tak jak w Formule 1, w której zawodnicy najpierw ścigają się o to, na jakich pozycjach zaczną zawody. Na scenie politycznej z jednej strony jest lider PO, który chce pokazać, że on i jego ugrupowanie są bezdyskusyjnym numerem jeden na opozycji, a dalej jest długo, długo nic. Z drugiej strony są liderzy pozostałych ugrupowań, którzy nie chcą, by PO rosła ich kosztem. Stąd mniejsze lub większe przepychanki.
Jednak dla opozycji największym zagrożeniem nie jest różnica zdań, ale nadwyrężenie wizerunku kilku partii anty-PiS jako zgranego zespołu ugrupowań, które może różnią się między sobą, ale wiedzą, co robią i idą w jednym kierunku.
Teraz zapewne czeka nas kolejna odsłona spektaklu pt. „Ile list na opozycji”. A czasu jeszcze trochę zostało. – W 2019 r. Koalicję Europejską zmontowaliśmy dopiero w lutym. A wybory do europarlamentu były w maju – przypomina jeden z ludowców, dlatego jego zdaniem realny termin na podjęcie ostatecznych decyzji w sprawie wyborczych szyków to kwiecień. Także rozmówca z lewicy uważa, że kampania na serio ruszy po Wielkanocy. Nerwowości nie ma się co dziwić, bo każda z konfiguracji oznacza różne konsekwencje dla poszczególnych opozycyjnych partii. Na wyklarowanie stanowiska opozycji w tej kwestii czeka także PiS, bo od tego w jakiejś części może zależeć jego kampanijna strategia.
Mimo wysokiej temperatury sporu pomiędzy liderami partii opozycyjnych trzeba mieć na względzie, że w dużej mierze możemy być świadkami politycznego teatru. Bo choć współpraca opozycji na odcinku sejmowym zaczęła się komplikować, to jednak na senackim układa się dużo lepiej. Jak słyszymy, odnowiony pakt jest niemalże gotowy – przynajmniej w zakresie parytetów partyjnych. Opozycja na dziś zakłada, że jest w stanie wziąć 65 ze 100 okręgów senackich (kolejnych 10–12 traktuje jako niepewne, a25 jako pisowskie). Iwramach tej puli rozdzielono już miejsca według algorytmu, który bierze pod uwagę średnie notowania sondażowe poszczególnych ugrupowań. Itak KO wramach paktu senackiego może liczyć na 34 kandydatów, Polska 2050 – na 12, Lewica – na 12, aPSL – 7. Teraz pozostają dwie rzeczy – śledzenie notowań partyjnych (co może wymusić pewne korekty wtych parytetach) oraz podstawienie pod te „sloty” konkretnych nazwisk. Zdaniem naszych rozmówców zopozycji nie nastąpi to wcześniej niż wczerwcu czylipcu. ©℗
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama