- Przy wyborczej kulminacji rośnie ryzyko błędów ludzkich, a to może mieć znaczenie, zwłaszcza w przypadku wyborów samorządowych, gdzie różnica głosów często jest niewielka - mówi Magdalena Pietrzak, szefowa Krajowego Biura Wyborczego.

Czy przesuwanie wyborów samorządowych - z uwagi na kolizję z parlamentarnymi - z jesieni 2023 r. na wiosnę 2024 r. to dobry pomysł?

Państwowa Komisja Wyborcza (PKW) – jako stały najwyższy organ wyborczy w Polsce – nie jest uprawniona do wydawania opinii i zajmowania stanowisk w sprawach o charakterze politycznym. Podobnie Krajowe Biuro Wyborcze (KBW).

To zapytamy inaczej - czy to jest pomysł wykonalny?

PKW jest zobowiązana do wykonywania przepisów w każdych okolicznościach. My przygotujemy obie elekcje, które zgodnie z obecnie obowiązującym prawem odbyć się mają jesienią przyszłego roku. Tylko należy mieć świadomość, że wtedy obie kampanie wyborcze częściowo się na siebie nałożą, podobnie jak czynności wynikające z kalendarza wyborczego.

Samorządowcy przeciwni przenoszeniu wyborów twierdzą, że gdyby lokalne odbyły się w pierwszym możliwym terminie, czyli 23-24 września, a parlamentarne na początku listopada, to obie elekcje oddalimy od siebie o 6 tygodni. To nie wystarczająco?

Pytanie tylko, czy Prezydent RP zdecyduje się na wybory 5 listopada – to niedziela tuż po długim weekendzie, a to może negatywnie wpłynąć na frekwencję. Trzeba też pamiętać, że wybory samorządowe zarządza Premier, a parlamentarne Prezydent. Obowiązują ich konkretne terminy. Wybory do rad zarządza się nie wcześniej niż na cztery miesiące i nie później niż na trzy miesiące przed upływem ich kadencji. Z kolei wybory do Sejmu i Senatu zarządza się nie później niż na 90 dni przed końcem kadencji obu izb. W związku z tym nie ma możliwości, żeby terminy wyborcze i kampanie się na siebie nie nałożyły, nawet przy maksymalnym oddaleniu obu elekcji. Mało tego, to oddalenie dotyczy tylko pierwszej tury wyborów samorządowych, druga wypada dwa tygodnie później, przez co jeszcze bardziej zbliży się do głosowania do Sejmu i Senatu.

Z punktu widzenia KBW, jakiego rodzaju trudności przy tej kolizji wyborczej mogą nastąpić?

Należy zwrócić uwagę, że przeprowadzenie najtrudniejszych organizacyjnie wyborów – wyborów samorządowych, w których funkcjonują tysiące komitetów wyborczych i zgłaszanych są setki tysięcy kandydatów, w zbliżonym terminie do wyborów parlamentarnych, które również są skomplikowane organizacyjnie, spowoduje szereg trudności zarówno dla organów wyborczych, jak również dla gmin, które odpowiadają za organizację wyborów na szczeblu lokalnym. Problemy te dotyczyć mogą podstawowych kwestii takich jak zapewnienie terminowego druku kart do głosowania, a pamiętać należy, że w przypadku wyborów samorządowych do wydrukowania będzie szereg mutacji kart do głosowania, co stanowi dodatkową trudność dla drukarni – dla przykładu w każdej gminie do 20 tysięcy mieszkańców jest aż 18 rodzajów kart do głosowania. W całym kraju wzrośnie zapotrzebowanie na papier, a pamiętajmy, że wydrukować trzeba będzie karty do głosowania dla całego kraju w bardzo krótkim czasie - najpierw na jedną turę wyborów samorządowych, potem drugą, a następnie na kolejne głosowanie do Sejmu i Senatu. Gminy będą też miały kłopot z przechowywaniem jednocześnie ogromnej liczby dokumentów z wyborów - trzeba je gdzieś składować zanim po trzech miesiącach trafią do archiwów państwowych, czy też zapewnić właściwą liczbę tablic przewidzianych do darmowego umieszczania plakatów wyborczych przez komitety wyborcze, co przy tak dużej liczbie komitetów z pewnością nastręczy trudności. Powstanie problem z pozyskaniem odpowiedniej liczby kandydatów na członków komisji wyborczych, a także z właściwym przeszkoleniem tych osób, a pamiętać należy, że duża ich część zostaje członkami komisji przy kolejnych wyborach, zatem niemal jednocześnie posiąść będą musieli wiedzę w odmiennym zakresie. Ponadto w małych gminach, a tych jest większość w Polsce, za organizację wyborów odpowiadają z reguły pojedyncze osoby, zatem pracownicy urzędów gmin zostaną nad wyraz obciążeni pracą, i prawdopodobne stanie się posiłkowanie się innymi pracownikami urzędów, co powodować będzie dezorganizację ich pracy.

