To będzie najdroższe zamówienie na tabor w niemal 25-letniej historii spółki PKP Intercity. Za 42 pociągi wraz z 30-letnim serwisem przewoźnik zapłaci ok. 7 mld zł. W wypadku rozszerzenia kontraktu o 30 kolejnych składów jego wartość zbliży się do 14 mld zł. Jak dowiedzieliśmy się w spółce, zwycięzcę tego gigantycznego przetargu mamy poznać w ciągu najbliższych kilku dni.
Kto wygra walkę o pociągi?
Walka toczy się między dwoma koncernami – francuskim Alstomem i szwajcarskim Stadlerem. Obie firmy zadeklarowały, że w razie wygranej będą produkować pociągi w swoich zakładach w Polsce. Ta pierwsza w słynącej w czasach PRL i na początku III RP z produkcji tramwajów w dawnej fabryce Konstal w Chorzowie, a druga w powstałej w 2007 r. montowni w Siedlcach. Oferta Alstomu za 42 pociągi jest tańsza o niecałe 400 mln zł, ale Stadler zadeklarował mniejsze zużycie energii i większą liczbę siedzeń, co było dodatkowo punktowane. Jak nieoficjalnie usłyszeliśmy, po ostatecznym podliczeniu punktów różnice są minimalne, ale szala zwycięstwa ma się przechylać w kierunku Alstomu.
Jednocześnie w ostatnich tygodniach pojawiło się ryzyko podważania przetargu przez trzecią firmę zainteresowaną dostawami piętrusów, niemieckiego Siemensa. Twierdził on, że przez późne zmiany w specyfikacji zamówienia miał za mało czasu na złożenie oferty. Odwołał się w tej sprawie do Krajowej Izby Odwoławczej, która odrzuciła skargę. Siemens rozważał oddanie sprawy do sądu. Gdyby ten uznał argumenty Niemców, przetarg mógłby zostać anulowany, a to by oznaczało, że dostawy pilnie potrzebnych pociągów opóźniłyby się przynajmniej o rok. Niemiecki koncern ostatecznie zrezygnował z protestu, bo nie chciał kontynuować sporu z polskim rządem. Temu ostatniemu brak oferty Siemensa był jednak na rękę, bo firma nie ma zakładów w Polsce, a rządzący chcą uniknąć zarzutu, że nasza gospodarka nic na tym kontrakcie nie zyska.
Pesa chciała za piętrusy o 2 mld zł więcej niż kosztorys PKP Intercity
Opozycji jednak i taki przetarg się nie spodobał. Posłowie Marcin Horała z Prawa i Sprawiedliwości i Paulina Matysiak z Razem, założyciele stowarzyszenia Tak dla Rozwoju, zażądali jego anulowania i rozpisania na nowo. Przewoźnikowi i rządowi zarzucili preferowanie zagranicznych dostawców. Pół roku temu podobne zarzuty stawiał były minister infrastruktury Andrzej Adamczyk. Posłowie opozycji sądzą, że rząd powinien umożliwić wygraną upaństwowionej bydgoskiej Pesie, która przed laty dostarczyła piętrusy Kolejom Mazowieckim. Tym razem firma z Bydgoszczy rzeczywiście nie mogła wystartować, bo przewoźnik wymagał innego rodzaju piętrowych pociągów, bez osobnej lokomotywy.
Obecny wiceszef resortu infrastruktury Piotr Malepszak odpowiada, że rząd PiS przez kilka lat miał szansę kupić piętrusy u polskich przewoźników, ale mu się to nie udało. Szefowie PKP Intercity faktycznie zamierzali wtedy kupić piętrusy z lokomotywami, których dostawą była zainteresowana Pesa w konsorcjum z Newagiem. Nic z tego nie wyszło, bo dwa przetargi unieważniono z powodu przekroczenia kosztorysu o ponad 2 mld zł. W tamtych ofertach cena za pojazd przekraczała 160 mln zł. Teraz to 95–98 mln zł. Alstom i Stadler deklarują nie tylko produkcję składów w Polsce, lecz także zamówienie blisko połowy wartości komponentów u rodzimych producentów. Składy będą miały ponad 500 miejsc siedzących, rozpędzą się do 200 km/h i obsłużą oblegane trasy, np. z Warszawy do Łodzi, Gdańska i Białegostoku. Dostawy mają się rozpocząć w 2029 r. ©℗