O tym, co znajdzie się w projekcie nowej ustawy medialnej, informowaliśmy na łamach DGP wielokrotnie. Kierownictwo Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego potwierdziło te doniesienia przed weekendem. – Ustawa medialna jest jednym z najważniejszych priorytetów naszego rządu, a przede wszystkim MKiDN – wskazała szefowa resortu Marta Cienkowska.

Wymogi niezależności

Projekt zakłada likwidację Rady Mediów Narodowych, która od 2016 r. odpowiada za wybór zarządów i rad nadzorczych w spółkach mediów publicznych. Kompetencje te mają wrócić do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Władze publicznych mediów mają być wybierane w konkursach, a kandydaci do nich spełniać wymagania obejmujące m.in. brak przynależności do partii politycznej w ostatnich pięciu latach oraz niekandydowanie w wyborach w ciągu 10 lat. Zarządy mają być jednoosobowe. Rady nadzorcze składać się mają z pięciu członków lub trzech – w przypadku spółek mediów regionalnych. Ich kadencja ma trwać pięć lat.

Zmiany obejmą także KRRiT. Od momentu wejścia w życie ustawy ma ona zostać wymieniona. Będzie składać się z dziewięciu członków powoływanych na sześcioletnią kadencję. Ich wybór będzie odbywać się rotacyjnie, co dwa lata. Czterech członków wybierać ma Sejm, dwóch – Senat, a trzech – prezydent.

Ustawa przewiduje także likwidację abonamentu radiowo-telewizyjnego, który zostanie zastąpiony stałym finansowaniem mediów publicznych z budżetu państwa. – Zaproponujemy 2,5 mld zł stabilnego finansowania z budżetu, uzupełnianego o waloryzację – wskazywała Cienkowska.

Projekt ustawy zakłada też wprowadzenie ograniczenia wydawania prasy przez wójtów, burmistrzów czy prezydentów miast. – Wydawanie prasy nie należy do zadań jednostek samorządu terytorialnego. W ogóle, zależną od władzy prasę należy uznać za negatywne zjawisko z punktu widzenia rozwoju niezależnych mediów lokalnych, a także dostępu obywateli do rzetelnych i obiektywnych informacji – argumentowała szefowa MKiDN.

Samorządy będą mogły wydawać jedynie biuletyny informacyjne, które nie będą zawierały treści publicystycznych ani reklam. Zdaniem resortu taki ruch ma wzmocnić media lokalne.

Abonament wywołał spór

Ogólny kształt ustawy medialnej gotowy był już wiele miesięcy temu. Za jego przygotowanie odpowiadał jeszcze wiceminister Andrzej Wyrobiec (odszedł z MKiDN z końcem grudnia 2024 r.), później kwestię tę przejęli Sławomir Rogowski i Maciej Wróbel. Mimo gotowego projektu, ten wciąż nie widniał w wykazie prac legislacyjnych rządu. Teraz – jak zapewnia minister – ma się to zmienić.

Jak wynika z ustaleń DGP, elementem, który do tej pory opóźniał prace legislacyjne, była kwestia likwidacji abonamentu RTV. Zgody na takie rozwiązanie nie wyrażało Ministerstwo Finansów. – Jesteśmy po negocjacjach. MF zgodziło się na konkretną kwotę – 2,5 mld zł, dlatego tak to przedstawiono na konferencji. Oczywiście, zobaczymy, co będzie na etapie uzgodnień międzyresortowych, ale na razie mamy zielone światło – słyszymy nieoficjalnie w MKiDN.

Zdaniem minister Cienkowskiej projekt ustawy może trafić do parlamentu na początku przyszłego roku. Nasi rozmówcy przyznają, że to realny termin, jeśli proces legislacyjny w rządzie odbywałby się „bez żadnych komplikacji”.

Podzielony Sejm

– Proponowane zmiany mogą się przyczynić do odpolitycznienia mediów publicznych. Wprowadzone bezpieczniki dają na to nadzieję, zwłaszcza w zakresie ograniczeń dotyczących kandydowania do zarządów czy KRRiT i wprowadzenia zobowiązania, by osoby tam zasiadające nie były czynnie zaangażowane politycznie ani silnie powiązane personalnie czy zawodowo z partiami. To krok w dobrą stronę i mechanizm, którego wcześniej brakowało – mówi DGP Daria Gosek-Popiołek, wiceszefowa komisji kultury z Nowej Lewicy.

Nasi rozmówcy z Sejmu w kuluarowych rozmowach przyznają jednak, że wiara w wejście w życie projektu jest ograniczona, głównie ze względu na potencjalny brak akceptacji Pałacu Prezydenckiego. – Minister Cienkowska chodzi i mówi, że Karol Nawrocki podpisze tę ustawę, bo „jest dobra”. Przykro mi, ale tak polityki się nie robi – wskazuje jeden z posłów koalicji rządzącej.

– Karol Nawrocki nie ma żadnego interesu w podpisaniu tej ustawy. Gdyby w 2027 r. Prawo i Sprawiedliwość wróciło do władzy, to obecny stan w mediach jest dla nich idealny. Albo nowy minister kultury wprowadzi tam swoich likwidatorów, albo po prostu wycofa likwidację i Rada Mediów Narodowych wybierze nowe władze – dodaje inny z naszych rozmówców. Zwraca uwagę, że pod koniec przyszłego roku w RMN znów może się zmienić większość – w grudniu 2026 r. prezydent będzie mógł wskazać następcę Roberta Kwiatkowskiego.

Joanna Lichocka, posłanka PiS i członkini RMN, ocenia z kolei, że zaprezentowanie założeń to nowej ustawy medialnej to „działania wyłącznie pozorowane”. – A rząd będzie po prostu łamał prawo, utrzymując media rządowe w stanie fikcyjnej likwidacji. O żadnej niezależności mediów nie ma mowy – tłumaczy Lichocka.

Zrobiliśmy, co mogliśmy

Zdaniem dr. hab. Olgierda Annusewicza, politologa z Uniwersytetu Warszawskiego, projekt ustawy medialnej pojawia się nie bez powodu. – Aby pokazać, że to prezydent blokuje realizację obietnic, koalicja rządząca musi to udowodnić w praktyce. W ten sposób, tuż przed kolejnymi wyborami, będzie mogła powiedzieć wyborcom: „Zrobiliśmy, co mogliśmy w Sejmie, ale wybrano innego prezydenta, więc jest, jak jest” – podkreśla rozmówca DGP.

– Dla Polski 2050, z której przecież wywodzi się Marta Cienkowska, może to być pretekst do pokazania sprawczości. Warto zadać sobie pytanie: co partii udało się dotąd realnie załatwić? W momencie, gdy lider formacji, marszałek Sejmu Szymon Hołownia, schodzi ze sceny politycznej, ugrupowanie potrzebuje nowego przywódcy, ale także efektów swoich działań. Przed wyborami będzie musiała mówić swoim wyborcom: „Byliśmy w koalicji, próbowaliśmy zrobić to, to i to” – tłumaczy Annusewicz. ©℗