A jeśli chodzi o komplikacje dla komitetów i kandydatów?

W ich przypadku skomplikowaną kwestią mogą być nakładające się kampanie i wynikające z tego faktu trudności z finansowaniem, dotarciem do wyborców, czy choćby znalezieniem miejsca na plakaty. Komitety staną przed wyzwaniem klarownego rozliczenia wydatków, zwłaszcza jeśli ich kandydaci najpierw wystartują w wyborach lokalnych, a potem parlamentarnych. Wskazać także należy, że przeprowadzenie tych wyborów w zbliżonym terminie będzie stanowiło problem dla części wyborców, np. dla osób głosujących przez pełnomocnika, którzy będą posiadali odrębne akty pełnomocnictwa dla obu rodzajów wyborów i przedłożą niewłaściwy akt w danych wyborach. Wyborcy mogą się w tym wszystkim zwyczajnie pogubić. Obawiam się też, że przy wyborczej kulminacji rośnie ryzyko błędów ludzkich. A to może mieć znaczenie, zwłaszcza w przypadku wyborów samorządowych, gdzie różnica głosów często jest niewielka, czasem może wynieść raptem dwa, trzy głosy. Skutkiem nawet drobnych błędów w takiej sytuacji może być uznanie przez sąd, że miało to wpływ na wynik wyborów i w konsekwencji konieczność ich powtórzenia.

Tylko że jeśli wybory lokalne przeniesiemy na wiosnę 2024 r., pojawi się ryzyko kolizji z eurowyborami.

Ale trzeba wziąć pod uwagę, że wybory do Parlamentu Europejskiego są prostsze do przygotowania - jest mniejsza liczba komitetów i kandydatów i liczba czynności wyborczych do wykonania. Organizacyjnie najtrudniejsze są wybory samorządowe, dlatego ustawodawca nie przewidział w ogóle możliwości połączenia ich z jakimikolwiek innymi. Kodeks wyborczy dopuszcza jedynie połączenie wyborów do Sejmu i Senatu z wyborami Prezydenta RP.

Ostatnie dwie elekcje do PE wypadły pod koniec maja. Ale jest pewna swoboda w wyznaczaniu tej daty. Czy to jednak nie jest zbyt ryzykowne, by w tych okolicach robić wybory lokalne?

Mogę powiedzieć tylko, że dla nas im dłuższy czas pomiędzy wyborami, tym lepiej.

Pojawiają się głosy, że przesunięcie wyborów samorządowych byłoby niezgodne z konstytucją. Prof. Ryszard Piotrowski mówi, że konstytucja mówi o przedłużeniu kadencji samorządowej tylko w przypadku stanu nadzwyczajnego.

Powtórzę - PKW i KBW nie wypowiadają się w sprawach o charakterze politycznym. Podkreślić należy, że Komisja podejmuje działania wyłącznie w zakresie ustawowych uprawnień, a w zakresie zarządzania wyborów Kodeks wyborczy przewiduje, że PKW jedynie opiniuje, co do zgodności z przepisami prawa, kalendarz wyborczy ustalony w akcie o zarządzeniu wyborów. Ma też ustawowy obowiązek zorganizować wybory w wyznaczonym terminie.

Tylko w sytuacji wyborczej kumulacji jesienią 2023 r. nie jesteście w stanie na 100 proc. ręczyć za finalny efekt?

Jako organ odpowiedzialny za przygotowanie i organizację wyborów mam obowiązek poinformowania, jakie trudności mogą wystąpić. Mam bowiem świadomość, że osoby, które nie mają bezpośrednio kontaktu z działaniami w zakresie przygotowania wyborów, nie zdają sobie sprawy z szeregu czekających nas implikacji.

Co jeszcze wyborcza kolizja oznacza dla komitetów wyborczych?

