Zbliżające się posiedzenie Sejmu wiele nam powie o tym, jak daleko nam do pieniędzy z KPO oraz jaki jest realny stan gry w koalicji rządzącej.

Większość naszych rozmówców spodziewa się, że PiS może w końcu podjąć próbę przegłosowania ustawy wiatrakowej (10H) – z udziałem ziobrystów lub przy pomocy opozycji, np. ludowców. Będzie to więc klasyczna próba sił pomiędzy PiS a Solidarną Polską. Tyle że tym razem stawką w tym przesileniu jest odblokowanie 36 mld euro z KPO.
Ustawa wiatrakowa to – przynajmniej w mniemaniu polskiego rządu – ostatni kamień milowy, który musimy odhaczyć, by móc złożyć kompletny, pierwszy wniosek o płatność. Tymczasem PiS od dłuższego czasu nie jest w stanie dogadać się z ziobrystami co do tego, jak dalece zliberalizować przepisy dotyczące dopuszczalnej odległości wiatraków od zabudowań. Ten spór to nie tylko kwestia partyjnych pryncypiów, w ramach których każde ugrupowanie próbuje zaznaczyć własną tożsamość. To kolejny raz, gdy konflikt w koalicji wywołuje sposób sformułowania kamienia milowego. Kamień „wiatrakowy” mówi, że „ogólna zasada 10H zostanie utrzymana, przy równoczesnym umożliwieniu odchyleń od niej oraz przyznaniu poszczególnym gminom większej władzy w zakresie określania lokalizacji farm wiatrowych w ramach procedury opracowywania miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego”. Takie sformułowanie daje pole do forsowania swojej wizji zarówno PiS, jak i Solidarnej Polsce. Na razie PiS próbuje namówić ziobrystów do poparcia ustawy wiatrakowej – negocjuje szczegóły dotyczące odległości i wychodzi z nowymi propozycjami, np. by był obowiązek przekazania 5 proc. energii produkowanej z konkretnej farmy lądowej – w formie tzw. prosumenta wirtualnego – na rzecz społeczności lokalnej. – Chcemy dać Ziobrze jakiś argument, by poparł projekt – przyznaje osoba z PiS.
Przeciąganie liny trwa, a cenny czas ucieka. – Jeśli w grudniu tej ustawy nie przyjmiemy, to możemy się pożegnać z KPO. W roku wyborczym Komisja Europejska będzie jeszcze bardziej skłonna rzucać nam kłody pod nogi, grając na zmianę władzy w Polsce – uważa nasz rozmówca z klubu PiS. Tyle że nasz inny rozmówca z obozu władzy przekonuje, że klimat rozmów z KE ostatnio się poprawił, co może przybliżyć rząd do odblokowania pieniędzy z KPO. Najwięksi optymiści w PiS sądzą, że do porozumienia z Komisją może dojść jeszcze w tym miesiącu.
Ewentualne uchwalenie ustawy wiatrakowej będzie dla Ziobry o tyle kłopotliwe, że blokada pieniędzy z KPO zacznie wisieć wyłącznie na kwestii sądów. Zresztą Mateusz Morawiecki już szykuje pod to grunt, pozwalając sobie na – rzadko spotykaną w jego wykonaniu – ostrą krytykę dokonań koalicjanta. „Większego chaosu i kłopotów, niż mamy obecnie w sądownictwie, już chyba mieć nie możemy (...). Sądownictwo zostało doprowadzone do stanu półzapaści i myślę, że będzie wegetowało do momentu, gdy nastąpi jakaś poprawa, a może i szersza zgoda na zmiany” – stwierdził Mateusz Morawiecki w wywiadzie dla tygodnika „Sieci”. Pytanie, czy jeśli to przekonanie się utrwali w opinii publicznej, to czy nie uruchomi to zupełnie nowego scenariusza – że pora Ziobry się pozbyć, odblokować pieniądze z KPO i wykorzystać ten sukces potrzeby kampanii. A potem ewentualnie ściągnąć ziobrystów z powrotem, tylko na innych zasadach, które narzuci im PiS.
