Do mnie nie dotarły sygnały, że syreny alarmowe miałyby negatywnie wpływać na stan ducha mieszkających w Polsce Ukraińców - powiedział w wiceszef MSZ Marcin Przydacz. Jego zdaniem, sprzeciw niektórych samorządów wobec włączenia alarmu to próba politycznego wykorzystania tej sprawy.

Resort spraw wewnętrznych podjął decyzję o uruchomieniu w całej Polsce w niedzielę o godzinie 8.41 syren alarmowych w 12. rocznicę Katastrofy Smoleńskiej. Sprzeciw wobec tej decyzji wyraziło wiele samorządów. Według nich syreny alarmowe nie powinny być włączane z uwagi na dobro uchodźców, którzy uciekli przed wojną do Polski. Mimo apelu samorządowców, wojewodowie zapowiadają, że syreny zawyją w niedzielę rano.

Przydacz pytany o tę kwestę w Polsat News powiedział, że odmawianie wykonania przez niektóre samorządy polecenia nie buduje jego "przekonania co do pewności funkcjonowania administracji". "Do mnie osobiście nie dotarły sygnały, że alarm (...) miałby bardzo negatywnie wpływać na stan ducha mieszkających tutaj Ukraińców" - mówił.

"Mam niestety nieodparte wrażenie, że podjęto próbę politycznego wykorzystania tego wydarzenia, tej formy upamiętnienia. Cynicznie próbuje się zaprząc do tego biednych Ukraińców, którzy uciekli z wojny" - powiedział Przydacz.

Jak dodał, w Polsce przyjętą formą upamiętniania wydarzeń są syreny alarmowe. "Nie widzę powodów, żeby to zmieniać tylko pod wpływem ochoty części polityków opozycji do postawienia kolejnej linii podziału między Polakami" - powiedział.

O niewłączaniu w niedzielę syren alarmowych pozostających w dyspozycji samorządów poinformowali w sobotę m.in. prezydenci Warszawy, Płocka, Olsztyna, Katowic, Tychów, Sosnowca, Dąbrowy Górniczej, Bytomia, Rybnika, Rudy Śląskiej, Poznania, Lublina, Opola, Gorzowa Wielkopolskiego i Łodzi