Podstawowym problemem będzie rozdzielenie kampanii. Zauważyć należy, że biorąc pod uwagę doświadczenia z wcześniejszych wyborów istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, iż część kandydatów będzie kandydowała zarówno do Sejmu albo do Senatu, jak i do organów samorządu terytorialnego. Ich kampania wyborcza w pewnym okresie będzie praktycznie nie do rozdzielenia. Może zdarzyć się, że będą oni kandydowali w tych wyborach z różnych komitetów wyborczych. Komitety te będą miały dużą trudność we właściwym rozliczeniu kampanii wyborczej i sporządzeniu sprawozdań finansowych. Trudności te będą tym większe, że część komitetów wyborczych będzie prowadziła równoległą kampanię wyborczą zarówno w wyborach parlamentarnych, jak i samorządowych. Należy zauważyć, że zgodnie z przepisami Kodeksu wyborczego na każde wybory jest tworzony nowy komitet. Ale już np. w przypadku utworzenia go przez partię polityczną, występować musi pod taką samą nazwą w wyborach parlamentarnych i samorządowych, gdyż Kodeks wprost określa ich nazwę. W konsekwencji będą mieć problem z uzyskaniem NIP-u i REGON-u, skoro komitety będą się tak samo nazywać. Mimo to muszą one prowadzić odrębną gospodarkę finansową i złożyć odrębne sprawozdania finansowe z obu tych wyborów. W przypadku prowadzenia dwóch kampanii wyborczych w tym samym czasie będzie to bardzo trudne. Często też się zdarza, że kandydaci startując w jednych i drugich wyborach, w przypadku wyborów samorządowych próbują sił z własnego komitetu, tylko przy poparciu konkretnej partii politycznej, a w parlamentarnych już z listy partyjnej. To wszystko jeszcze bardziej skomplikuje rozliczanie kampanii. W konsekwencji organy wyborcze badające sprawozdania finansowe - PKW w wyborach parlamentarnych oraz PKW i komisarze wyborczy w wyborach samorządowych - będą miały duży problem z oceną prawidłowości gospodarki finansowej komitetów wyborczych.

Może się zdarzyć, że jeśli kandydat z wyborów samorządowych wystartuje potem w parlamentarnych, to niekoniecznie będzie już wiadomo, czy czasem nie zdobył mandatu w tych pierwszych?

Proces zliczania głosów faktycznie najdłużej trwa przy wyborach samorządowych. Troszkę to będzie trwało, ale na pewno będzie to wcześniej niż nadejdzie dzień głosowania na posłów i senatorów.

A czy w przypadku nałożenia się obu kampanii możliwa jest trochę absurdalna sytuacja, że tego samego dnia na jedne wybory będzie obowiązywała cisza wyborcza, a na drugie już nie?

Biorąc pod uwagę obecnie obowiązujące przepisy – tak. Może się zdarzyć, że z powodu ciszy zostanie zawieszona kampania samorządowa, ale jeśli kandydat wystartuje też np. do Sejmu, będzie miał prawo prowadzić kampanię do tych drugich wyborów. To będzie sytuacja kuriozalna. Kandydaci do różnych wyborów będą agitowali na swoją rzecz, przez co wyborcy mogą być zdezorientowani. Tym bardziej, że liczba komitetów samorządowych jest przytłaczająca. To przecież także wiąże się z dostępem do mediów, darmowego czasu antenowego. Również prowadzanie kampanii informacyjnej dla wyborców, a ściślej jej odbiór, będzie utrudniony. Należy zauważyć, że w obu rodzajach tych wyborów jest innych zakres osób uprawnionych do wzięcia w nich udziału, inne zasady ujmowania wyborców w spisie wyborców, inny sposób głosowania, kwestia zaświadczenia do głosowania poza miejscem zamieszkania - obowiązują przy wyborach parlamentarnych, ale przy samorządowych już nie. Wiemy, że wyborcy nie do końca rozumieją te mechanizmy i w którymś momencie mogą nie wiedzieć, który termin upływa. Ponadto PKW wykonując obowiązek informacyjny będzie udostępniała w mediach w tym samym czasie spoty instruktażowe dla wyborców dotyczące różnych wyborów, upływu różnych terminów na podobne czynności itp. Nie ma możliwości, żeby to się nie nałożyło, gdyż przygotowane spoty zaczynają być emitowane wcześniej niż miesiąc przed danymi wyborami. To naprawdę może wywołać dezorientację wśród wyborców co do działań, jakie powinni podjąć realizując swoje prawa wyborcze.

Słyszymy, że projekt ustawy ma być poselski i już niedługo, bo w lipcu, ma być wniesiony do Sejmu. Czy ktoś ze strony szeroko pojętej rządowej pytał PKW czy KBW o zdanie?

Nie wpłynęło do nas zapytanie w tej sprawie. A jeśli chodzi o projekty, to rzeczywiście jest tradycją w Sejmie, że wszystkie zmiany Kodeksu wyborczego wprowadzane są projektami poselskimi.

Teraz jest pytanie, jak technicznie można zapisać przeniesienie wyborów. Trudno jest w takiej ustawie wskazać konkretny termin.

Nie jest moją rolą podpowiadać posłom, jak mają procedować nad przepisami, ale z naszego punktu widzenia, ze względu na kwestie związane z organizacją wyborów, istotne jest, by z ustawy jednoznacznie wynikało, kiedy kończy się kadencja.

A co pani sądzi o rozwiązaniu, które już raz zastosowano pod koniec lat 90., czyli nie wydłużania kadencji, lecz okresu, w jakim można zarządzić wybory?

