Obecni rzecznicy są przeciążeni pracą, a czasami z różnych powodów określonych spraw nie podejmują – ocenia dr Bartłomiej Wróblewski (PiS), autor projektu ustawy o Polskim Instytucie Rodziny i Demografii. Tłumaczy, dlaczego obok rzeczników praw obywatelskich i dziecka chce powołania kolejnego, od praw rodziny.

W preambule do ustawy powołującej instytut jest mowa o art. 18 konstytucji („Małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny (…) i rodzicielstwo znajdują się pod opieką RP”). Czy konstytucyjna ochrona jest niedostateczna, że potrzeba nowej instytucji?
Artykuł 18 konstytucji stanowi o „ochronie i opiece” państwa, a więc nie chodzi tylko o to, by te prawa nie były naruszane, ale o to, by władza publiczna wzmacniała ich oddziaływanie. Poza tym cel utworzenia instytutu jest znacznie szerszy. Mamy tu połączenie dwóch koncepcji, które były omawiane w ramach Rady Rodziny przy ministrze rodziny i polityki społecznej. Jedna to pomysł, by stworzyć jednostkę analityczno-badawczą skoncentrowaną na problematyce rodziny i demografii. Druga - by powołać rzecznika praw rodziny.
Przy GUS mamy Naukową Radę Statystyczną, Rządową Radę Ludnościową przy premierze, Komitet Nauk Demograficznych PAN. Przy Ministerstwie Rodziny - pełnomocnika rządu ds. polityki demograficznej. Czy PIRD nie będzie powielał zadań instytucji już istniejących?
Zadania instytutu są cztery. Działalność analityczno-badawcza, tworzenie propozycji rozwiązań dla władzy publicznej, promocja rodziny i jej ochrona. Mówimy o instytucji, która będzie działać w oddaleniu od polityki bieżącej. Demografia wymaga namysłu, któremu nie służą bliskość rządu i polityczne namiętności.
Rodzina jest tematem politycznym?
Chodzi raczej o to, że polityka żyje głównie dniem dzisiejszym, a celem jest stworzenie autonomicznej instytucji, której zadania będą sięgały dalej niż kadencja parlamentu.
O jakiej autonomii mówimy, skoro prezesa instytutu wybiera Sejm spośród kandydatów wskazanych przez radę tej instytucji? Ta ostatnia składa się z pięciu osób wskazanych przez Sejm i po dwóch przez prezydenta i Senat.
Powiedziałem o oddzieleniu od bieżącej polityki, ale każda instytucja publiczna jest w jakimś stopniu zakotwiczona w systemie władzy. Podobnie jak prezes NBP, NIK, IPN, RPO czy RPD. Raz wybrany prezes Instytutu Rodziny zyska autonomię na siedem lat, bo tyle ma trwać jego kadencja.
Wśród zadań instytutu jest opiniowanie projektów ustaw i rozporządzeń pod względem ich wpływu na sytuację rodzin oraz procesy demograficzne. Gdy opinia jest negatywna, co wtedy?
Zgodnie ze znaczeniem słowa „opiniowanie” chodzi o przedstawienie stanowiska. Od pozycji instytucji zależy, na ile parlament i rząd będą się z nią liczyły. Opiniowanie, jak i prowadzenie innych działań, np. procesowych, są ukształtowane analogicznie, jak uprawnienia RPO czy RPD.
Tak, ale te instytucje już istnieją. Skoro potrzeba nowej, czym ma się wyróżniać jej działanie?
To, że ustrojodawca postanowił powołać obok RPO rzecznika zajmującego się prawami dzieci, oznacza, że dostrzegł taką konieczność. Podobnie gdy decydował o powołaniu rzecznika praw pacjenta czy rzecznika małych i średnich przedsiębiorców. Dekada po dekadzie pojawiają się kolejne takie instytucje. I jest to tendencja nie tylko polska. Przyczyną jest m.in. to, że rzecznicy są przeciążeni pracą, a czasami z różnych powodów określonych spraw nie podejmują. Do mnie, jako do posła, trafiały w regionie osoby, które mówią, że ich problemy z zakresu praw rodziny nie były wysłuchiwane przez RPO. Nie powinniśmy tej sprawy postrzegać antagonistycznie, praca rzeczników powinna się uzupełniać.
Raz jeszcze więc: w jakiego rodzaju sprawy angażowałby się rzecznik praw rodziny?