Politycy Solidarnej Polski zdają sobie sprawę, że w PiS rośnie pokusa dla większych poświęceń w imię pieniędzy z KPO oraz że tym poświęceniem mogą się okazać korekty w prezydenckiej ustawie o SN czy ustawie kagańcowej – o czym pisaliśmy wczoraj w DGP. – My tej ustawy nie poprzemy i Morawiecki pewnie doprowadzi do zniszczenia Zjednoczonej Prawicy. Przecież to pełna kapitulacja, większa niż przy ustawie prezydenckiej. Za kilka miesięcy będzie paraliż w sądach, nas wtedy raczej w Zjednoczonej Prawicy nie będzie – odgraża się jeden z ziobrystów.
Na ten moment Zbigniewa Ziobrę chronią co najmniej dwie rzeczy. Po pierwsze to wotum nieufności, złożone wobec niego przez opozycję, które musi być rozpatrzone na tym posiedzeniu Sejmu. O tym, że minister zostanie obroniony, wprost powiedzieli już i Jarosław Kaczyński, i Mateusz Morawiecki. Podobne zapewnienia słyszymy w nieoficjalnych rozmowach z politykami PiS. – Ziobryści strasznie panikują, ale nie ma szans, by ktoś u nas pomylił guziki przy głosowaniu – zapewnia współpracownik premiera. Druga rzecz to konieczność uchwalenia przyszłorocznego budżetu państwa, uwzględniającego m.in. nowe, ponadprzeciętne wydatki na zbrojenia (trzecie czytanie sprawozdania komisji sejmowej zaplanowano na ten czwartek).
Tym samym tegoroczny sezon polityczny właściwie się domknie, wszystkie ugrupowania wejdą w tryb kampanijny, a wtedy sytuacja może być dynamiczna i nieprzewidywalna. Największym zagrożeniem dla ziobrystów jest sytuacja, w której PiS narzuca Solidarnej Polsce nowe warunki dotyczące układania list wyborczych. – Zbigniewowi Ziobrze zostało już wprost zakomunikowane, że nie będzie miał na listach więcej osób niż ma posłów – mówi nam osoba z PiS. W samej partii rządzącej także widać oznaki mobilizacji. Wczoraj klub PiS zebrał się na Nowogrodzkiej. – Zapewne chodzi o zwarcie szeregów przedwyborczo, ustalenie zasad tworzenia list, że trafią na nie tylko ci, którzy ciężko pracują – mówił nam wczoraj jeszcze przed tym spotkaniem polityk PiS.
Osobną kwestią jest wojna PiS z opozycją. Na tym posiedzeniu Sejm ma zająć się ustawą o komisji weryfikacyjnej. Oficjalnie komisja ma się zajmować wpływami rosyjskimi na bezpieczeństwo Polski, ale ma też mieć możliwość karać i pozbawiać prawa zajmowania stanowisk publicznych na 10 lat w procedurze administracyjnej, a nie sądowej. Ani politycy PiS, ani opozycji nie mają wątpliwości, że głównym celem mają być politycy opozycji PO i PSL, komisja ma dać PiS możliwość grillowania ich w kampanii. – Opozycja nie powinna uczestniczyć w komisji, która zagraża porządkowi konstytucyjnemu i może wpływać na wynik wyborczy poprzez wydawanie decyzji administracyjnych o pozbawieniu możliwości sprawowania funkcji publicznych – mówi ważny polityk opozycji. PO ma obawy, że prace komisji będą okazją do wykorzystywania w kampanii materiałów służb specjalnych.
To tylko kolejny sygnał zapowiadający brutalną kampanię wyborczą.
Politycy Solidarnej Polski zdają sobie sprawę, że w PiS rośnie pokusa dla większych poświęceń w imię otrzymania pieniędzy z KPO