Choć instytucja wciąż działa, w ostatnim czasie odeszło z niej ok. 20 z 70 pracowników. To efekt projektu ustawy, który przewiduje likwidację RCB, a który od pół roku nie może trafić do Sejmu.

– Projekt ustawy o ochronie ludności oraz o stanie klęski żywiołowej koncentruje się na sprawach związanych z zarządzaniem kryzysowym, z sytuacją ludności cywilnej w przypadkach ekstremalnych – mówił Mariusz Kamiński, minister spraw wewnętrznych i administracji w czerwcu. Od tego czasu minęło ponad pół roku, a dokument wciąż nie trafił do Sejmu. – Projekt stanął już na Komitecie Stałym Rady Ministrów, były uwagi, jest opiniowany i wkrótce ponownie trafi na Komitet Stały – informuje wiceminister MSWiA Maciej Wąsik.
Choć nie wiadomo czy i kiedy ustawa zostanie uchwalona, to już odczuwane są jej skutki – RCB pustoszeje. Centrum odpowiada m.in. za wysyłanie alertów, które otrzymujemy na telefon (przede wszystkim pogodowych, ale i tych krytykowanych, informujących o ułatwieniach w wyborach). I z tym się przede wszystkim kojarzy, ale najistotniejsze zadania tej instytucji są inne. Chodzi m.in. o obsługę Rządowego Zespołu Zarządzania Kryzysowego (RZZK) przy premierze. To miejsce, do którego mają spływać informacje ze wszystkich ministerstw i od wojewodów; RCB ma zapewniać obieg informacji w ramach Krajowego Centrum Zarządzania Kryzysowego, ale także kontaktować się w tym obszarze z NATO. Założenia są takie, że to centrum świadomości sytuacyjnej premiera, w pewnym sensie państwa, i że to tu trafiają informacje z MSWiA, MON czy służb i są koordynowane. W momencie ogłoszenia projektu w RCB pracowało ok. 70 osób, teraz jest ich już tylko 50. Wiedząc, że instytucja ma być rozwiązana, ludzie szukają innej pracy. Ale nie zmienia to tego, że RCB wciąż musi wykonywać zadania. Jakie są skutki zmniejszonego zatrudnienia? Jak mówią nam osoby znające sytuację, w tym roku może być problem z przygotowaniem raportu o stanie bezpieczeństwa narodowego. To dokument aktualizowany co dwa lata, najnowszy ma być gotowy w marcu.

MSWiA kontra prezydent

– Obecna formuła funkcjonowania RCB nie spełnia oczekiwań i sprawdza się wyłącznie w bardzo ograniczonym zakresie. W praktyce oznacza to, że Rządowe Centrum Bezpieczeństwa nie może realizować zadań i podejmować wiążących decyzji w sprawach konstytucyjnie przypisanych właściwym ministrom, zarówno w fazie zapobiegania czy przygotowania, jak i w sytuacji zaistnienia sytuacji kryzysowej, tj. w fazie reagowania, a także odbudowy – tak urzędnicy z wydziału prasowego MSWiA argumentują konieczność likwidacji RCB. Inne uzasadnienie, o jakim słyszymy, to niesatysfakcjonujące plany przygotowane na okoliczność pandemii czy kryzysu migracyjnego.
Ale przeciw jest m.in. prezydenckie Biuro Bezpieczeństwa Narodowego. – Koordynacja takich kwestii powinna być pod premierem, a nie w jednym resorcie MSWiA. Ona jest potrzebna na poziomie Rady Ministrów, bo trudno sobie wyobrazić, by w razie kryzysu np. minister spraw wewnętrznych nakazywał coś chociażby ministrowi zdrowia, to są oddzielne księstwa – tłumaczy rozmówca DGP związany z BBN.
Opór w obozie prezydenckim może budzić także to, że proponowane rozwiązania są sprzeczne ze Strategią bezpieczeństwa narodowego, którą zatwierdził prezydent. Tam wprost zapisano, że RCB ma być jednym z elementów zarządzania bezpieczeństwem narodowym.
Wiadomo również, że sam projekt nie zyskał uznania w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Zapewne jednym z powodów jest przepis, który przewiduje, że „w przypadkach niecierpiących zwłoki ochronę ludności sprawuje minister właściwy do spraw wewnętrznych, niezwłocznie informując o swoich działaniach Prezesa Rady Ministrów”. Sformułowanie „niezwłocznie” nie jest precyzyjne, co oznacza, że de facto minister spraw wewnętrznych mógłby działać na własną rękę.

Czy to będzie spójny system?

Ale kontrowersji wokół projektu tej ustawy jest więcej. Jednym z zarzutów jest to, że zagrożenia militarne w żaden sposób nie łączą się z tymi cywilnymi. „Nie jest założeniem projektodawców tworzenie odrębnych systemów, ale właśnie istnienie jednego zunifikowanego i kompleksowego układu, zapewniającego współdziałanie i koordynację wielu zróżnicowanych rzeczowo i przestrzennie podmiotów działania” – napisał prof. dr hab. Marek Szydło, przewodniczący Rady Legislacyjnej. „Funkcjonowanie systemu zarządzania kryzysowego wyłącznie w ramach ochrony ludności może spowodować, że w niedługim czasie powstaną odrębne systemy nakierowane na funkcjonowanie ochrony bezpieczeństwa i porządku publicznego, w tym Policji oraz obrony narodowej, w tym Sił Zbrojnych RP, a w ślad za tym będą tworzone przepisy odrębne, co końcowo przyniesie efekt odwrotny od zakładanego”.
Zagrożenie jest więc takie, że zamiast bardziej spójnego systemu ochrony będziemy mieli jeszcze bardziej rozczłonkowany, którego elementy działają samodzielnie. W innej opinii o ustawie można przeczytać, że funkcjonujący system jest likwidowany, a ten nowy obejmie tylko niewielką część tego starego. ©℗