- Zakładam, że w 2024 r. podpiszemy umowę na dostawy borsuka i ruszymy z produkcją - informuje Bartłomiej Zając, prezes zarządu Huty Stalowej Wola wchodzącej w skład Polskiej Grupy Zbrojeniowej.

Bartłomiej Zając, prezes zarządu Huty Stalowej Wola wchodzącej w skład Polskiej Grupy Zbrojeniowej / Materiały prasowe
Od 2012 r. w Hucie Stalowa Wola jest realizowany program nowego bojowego pływającego wozu piechoty Borsuk. Kiedy można się spodziewać wdrożenia produkcji seryjnej?
Właśnie zakończyliśmy badania wstępne borsuka, wdrażamy zalecenia i rozpoczynamy badania kwalifikacyjne. Są one realizowane pod nadzorem państwowej komisji powołanej przez szefa Agencji Uzbrojenia. W trakcie badań sprawdza się, czy produkt spełnia wszystkie wymagania. W zależności od wyników wyrób jest kwalifikowany do produkcji seryjnej albo trzeba wprowadzić zalecenia. Bywa też, że badania trzeba powtórzyć bądź wykonać uzupełniające. Liczymy, że badania borsuka zakończą się najpóźniej w przyszłym roku.
Niezależnie od tego już teraz rozpoczynamy produkcję czterech dodatkowych prototypów, które powstaną do połowy przyszłego roku. Będą one przeznaczone do badań w otoczeniu systemowym. Chodzi o to, by strona wojskowa rozpoczęła na nich szkolenia, ćwiczenia i badania eksploatacyjno-wojskowe. MON będzie też mógł opracować regulaminy jego użycia i nową taktykę, bo to jest zupełnie inny wóz niż używany obecnie BWP-1. Dzięki temu oszczędzamy czas, bo nie czekamy z tym do zakończenia badań kwalifikacyjnych tego jedynego testowanego egzemplarza. Z naszego punktu widzenia trudno o lepszy model wdrożeniowy dla tak rewolucyjnego wyrobu. Skróci się okres tzw. chorób wieku dziecięcego, bo konstrukcja będzie dojrzewała przy udziale żołnierzy, a wykonawca będzie mógł implementować ich uwagi jeszcze przed uruchomieniem produkcji seryjnej. My jako wykonawca dzięki tym czterem sztukom możemy już teraz opracować technologię produkcji seryjnej i mamy czas, by uruchomić odpowiednie inwestycje z tym związane. Gdy zakończą się badania kwalifikacyjne, będziemy gotowi płynnie przejść do produkcji seryjnej. Zakładamy, że w 2024 r. podpiszemy umowę na dostawy borsuka i wtedy z nią ruszymy.
Jak duża ma być ta produkcja?
Pierwotnie zakładaliśmy, że będziemy produkować batalion, czyli 58 sztuk rocznie. Patrząc na sytuację w Ukrainie, widzimy, że to może być za mało. Wiadomo, że Wojsko Polskie może potrzebować co najmniej 700 sztuk borsuków, w tym tempie dostawy zajęłyby 12 lat.
Czyli będziecie produkować więcej?
Robimy wspólnie z PGZ analizy, jak zdywersyfikować produkcję, która odbywa się w Hucie Stalowa Wola. W kraju tak dużym i uprzemysłowionym jak Polska powinniśmy mieć co najmniej dwa silne ośrodki do produkcji borsuków. Jednym jest oczywiście HSW. Drugi powinien powstać na zachodzie, dalej od zagrożenia. Być może w Poznaniu, może na Śląsku. Prowadzone są rozmowy dotyczące nowego programu pancernego, do którego potrzebna jest infrastruktura podobna, wręcz bliźniacza do tej wymaganej przy wytwarzaniu borsuków. Chodzi o spawanie blach pancernych o dużych gabarytach i dużej grubości oraz wielkie maszyny do obróbki mechanicznej korpusów. Ta obróbka jest wąskim gardłem procesu produkcyjnego. W polskim przemyśle skupionym wokół Skarbu Państwa są takie maszyny.
Nazwijmy rzeczy po imieniu: sugeruje pan, że część produkcji borsuków mogłaby się odbywać w poznańskich zakładach Cegielskiego i Wojskowych Zakładach Motoryzacyjnych?
Jest to jedno z rozwiązań, jakie bierzemy pod uwagę. To jest działanie racjonalne, szczególnie w dobie konfliktu w Ukrainie. Nie mamy żadnych gwarancji, że w przypadku konfliktu zbrojnego Huta nie stanie się jednym z celów.
Jakie problemy technologiczne wiążą się z taką dywersyfikacją produkcji?
Przede wszystkim potrzeba wysoko wykwalifikowanych pracowników, by procesy spawania blach o podwyższonej twardości opanować. Istotna jest produkcja przyrządów spawalniczych, bo to nie jest klasyczne spawanie ręczne. Oddzielną kwestią jest obróbka wielkogabarytowa. W Cegielskim są maszyny, które mogą ją realizować. Wreszcie trzeba te pojazdy montować. Ten cykl technologiczny od spawania przez obróbkę aż do pomalowania korpusu powinien odbywać się w jednym miejscu. Koszty transportu z jednej lokalizacji do drugiej i cała logistyka będzie bardziej skomplikowana niż wytworzenie korpusu na miejscu. Przewożenie korpusu wiąże się z jego zabezpieczeniem w transporcie, by nie rdzewiał. Zimą trzeba też stabilizować temperaturę po przyjeździe, to jest wiele procesów technologicznych na pozór prostych, ale jednak skomplikowanych, które kosztują.