Trybunał Konstytucyjny się wypowiadał w tym temacie i jak wiemy, stwierdził, że jest to zgodne z Konstytucją.

My rozmawiamy tu o pewnych trudnościach technicznych, czy to się będzie nakładało, czy nie, ale z drugiej strony wiadomo, że istotnym argumentem dla przeniesienia tych wyborów są nie tyle trudności z kalendarzem wyborczym, ile scenariusz polityczny. Że w wyborach samorządowych jedna partia obawia się efektów tego głosowania dla wyborów parlamentarnych. I co na to KBW?

KBW odpowiada za stronę organizacyjną i wykonanie aktualnie obowiązujących przepisów.

A do kiedy muszą zapaść decyzje?

To wynika z orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego - zmiany w ordynacji wyborczej nie mogą wejść w życie później niż co najmniej sześć miesięcy przed pierwszą czynnością wyborczą, czyli w praktyce przed dniem zarządzającym wybory.

Czyli takie zmiany byłby możliwe do wprowadzenia jeszcze na przełomie roku?

Trzeba uwzględnić całą ścieżkę legislacyjną - Sejm, Senat, ewentualnie ponownie Sejm i Prezydenta.

Przesuwając wybory samorządowe na wiosnę 2024 r. generujemy regularnie co 5 lat potencjalną kolizję z eurowyborami. W tym roku rzeczywiście mamy ryzyko kolizji z wyborami do Sejmu i Senatu, ale kolejna taka sytuacja będzie mieć miejsce dopiero w roku 2043. Czy skórka jest warta wyprawki?

Te wyliczenia są aktualne, o ile gdzieś po drodze nie odbędą się przedterminowe wybory parlamentarne. Jak już mówiłam, dla nas każdorazowo najlepsza byłaby sytuacja, w której wybory są jak najdalej oddalone od siebie.

Bez względu na to, kiedy te wybory będą, to rok 2023 otworzy kolejny 3-letni maraton wyborczy. Czy z punktu widzenia administracji wyborczej widzi pani konieczność jakichś zmian w przepisach?

Państwowa Komisja Wyborcza po każdych wyborach przedstawia Marszałkowi Sejmu, Senatu, Prezydentowi RP i Premierowi takie wnioski. I gros tych postulatów jeszcze nie zostało wprowadzonych. Sprawa jest otwarta.

A które są najważniejsze?

Wprowadzenie centralnego rejestru wyborców. On z jednej strony usprawniłby pracę samorządów, które w tej chwili prowadzą rejestry wyborców. Dziś każda gmina prowadzi oddzielny rejestr i to korzystając z własnego oprogramowania. Jeden wspólny uprościłby procedury. Jest mnóstwo czynności, które powodują dodatkową pracę urzędów przed każdymi wyborami. Ludzie dopisują się do rejestru, do spisu, zmieniają miejsce zamieszkania, czy czasowego pobytu. Takie informacje muszą sobie gminy wzajemnie przekazywać. To wąskie gardło, jest przecież określona liczba pracowników, którzy się tym zajmują. Czasem się zdarza, że ktoś czegoś nie dopatrzy i mamy takie skargi przy każdych wyborach, gdy wyborca stwierdza, że był umieszczony w dwóch spisach. To absolutnie niedopuszczalne. A gdyby był centralny rejestr wyborców, to działałoby automatycznie. Poza tym postulowaliśmy, by wprowadzić elektroniczne zaświadczenia o prawie do głosowania. A z zaświadczeniem można głosować w każdym lokalu w kraju i za granicą, bez uprzedniej wizyty w urzędzie, to rozładuje kolejki w urzędach. Jest jeszcze szereg innych, przede wszystkim technicznych propozycji zmian Kodeksu wyborczego, w tym również wprowadzenie jednej komisji w wyborach samorządowych, skrócenia niektórych terminów, zmiana liczby członków komisji terytorialnych i w obwodach odrębnych.

Chcemy jeszcze wrócić do eurowyborów, bo w propozycji zmian ordynacji znalazły się takie, które - jak rozumiemy - nie spotykały się z waszym dobrym przyjęciem. Chodzi np. o europejski spis wyborców.

W tej chwili wydaje się to nierealne, żeby stworzyć taki spis wyborców. Musiałby zostać zmieniony kodeks i przepisy wykonawcze. W projekcie jest też mowa o europejskim organie wyborczym, któremu Państwowa Komisja Wyborcza musiałaby przekazywać spisy wyborców, listy kandydatów, ale i wyniki. Czyli nie PKW ogłaszałaby tak jak dotąd wynik wyborów, tylko byłaby niejako organem pośrednim. Ale to dopiero projekt w fazie dyskusji między państwami członkowskimi. Jeszcze daleka droga do ewentualnego wejścia w życie.