Białoruska sprinterka Kryscina Cimanouska wczoraj przyleciała z Tokio do Warszawy. Z przesiadką w Wiedniu.

Uciekająca przed białoruskim reżimem lekkoatletka otrzymała od Polski wizę humanitarną. Taki sam dokument otrzymał jej mąż. Polskie służby dyplomatyczne towarzyszyły biegaczce przez całą podróż, także w czasie przesiadki w Wiedniu. Wczoraj nie było do końca jasne, czy Białorusinka przyleci do Warszawy, bo wbrew założeniom w Tokio wsiadła na pokład austriackich linii lotniczych, a nie polskich. Jej plan podróży został jednak zmieniony ze względów bezpieczeństwa. Ostatecznie wylądowała w Warszawie wieczorem.
Wizę humanitarną od Polski otrzymał także mąż biegaczki Arsienij Zdanowicz, który zbiegł z Białorusi na Ukrainę. Ukraiński minister spraw zagranicznych Dmytro Kuleba poinformował, że ukraińskie władze są w kontakcie z mężem lekkoatletki i podczas jego pobytu na Ukrainie zapewnią mu bezpieczeństwo. Po tym jak w Kijowie powieszony został białoruski działacz Wital Szyszou, kraj ten nie jest postrzegany jako dobre schronienie dla uciekinierów z Białorusi.
Nie jest przesądzone, czy to właśnie Polska będzie krajem, w którym sprinterka zostanie na dłużej. Niewykluczone, że państwem tym będzie Austria. Tam trenowała do tej pory i tam też mieszka jej trener Philipp Unfried. Nie wykluczyło tego także źródło dyplomatyczne w rozmowie z DGP jeszcze przed przylotem Białorusinki do Warszawy. – My jesteśmy gotowi udzielić jej schronienia, ale o miejscu swojego dalszego pobytu zdecyduje ona sama – usłyszeliśmy. Diaspora białoruska w Austrii napisała, że lekkoatletka może liczyć na wsparcie austriackich władz, jeśli ewentualnie zdecyduje się pozostać w Wiedniu.
Losy Cimanouskiej od kilku dni śledzi cały świat. Jej ucieczka wywołała największy polityczny kryzys na tegorocznych Igrzyskach Olimpijskich w Tokio. Wszystko zaczęło się od nagrania umieszczonego przez sprinterkę na Instagramie, w którym skrytykowała błąd swojego sztabu trenerskiego. Potem białoruscy działacze próbowali zmusić biegaczkę do powrotu do kraju, ale ta zbiegła i schroniła się w polskiej ambasadzie w Tokio. – Nie powiem, że polityka weszła do mojego życia, bo nie było żadnej polityki – mówiła Cimanouska w krótkiej rozmowie z dziennikarzem „New York Timesa”. – Po prostu wyraziłam swoje niezadowolenie ze sztabu trenerskiego, który zdecydował wystawić mnie w sztafecie, nawet mi o tym nie mówiąc – tłumaczyła.
Radio Swoboda przypomniało, że Cimanouska nie jest pierwszym sportowcem z krajów byłego Związku Sowieckiego, który decyduje się na ucieczkę w trakcie zagranicznych występów. Do historii przeszła łyżwiarka figurowa Ludmiła Biełousowa, która wraz ze swoim wieloletnim partnerem Olegiem Protopopowem zdobyła dla ZSRR dwa złote medale olimpijskie. Podczas występu w Szwajcarii w 1979 r. oboje poprosili władze tego kraju o azyl polityczny. Skandal rezonował przez wiele lat. W 1988 r. sowiecka delegacja zagroziła zbojkotowaniem ceremonii zamknięcia igrzysk w Calgary, jeśli wystąpi na niej para azylantów.