Dziś do Poznania zjedzie się ok. 300 samorządowców, którzy założą stowarzyszenie „Ruch Samorządowy Tak dla Polski”. To może być wstęp do większego zaangażowania włodarzy przy kolejnych wyborach do Sejmu i Senatu

Wydarzenie zapowiedział szef PO Donald Tusk podczas sobotniej rady krajowej partii. Udział w nim wezmą m.in. prezydenci największych miast: Rafał Trzaskowski (Warszawa), Aleksandra Dulkiewicz (Gdańsk), Jacek Sutryk (Wrocław), Jacek Jaśkowiak (Poznań) czy Jacek Karnowski (Sopot).
Część naszych rozmówców spodziewa się, że konsolidacja stowarzyszeń samorządowych z różnych części kraju to tak naprawdę wstęp do zbudowania trampoliny dla włodarzy, którzy myślą o wsparciu opozycji poprzez swój start w wyborach do Sejmu i Senatu. – Samorządowcy powinni być odrębnym podmiotem, ale w ramach szerokiej koalicji. Chodzi o dołączenie do któregoś bloku opozycyjnego, mam nadzieję, że jednego z dwóch, a nie trzech – mówi Wadim Tyszkiewicz, senator niezrzeszony i były prezydent Nowej Soli, który pojawi się dziś w Poznaniu. Jak twierdzi, od dawna przekonywał samorządowców, że muszą zawalczyć o swoją podmiotowość. – W sondażach widać, że nawet jeśli PiS straci, to nie zyskuje na tym żadna z partii opozycyjnych, lecz głosy te przechodzą do kategorii niezdecydowanych. Albo ktoś zagospodaruje ten elektorat, albo znów wygra PiS – dodaje Tyszkiewicz.
Jeden z inicjatorów projektu, prezydent Sopotu Jacek Karnowski w rozmowie z DGP zaznacza, że ruch będzie tworzony na podstawie ustawy o stowarzyszeniach. – Na razie jest za wcześnie, by zdefiniować, jaka będzie rola ruchu w wyborach. Musimy usiąść w gronie sił demokratycznych i wspólnie porozmawiać – mówi. Przekonuje, że widać „moc” samorządowców. – Choćby w kampanii senackiej, w kampanii prezydenckiej oraz wcześniej, gdy dzięki postawie wójtów, burmistrzów i prezydentów miast udało się powstrzymać wybory kopertowe. Także wskutek naszych nacisków udało się pozyskać jakiekolwiek rekompensaty dla samorządów przy okazji Polskiego Ładu – wymienia.
O sprawę zapytaliśmy też Rafała Trzaskowskiego. Prezydent stolicy zapewnił, że nie chodzi o budowanie jakiejś konkurencji np. dla Platformy Obywatelskiej. – Nie wygramy wyborów bez partii politycznych i bez silnej Platformy. Natomiast trzeba dodawać nowe elementy, które wzmocnią opozycję. To nie jest żadna konkurencja, to jest tylko i wyłącznie wsparcie – podkreśla Trzaskowski. Wtóruje mu rzecznik PO Jan Grabiec. – Dla nas to ważny filar opozycyjnego poruszenia, które ma wygrać wybory. To nie będzie konkurencja. Są w nim członkowie PO lub osoby związane z PO od lat, ale też osoby nieprzypisane partyjnie z opozycyjnymi poglądami. Inne jest zadanie tego typu ruchów i stowarzyszeń, inne partii politycznych – mówi Grabiec.
Podobnie postrzega ruch rzecznik PSL Miłosz Motyka. – To próba łączenia i zaproszenia na pokład tych, którzy do tej pory nie byli w żadnym bardziej opozycyjnym związku samorządowym, bo nie chcieli być kojarzeni w bezpośredni sposób z opozycją – uważa.
Inaczej sprawę widzi nasz rozmówca z rządu. – Każdy szef partii niechętnie patrzy na takie inicjatywy. Tusk to ogłosił, bo może wiedział, że i tak się to kroi, więc wolał sam zapowiedzieć. Ale zapewne się boi, że to będzie wzmocnienie dla Trzaskowskiego – ocenia i dodaje, że Donald Tusk będzie miał z inicjatywy samorządowców większy problem niż pożytek. – Ci prezydenci są przekonani o swojej wielkości i znaczeniu w polityce. Tacy ludzie jak Karnowski, Jaśkowiak, Dulkiewicz czy Trzaskowski skrajnie wykorzystują samorząd do walki politycznej. W samej PO będą traktować samorządowców jak konkurentów na listach wyborczych – przekonuje rozmówca DGP.
Jednak jak tłumaczą politycy opozycji, ruch ma być elementem budowania szerokiego obozu anty-PiS, ale bez bezpośredniego udziału w kształtowaniu list wyborczych. Politolog dr hab. Jarosław Flis wskazuje, że pozycja samorządowców w partiach jest relatywnie silna. – W ostatnich czterech wyborach i w czterech stabilnych partiach w Polsce samorządowcy stanowili 29 proc. ogółu kandydatów. To bardzo dużo, trzy razy więcej niż urzędujący posłowie. Ogółem zdobyli dla swoich ugrupowań jedną czwartą głosów i 22 proc. mandatów – podkreśla Flis. Co nie znaczy, że nie ma wewnętrznej konkurencji i napięć w regionach między parlamentarzystami a samorządowcami. Jednak przynajmniej do tej pory spora część samorządowców stroniła od kontaktów z partiami, bo tak im sią łatwiej wygrywać wybory. Zdaniem Flisa PiS swoim kursem wobec samorządów przysporzył sobie wrogów. – Rządowy Fundusz Inwestycji Lokalnych faworyzujący samorządowców PiS czy skutki Polskiego Ładu dla samorządów powodują, że samorządowcom zajrzał strach w oczy – podkreśla ekspert. Nie można jednak wykluczyć, że jeśli obecnym ugrupowaniom będzie się gorzej wiodło, a samorządowcy poczują siłę, to będą chcieli mieć np. równoprawny głos przy tworzeniu list wyborczych. ©℗