Z Gen. Waldemarem Skrzypczakiem, byłym dowódcą wojsk lądowych i wiceminister obrony rozmawia Maciej Miłosz.

Co pan sądzi o prezentacji ustawy o obronie ojczyzny?
Został opracowany nowy sposób finansowania Sił Zbrojnych, który wychodzi poza Ministerstwo Obrony Narodowej - na całe państwo. To bardzo dobre rozwiązanie, przełamanie pewnej silosowatości między ministerstwami. Poza tym każdy sposób na dosypanie pieniędzy na obronność jest dobry i jak najbardziej uzasadniony, tak robią też inne kraje. Mam tylko nadzieję, że resort obrony skupi się na modernizacji Sił Zbrojnych, a nie na zadaniach, które leżą w gestii innych ministerstw, jak choćby budowa dróg.
Jak pan skomentuje deklaracje o zwiększeniu liczebności Wojska Polskiego?
Zaskoczyło mnie, że minister Błaszczak mówi o 250 tys. żołnierzy zawodowych i 50 tys. żołnierzy obrony terytorialnej. To bardzo poważna deklaracja i ma skutek w dwóch wymiarach. W przypadku realizacji będzie to więcej niż podwojenie obecnej liczby żołnierzy - wydatki na to będą bardzo duże, jeśli chodzi o pensje, i to zwiększy też obciążenia emerytalne. Czy państwo udźwignie taki wydatek? Za kilkanaście lat to będą koszty kilka razy większe niż obecnie. Budujące jest to, że minister mówi o zwiększeniu potencjału wojsk operacyjnych - to szansa i czas, by odbudować potencjał niszczony szczególnie za czasów ministra Bogdana Klicha. Drugi wymiar to kwestia potencjału ludzkiego. Przy założeniu że powstanie dobrowolna służba wojskowa i system zachęt finansowych oraz możliwość zdobywania różnych uprawnień i kwalifikacji zawodowych, chętni do służby powinni się znaleźć. A to z kolei rozwiąże problem dramatycznie małych rezerw. Nastąpi proces ich odmładzania - to jaskółka, która czyni wiosnę.
Zgodnie z deklaracją ministra Błaszczaka to Wojska Obrony Terytorialnej mają w przyszłości przejąć zarządzanie kryzysowe.
To uzasadnione - potencjał WOT jest osadzony w terenie, mocno związany z lokalną społecznością. Nie ma innej instytucji w Polsce, która ma taki potencjał.
A Ochotnicza Straż Pożarna?
Ta instytucja ma potencjał innego rodzaju. WOT jest na granicy, a OSP nie. Mnie interesuje, jakie będzie to zarządzanie, a zmierza do tego, by było ujednolicone pod dowódcami OT. Będzie jeden dowódca i jeden sztab na terenie powiatu, województwa i państwa. Wszyscy będą działali w jednym systemie, i tak powinno być. Nie może być kilku dowódców w jednej operacji na jednym terenie. To nie działa.
WOT nie powinien być obroną cywilną?
Nie - tym powinna się w dużej mierze zajmować OSP. WOT to formacja uzbrojona, a obrona cywilna nie może nosić broni i jest ukierunkowana na ratowanie cywilów.
Projekt zakłada uelastycznienie awansów.
Trudno mi to komentować bez znajomości szczegółów. Jest określona pragmatyka - awanse powinny wynikać z rekomendacji dowódców. Dla mnie to podstawa. Nie powinno się unieważniać wymaganego czasu służby na danym stanowisku - awanse nie mogą być zbyt szybkie. Kiedyś każdy dowódca musiał wziąć udział w ćwiczeniu polowym pod okiem swoich przełożonych. To miara oceny oficera. Jeśli się przeskakuje zbyt szybko kolejne szczeble, to kształtuje się nie dowódców polowych, a takich, którzy tylko patrzą na karierę. W przypadku wojny odbije się to wielkimi stratami.
A jak pan skomentuje deklaracje, że dalej będziemy kupować uzbrojenie głównie w USA?
To decyzja polityczna. Zabrakło mi tego, że panowie ministrowie nie odnieśli się do polskiej nauki i nie mówili nic o inwestowaniu w polski przemysł zbrojeniowy, który jest w bardzo złej kondycji.