News dnia z konwencji politycznej jest taki: Koalicja Obywatelska, która jako taka szła do wyborów, nazywa się od teraz Koalicją Obywatelską, a w logo ma czerwone serduszko na białym tle, którego również używała w kampanii. W zasadzie można by rozesłać maila z tą informacją i byłoby po sprawie. Donald Tusk, który od przegranych wyborów Rafała Trzaskowskiego szuka sposobu na złapanie nowego wiatru w żagle, sięga po formalne rytuały. Najpierw mieliśmy więc rekonstrukcję rządu, która zresztą nie była aż takim trzęsieniem ziemi, jakie zapowiadano, teraz konwencję, którą zapowiadały nagłówki, że „Tusk ogłosi nowy polityczny projekt” lub nawet krzyczały: „koniec Platformy Obywatelskiej”. Oczywiście nie są winą Tuska nagłówki w prasie, coś jednak pokazują. Moim zdaniem - poza oczywistą chęcią złowienia czytelnika na odsłonę - zmęczenie.
Rachunek dla Koalicji Obywatelskiej
Zmiana rządu nastąpiła po ogromnej mobilizacji społecznej, którą firmowało właśnie owo serduszko, szyld koalicji i 100 konkretów. Fetowanie ich na konwencji to właśnie pudrowanie zmarszczek w nadziei, że znikną. „My się nazywamy Koalicja Obywatelska, bo jako Koalicja Obywatelska wygrywaliśmy już wybory. I wygramy następne wybory. Niczego nie musimy wymyślać, żadnych sztuczek. Tylko prawda, tylko siła, tylko dobro” - mówił premier Donald Tusk na konwencji. Problem w tym, że silną emocją wśród wyborców KO, w tym również tych najbardziej przekonanych, jest nadzieja na zmianę, a największym zagrożeniem dla wyniku wyborczego jest apatia tych, których wcześniej udało się zmobilizować. Paradoks polega na tym, że tak jak wyborcy KO powtarzają, że zmiany nie widać, tak najwytrwalej poszukują jej politycy PiS, by przekonać swoich wyborców, że straszenie Tuskiem miało sens. Jedni i drudzy mogą czuć się rozczarowani.
Mobilizacja przed wyborami 15 października nie wzięła się jednak znikąd. Koalicja zjednoczyła wielu wyborców pod konkretnymi obietnicami i nie chodziło tylko o odsunięcie PiS od władzy. Rzeczywiście: nie o sztuczki tu chodzi. Nie tak dawno premier mówił na spotkaniu w Piotrkowie Trybunalskim: „Moja partia dostała 31 proc., więc zrobiłem 1/3 z tego, co obiecałem. Chyba uczciwy rachunek?” No właśnie nie - rachunek wystawiają wyborcy, nie polityk.