Przebieg wojny na Ukrainie potwierdził to, o czym Prawo i Sprawiedliwość mówiło, idąc do wyborów w 2015 r. Położenie geograficzne Polski i odradzający się rosyjski imperializm powoduje, że musimy mieć nowoczesne, doskonale wyszkolone i - co równie ważne - liczne siły zbrojne. Rosyjska agresja na Ukrainę ostatecznie obaliła pseudoteorie o tym, że jakąkolwiek wojnę można wygrać jedynie lekką piechotą i lekkim sprzętem.

Obserwujemy tradycyjny brutalny konflikt zbrojny, w którym wygra ten, kto posiada więcej żołnierzy, artylerii i broni pancernej. Dlatego potrzebujemy co najmniej 300-tysięcznej armii i dlatego też zbudowaliśmy solidny fundament w postaci ustawy o obronie ojczyzny, by w najbliższych latach osiągnąć ten cel.
To oczywiste, że tak licznego wojska nie zbudujemy zaledwie w pół roku - bo tyle minęło od wejścia w życie nowych przepisów. Docelowej liczebności nie osiągniemy szybciej niż w ciągu pięciu lat i każdy, kto choć trochę zna się na wojskowości, ma tego pełną świadomość. Mierzymy się z wieloma wyzwaniami - generacyjnymi, demograficznymi czy też rekordowo niskim bezrobociem. Mimo tych wszystkich aspektów, które utrudniają pozyskiwanie nowych rekrutów do Wojska Polskiego, odnotowujemy na tym polu pierwsze sukcesy.
Zarzut, który pojawił się na łamach „Dziennika Gazety Prawnej” (chodzi o tekst „Armia nie rośnie. Zawodowi żołnierze odchodzą” autorstwa Macieja Miłosza z DGP z 1.09 - red.) o nieznacznym spadku liczby żołnierzy, jest chybiony.
Autor całkowicie pominął żołnierzy dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej, których w służbie mamy obecnie prawie 3,8 tys. Ci żołnierze mogą działać w ten sam sposób, co żołnierze zawodowi. Są etatowymi żołnierzami, pobierają wynagrodzenia, mogą i chcą w każdej chwili bronić naszej ojczyzny w razie konfliktu, pomagać w walce ze skutkami epidemii czy też w razie kryzysu na granicy polsko-białoruskiej. Do końca roku przeszkolimy jeszcze ok. 7 tys. żołnierzy dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej. Zakładamy, że co najmniej połowa z nich zostanie żołnierzami zawodowymi, a pozostali będą wyszkolonymi i gotowymi do walki rezerwistami. Wprowadzając dobrowolną zasadniczą służbę wojskową, całkowicie zmieniliśmy system przyjmowania do wojska żołnierzy w stopniu szeregowych. Wcześniej mogli oni wejść w szeregi armii już po 28-dniowym szkoleniu. Obecnie chcemy ich szkolić maksymalnie rok, tak aby stali się zawodowcami posiadającymi wszelkie niezbędne umiejętności. Efekt w postaci większej liczby żołnierzy zawodowych będzie więc widoczny już za kilka miesięcy. W szeregi wojsk zawodowych wejdą też za chwilę studenci uczelni wojskowych od II roku studiów. To ponad 5 tys. osób i nie jest to jedynie kreatywna księgowość. Podchorążowie stali się z mocy ustawy żołnierzami zawodowymi, którzy oprócz nauki będą mogli być także wykorzystywani do zadań stricte wojskowych.
Niezrozumiałe jest dla mnie porównywanie stanu ewidencyjnego armii w wybranym, pasującym do tezy autora miesiącu. Czy jeśli okaże się, że w sierpniu liczba żołnierzy jest większa, to powstanie na ten temat kolejny artykuł? Jest jedna podstawowa zasada - liczebność Wojska Polskiego powinniśmy porównywać na koniec roku kalendarzowego. Według naszych symulacji na koniec 2022 r. będziemy mieli ponad 120 tys. żołnierzy. Doliczając do tego żołnierzy dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej, odnotujemy skokowy wzrost liczebności Sił Zbrojnych RP.
Odejścia z Wojska Polskiego utrzymują się na podobnym poziomie. Faktem jest, że ostatnie trudne lata - kryzys na granicy, pandemia czy wojna za naszą wschodnią granicą - oddzieliła chłopców od mężczyzn i niektórzy żołnierze zrezygnowali ze służby przed osiągnięciem uprawnień emerytalnych. To naturalny proces, ale widzimy pozytywne strony tego zjawiska. Potrzebujemy twardych ludzi na trudne czasy, a w zamian oferujemy im godne zarobki, atrakcyjne perspektywy i służbę w nowoczesnych oraz dobrze wyposażonych siłach zbrojnych.
Jako minister obrony narodowej jestem przyzwyczajony do krytyki. Krytykowano mnie, gdy decydowałem o przerzucaniu wojska z zachodu na wschód. Krytyka ustała, gdy okazało się, że obrona każdego skrawka terytorium jest niezbędna - co udowodniła wojna w Ukrainie. Krytykowano mnie za zakup myśliwców F-35 i bayraktarów. Przestano, gdy tureckie drony zaczęły sprawdzać się w boju, a do F-35 ustawiają się wieloletnie kolejki. Krytykowano mnie za przyśpieszanie procedur zakupowych w Wojsku Polskim. Gdy okazało się, że szybkie zbrojenia w obecnej sytuacji międzynarodowej są absolutnie niezbędne, głosy krytyków ucichły. Jestem konsekwentny w swoim działaniu i gwarantuję, że doprowadzę do 300-tysięcznej armii. Efekty będą widoczne już pod koniec roku.
Jutro do polemiki odniesie się autor tekstu