Spada liczba jednorazowych wypłat z tytułu urodzenia dziecka z ciężkim i nieodwracalnym upośledzeniem

Z najnowszych danych Ministerstwa Rodziny wynika, że w I półroczu tego roku wypłacono 1957 świadczeń. W porównaniu z tym samym okresem 2021 r. spadek wyniósł niemal 5 proc. Ubiegły rok z kolei upłynął pod znakiem znacznej zwyżki składanych wniosków w stosunku do 2020 r. (4180, czyli o 7,3 proc. więcej). Było to jednak pierwsze 12 miesięcy obowiązywania nowych przepisów po wyroku TK w sprawie aborcji. Warto przy tym zaznaczyć, że liczba urodzeń dzieci sukcesywnie w tym czasie spadała. Między 2017 a 2019 r. o 3,4 proc. rocznie, w 2020 r. już o 5,2 proc., by w roku ubiegłym wynieść 6,7 proc.
Przypomnijmy: ustawa „za życiem” z 2016 r. wprowadziła jednorazowe świadczenie w wysokości 4 tys. zł wypłacane w sytuacji, gdy urodzi się dziecko z ciężkim i nieodwracalnym upośledzeniem. Nabrała szczególnego znaczenia, gdy niemal dwa lata temu Trybunał Konstytucyjny uznał przesłankę embriopatologiczną przerwania ciąży za niekonstytucyjną. W praktyce oznacza to brak możliwości legalnej aborcji w przypadku, gdy badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu.
Ustawa, a następnie program „Za życiem” były odpowiedzią na protesty uliczne, poczynając od czarnych marszy. Z organizacji kobiecych słyszymy, że od wyroku TK liczba osób zwracających się do nich o wsparcie w aborcji systematycznie rośnie. W zestawieniu z trendem spadkowym urodzeń, osób uprawnionych do świadczenia jest w skali kraju coraz mniej. Mimo upływu lat wysokość świadczenia nie została zmieniona. Brakuje też realnego wsparcia psychologicznego dla kobiet, które urodziły chore dzieci. – Zestawiając wszystkie źródła wsparcia, na które może liczyć rodzina, w której pojawi się ciężko chore dziecko, trzeba jasno powiedzieć, że nie wyrównują one wzrostu wydatków ze względu na potrzeby medyczne i wsparcie rozwoju dziecka – mówi Maria Libura, ekspertka Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego ds. zdrowia, kierownik Zakładu Dydaktyki i Symulacji Medycznej Collegium Medicum Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, członek rady ekspertów przy rzeczniku praw pacjenta. – Samo jednorazowe świadczenie w wysokości 4 tys. zł nie rozwiązuje żadnego problemu. To bardziej gest symboliczny, o którym się mówi: dobrze, że choć tyle. Ciężka, nieuleczalna choroba to wyzwanie na całe życie, bez względu na to, ile będzie trwało. I takie rozwiązania, na całe życie, są potrzebne. Wniosek o świadczenie składa się w ciągu 12 miesięcy od urodzenia dziecka. Przekroczenie terminu powoduje, że pieniądze nie zostaną wypłacone. Tymczasem nie wszystkie choroby wrodzone rozpoznaje się od razu po urodzeniu. Objawy mogą pojawić się później, a sam proces diagnostyczny często ciągnie się latami. Jeśli choroba wrodzona nie została wychwycona w okresie prenatalnym, noworodkowym czy w badaniach przesiewowych, skompletowanie dokumentacji może być trudne, a nawet niemożliwe.
Ewa Suchcicka, prezeska Stowarzyszenia Bardziej Kochani, zwraca uwagę, że dyskusja o tym, by podnieść wysokość jednorazowego świadczenia, trwa od dłuższego czasu. Podobnie jak pozostałych świadczeń. – Z jednej strony faktycznie porównanie tego, na co dziś mogą liczyć rodziny, z tym, co było dekadę i więcej temu, pokazuje, jak bardzo pomoc państwa urosła. Z drugiej – rodzin, które borykają się z problemami dziś, nie interesuje to, co było. Szukają pomocy teraz. I to, co zdecydowanie należałoby poprawić, to wsparcie informacyjne. Powinni dostawać na starcie pakiet danych, gdzie i do kogo się udać. Warto im uświadomić, jak wielka pomoc płynie też ze strony fundacji i stowarzyszeń – tłumaczy Suchcicka. Jednocześnie wylicza, że rodzic dziecka z niepełnosprawnością otrzymuje świadczenie w wysokości 2119 zł. W tym czasie są też odprowadzane za niego składki emerytalne. Warunkiem jednak jest rezygnacja z pracy zarobkowej. Co więcej, kwota jest stała bez względu na liczbę dzieci z niepełnosprawnościami.
Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej przyznaje, że trwają analizy możliwości budżetowych związanych z podniesieniem jednorazowego świadczenia i zmian w ustawie „Za życiem”. Zdaniem ekspertów prace powinny przyspieszyć, bo dziś zamiast o realnej pomocy można mówić bardziej o skandalu związanym ze świadczeniami. Za taki niektórzy eksperci uważają to, że do świadczenia pielęgnacyjnego nie można dorobić. – Widać, że państwo realizuje utylitarną politykę prorodzinną: inwestuje zwłaszcza w zdrowe, liczne rodziny, bo to kapitał społeczny i gospodarczy. Osuwamy się w darwinizm społeczny: dziecko z niepełnosprawnością, zwłaszcza intelektualną, nie jest perspektywiczne – mówi Maria Libura.
Paweł Kubicki, doktor nauk ekonomicznych z SGH, który zajmuje się badaniem polityki publicznej, dodaje natomiast, że brak możliwości podjęcia pracy powoduje wykluczenie i skazuje najczęściej kobietę, która zajmuje się niepełnosprawnym dzieckiem, na emeryturę minimalną, o ile dziecko będzie żyło na tyle długo. Jego zdaniem układ, w którym jeden rodzic ponosi główny ciężar opieki i jest w efekcie gorzej sytuowany materialnie, to forma systemowej przemocy ekonomicznej.
Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej informuje natomiast, że nie prowadzi prac nad zmianami w tym zakresie. Zwraca uwagę, że byłoby to sprzeczne z celem świadczenia, jakim jest częściowe zrekompensowanie dochodów, które opiekun utracił na skutek rezygnacji z zatrudnienia lub z powodu niepodejmowania go w związku z koniecznością zapewnienia stałej opieki niepełnosprawnemu członkowi rodziny. ©℗