Pierwszego września opublikowałem tekst „Armia nie rośnie. Zawodowi żołnierze odchodzą”. Wczoraj na łamach DGP polemizował z nim minister obrony i wicepremier Mariusz Błaszczak. Stwierdził, że „zarzut o nieznacznym spadku liczby żołnierzy jest chybiony”. Przypomnę fakty: liczba żołnierzy na koniec lipca wyniosła 111 259 i była o prawie 300 mniejsza niż dokładnie rok wcześniej.

Minister stwierdził też, że „całkowicie pominąłem żołnierzy dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej”. Być może to przeoczenie, być może po prostu wicepremier nie doczytał do końca mojego tekstu, ale cytowałem tam urzędników MON w następujący sposób: „Złożono ponad 14 tys. wniosków do dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej, z czego ponad 2800 osób jest po szkoleniu podstawowym, a ponad 1500 właśnie odbywa szkolenie. Około 7 tys. osób zakończyło badania i przeszło formalności rekrutacyjne”.
Minister napisał też, że „niezrozumiałe jest dla niego porównywanie stanu ewidencyjnego armii w wybranym, pasującym do tezy autora miesiącu”. Pominął to, że w tekście pokazane są dane z ośmiu lat wstecz dokładnie dla tego samego dnia. Porównywałem więc jabłka do jabłek. Trudno o bardziej poprawne metodologicznie porównanie. O dane pytałem w sierpniu, dlatego poprosiłem o liczby z końca poprzedniego miesiąca – lipca. Przypomnę, że w tym tekście pokazałem oficjalne liczby resortu.
Jednocześnie minister potwierdza podaną przeze mnie przyczynę odchodzenia dużej liczby żołnierzy zawodowych, którą był m.in. kryzys na granicy. Ale warto zauważyć, że w tym tekście, gdzie minister podkreśla wiele swoich zasług, pada ważna deklaracja – „docelowej liczby żołnierzy (czyli 300 tys.) nie osiągniemy szybciej niż w ciągu pięciu lat”. I z tego pana ministra będzie można rozliczać. Po prostu trzymając się faktów. Jak w tekście DGP, z którym minister Błaszczak polemizował.
Maciej Miłosz