Produkcja seryjna borsuków w HSW ma ruszyć w 2024 r. Kiedy mogłaby ruszyć w Poznaniu?
To decyzje na poziomie właściciela, ale jeśli zostanie wybrany Poznań, to mogłoby się to stać nawet w ciągu trzech lat. Dokumentację konstrukcyjną mamy, trzeba opracować technologię adekwatną do parku maszynowego tych zakładów i wdrożyć serię próbną. Uruchomienie produkcji tam, gdzie nie ma koniecznych maszyn, trwałoby znacznie dłużej, ponieważ trzeba je zakupić, a dziś czeka się na nie minimum dwa lata. Potem trzeba je wdrożyć, co trwa minimum pół roku, dochodzi jeszcze rozpoczęcie i optymalizacja, co zajmuje kolejne pół roku itd. Wtedy uruchomienie produkcji zajęłoby minimum pięć lat.
Z powodu wojny myślicie o dywersyfikacji miejsca produkcji i przenoszeniu jej na zachód. A jak teraz rozwija się wasza kooperacja z przemysłem ukraińskim?
Prowadzimy rozmowy na ten temat, bo potrzeby Ukraińców w zakresie sprzętu są teraz bardzo duże. Jesteśmy potencjalnym bezpośrednim zapleczem inżynierskim i technicznym tuż za granicą kraju, który jest objęty wojny. Nasze zasoby mogłyby się okazać użyteczne.
Jak wojna w Ukrainie wypływa na rynek zbrojeniowy?
Z punktu widzenia przemysłu zbrojeniowego sytuacja zmieniła się o 180 stopni. Zapowiedzi polityków z wielu krajów o zwiększeniu wydatków na zbrojenia i deklarowany ogromny strumień pieniędzy spowodują, że za chwilę przemysł zbrojeniowy w skali globalnej będzie zawalony produkcją. Bo w czasie pokoju ta branża spokojnie realizuje zamówienia, rok po roku dostarczając pewne ilości sprzętu. Tymczasem za chwilę te wszystkie firmy dostaną znaczną liczbę zamówień do realizacji w bardzo krótkim czasie. Popyt znacznie przekroczy podaż i aby nie wywołało to szoku popytowego, przemysł musi jak najszybciej zwiększyć moce produkcyjne, a jednocześnie nie przeinwestować. Zakładam, że najbliższe 10 lat będzie okresem wzmożonej produkcji w naszej branży. Także sama Ukraina oprócz sprzętu teraz podarowanego będzie potrzebowała nowego uzbrojenia, które ktoś będzie musiał wyprodukować.
Rozmawialiśmy o borsuku. Gdzie jeszcze widzi pan szanse skorzystania na tym wzmożeniu zbrojeniowym dla HSW?
Naturalnym jest zwiększenie produkcji naszych obecnych wyrobów, czyli np. samobieżnych moździerzy Rak czy armatohaubic Krab. Zaraz będzie borsuk, właśnie ukończyliśmy Zdalnie Sterowany System Wieżowy ZSSW-30, a wkrótce gotowy będzie pojazd minowania narzutowego Baobab. Wojna w Ukrainie pokazuje, że bardzo ważna jest rola artylerii dalekiego zasięgu, jaką jest właśnie haubica Krab. Bliźniacza do naszego produktu haubica koreańska wchodzi teraz na kolejne rynki. Rozmawiamy z polskim resortem obrony na temat kolejnego zamówienia.
Dlaczego Koreańczycy eksportują swoje produkty, a HSW, mając wyrób podobny, nie?
Składa się na to kilka przyczyn. W latach 90. i na początku XXI w. mieliśmy do czynienia z rozkładem polskiej zbrojeniówki, tych wszystkich powiązań związanych z handlem uzbrojeniem. Dzisiaj te struktury musimy odbudować. Dlatego część naszych rozwiązań jest oparta na licencjach. My musimy płacić licencjodawcy, do tego sami na tym zarobić, dlatego nasze oferty nie zawsze są konkurencyjne. Nie zawsze też dostajemy zgody eksportowe. Najłatwiej się handluje tymi produktami, które zostały wytworzone w danym kraju. Borsuk czy wieża bezzałogowa to produkty, których prawa własności pozostały w Polsce, dlatego ich eksport będzie znacznie łatwiejszy.
Kolejną kwestią jest dojrzałość przemysłu. Huta Stalowa Wola jest zakładem dojrzałym. Dziś nasza efektywność jest znacznie większa niż jeszcze pięć lat temu, dlatego jesteśmy w stanie produkować te same produkty w niższych cenach i to mimo rosnących kosztów pracy. Jesteśmy coraz bardziej konkurencyjni i to się powinno wkrótce przełożyć na sprzedaż za granicę. Wreszcie trzeba też pamiętać, że sprzedaż uzbrojenia w dużej mierze zależy od relacji na szczeblu politycznym, tu wolny rynek nie działa. Mam jednak nadzieję, że w najbliższym czasie, także jeśli chodzi o zamówienia eksportowe, będziemy mieli się czym pochwalić. ©℗
Rozmawiał Maciej Miłosz