We wszystkie dotyczące praw rodziny, rodziców i dzieci. Dałoby to np. szansę na położenie większego akcentu na problem alienacji rodzicielskiej. Zwłaszcza że mamy coraz więcej rozwodów i dzieci wychowywanych tylko przez jednego rodzica. I mamy też osoby, które latami mają utrudniony kontakt z własnym dzieckiem.
Prezes instytutu może żądać wszczęcia postępowania w sprawach cywilnych dotyczących rodzin, w szczególności w sprawach ze stosunków między rodzicami a dziećmi, oraz brać udział w toczącym się już postępowaniu na prawach przysługujących prokuratorowi. Co to oznacza?
Prezes nie będzie miał w sferze procesowej innych uprawnień, niż posiadają pozostali rzecznicy. Określa je art. 14 ustawy o RPO czy art. 10 ustawy o RPD. Mówienie, że prezes ma być prokuratorem od rodziny, odbieram w kategoriach złośliwego fake newsa. I tu dochodzimy do pytania, jakimi racjami kierują się krytycy tego pomysłu. Mam wrażenie, że jedni przekreślają pomysł, bo wywodzi się z PiS. Wśród krytyków są także osoby okazujące rodzinie ideologiczną niechęć. Choć i oni powinni rozważyć, że brak zastępowalności pokoleń wpłynie np. na emerytury, niezależnie od tego, czy ktoś jest z prawicy, czy lewicy. Nie chodzi zresztą tylko o kwestie finansowe, ale np. o art. 48 konstytucji, czyli prawo rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami.
Co z tym prawem?
Czasem jest łamane, czasem w praktyce nierealizowane. Niedawno Sejm niemal jednomyślnie przyjął mój projekt ustawy likwidujący ograniczenia administracyjne dotyczące edukacji domowej. Dobrze, że się udało, ale nie brakuje też innych ograniczeń. W Poznaniu dopiero po siedmiu latach zabiegów udało się wpisać jedno z najlepszych liceów do rejestru szkół publicznych. Przez ten czas mieliśmy do czynienia z dyskryminacją osób, które nie chciały, by ich dzieci uczyły się w szkołach nadzorowanych przez lewicowo-liberalnego prezydenta. Takie zjawiska mogą występować w różnych miejscach i dotykać rodziców o różnych poglądach.
Instytut ma prowadzić kampanię informacyjną, edukacyjną. Priorytetowy temat dziś to…
Taki, który mobilizowałby Polaków do zakładania rodziny, posiadania dzieci. Ale też problem wspomnianej alienacji.
A wyzwania na najbliższą dekadę?
Wzmocnić rodzinę i poprawić sytuację demograficzną. Jakie konkretne polityki powinny być realizowane, pokażą nasze badania.
A te, które były podstawą np. Strategii Demograficznej, nie wystarczą?
Zapewne częściowo tak, ale jeśli słyszę z Rady Rodziny, że musi korzystać z badań amerykańskich dotyczących wpływu 500 plus na sytuację demograficzną w Polsce, to jednak nie wszystkie badania są robione.
Przejdźmy do pieniędzy. Jaki budżet ma mieć instytut?
Około 30 mln zł. Piszemy o tym w uzasadnieniu do ustawy. To jest więcej niż budżet RPD i zdecydowane mniej niż RPO. Z racji zakresu obowiązków to kwota minimum. Mniej niż koszt wybudowania kilometra autostrady.
Czy rzecznik praw rodziny ma być zadośćuczynieniem za pana nieudany start na RPO?
Start był udany. Udało mi się zwrócić m.in. uwagę na prawa lekceważonych grup w Polsce, jak rolnicy, mieszkańcy wsi. A to, że zabrakło w Senacie jednego głosu, było oczywistością, biorąc pod uwagę napięcie między PiS a anty-PiS. Co do pytania: nie planuję opuszczać parlamentu. Nigdy nie planowałem też zostać prezesem instytutu. Sam do ustawy wpisałem regulacje zapewniające apartyjność i apolityczność instytucji oraz jej szefa.
Widzi pan jednak kandydata na to stanowisko?
Zgodnie z projektem ustawy to osoba z minimum stopniem naukowym doktora, więc naturalnym miejscem poszukiwań jest środowisko akademickie. Mógłby to być prawnik znający się na prawach rodziny, ale też ekonomista, demograf, socjolog czy pedagog.