Nie nazwałbym tego powrotem, a co najwyżej, przyspieszeniem tempa rozwoju. Cyberspace, czyli przestrzeń cyfrowa, oraz outerspace, czyli przestrzeń kosmiczna, stały się nowymi polami rywalizacji militarnej, równie ważnymi jak ląd, woda czy powietrze. W US Army pojawił się piąty rodzaj sił zbrojnych, czyli Space-Force. Co więcej, naturalna ewolucja technologiczna sprawia, że dziś każda gałąź gospodarki i życia społecznego korzysta z technologii kosmicznych, chociażby do komunikacji czy geolokalizacji. W efekcie infrastruktura kosmiczna – np. satelity – stała się elementem zasobów krytycznych, na równi z ropą, gazem, uranem czy infrastrukturą energetyczną. Jeśli na jeden dzień wyłączylibyśmy wszystkie satelity, to na Ziemi mielibyśmy istne pandemonium. Rosnąca rola przemysłu kosmicznego i technologii kosmicznej to nie jest więc kwestia jedynie rosnących napięć militarnych w Europie, tylko naturalna kolej ewolucji technologicznej.
Musimy pamiętać, że ta wojna w ogóle zaczęła się w kosmosie – na kilka godzin przed rozpoczęciem działań lądowych Rosjanie zhakowali system, wykorzystywany przez siły zbrojne Ukrainy i odcięli ich od komunikacji bazującej na łączności satelitarnej. Swoją drogą – rykoszetem po tym zagraniu Rosjan oberwały niemieckie farmy wiatrowe. Ukrainie z pomocą przyszli Amerykanie, udostępnili łączność satelitarną za pomocą Starlinka, bo bez niej nie istnieje komunikacja wojskowa i cywilna, nie ma możliwości zbierania danych. Technologia kosmiczna jest ogromnym wsparciem dla wojsk lądowych i powietrznych, planowania i realizacji działań na poziomie taktycznym i strategicznym. Stąd tak ogromna waga Starlinków, co było podłożem spięcia dyplomatycznego Elona Muska i ministra Radosława Sikorskiego.
Technologia kosmiczna, choć bardzo ważna, nie jest w stanie samodzielnie przeważyć wygranej na którąś ze stron. Nie ma jeszcze systemów orbitalnych, które pozwoliłyby „spuścić bombę”, która zakończyłaby wojnę. Ona musi się skończyć, gdy osoby, które ją wywołały, usiądą do rozmów pokojowych.
Stany Zjednoczone mają bardzo efektywny i skuteczny model narodowego rozwoju kosmonautyki. Zarządzanie w NASA jest uproszczone, decyzje na poziomie politycznym podejmuje prezydent i Kongres. W Europie system jest bardziej skomplikowany – nasz odpowiednik, czyli Europejska Agencja Kosmiczna (ESA), jest organizacją członkowską i żeby podjąć jakąkolwiek decyzję kierunkową, potrzebna jest zgoda krajów, czyli de facto ministrów odpowiedzialnych za sektor kosmiczny w poszczególnych państwach. To nas blokuje, jesteśmy mniej elastyczni, a przez to odstajemy w tempie rozwoju od USA.
Państwo Środka to dziś główny rywal USA w wyścigu kosmicznym. Również dzięki, mówiąc eufemistycznie, uproszczonej strukturze podejmowania decyzji. Pekin nie szczędzi pieniędzy na rozwój technologii kosmicznej, a cały sektor opiera się na finansowaniu państwowym. Firmy działają na styku biznesu i polityki. Chiny potrafią patrzeć długofalowo – mają rozpisaną na lata strategię, której się trzymają. Symboliczne, że nazwali swoje rakiety „Długi Marsz”, co tylko podkreśla, że nie zamierzają zejść z raz wybranej drogi rzucenia rękawicy NASA.
To również czołowy gracz, który w ostatnich latach doścignął światową czołówkę. Indie tworzą technologię bardzo szybko i efektywnie kosztowo. Mają dużo niższe koszty pracy i mają ogromny zasób wykształconych i ambitnych obywateli. Hindusi masowo kończą wybitne uczelnie technologiczne w Europie i Stanach Zjednoczonych. To nie jest przypadek, że Hindusi lub osoby pochodzenia indyjskiego stoją na czele największych koncernów technologicznych – Sundar Pichai w Alphabet, czyli Google’a, Satya Nadella w Microsoft czy Arvind Krishna w IBM. Dzięki tym zasobom tworzą efektywny kosztowo, sprawny ekosystem technologiczny, w tym odnogę kosmiczną. Indie, oprócz USA i Chin, są jedynym krajem, który jest w stanie wysyłać sondy na orbitę Marsa i stawiać swoje lądowniki na Księżycu.
Ostatnie trzy lata obnażyły zdolności Rosji, bo sankcje pokazały, że technologicznie jest bardzo zależna od Europy i USA. Przez brak dostępu do zachodniej technologii musieli odwołać wysłanie swojej jednostki na orbitę Marsa. W międzyczasie, przez zaległości finansowe, z kosmodromu w Bajkonurze wyprosił ich Kazachstan. Rosjanie przenieśli się na własny kosmodrom, który jednak okazał się niewystarczający technicznie. Były też zmiany personalne w kierownictwie Roskosmosu, czyli rosyjskiej agencji kosmicznej, co zawsze jest sygnałem wewnętrznych kłopotów. Natomiast przestrzegałbym przed skreślaniem i niedocenianiem rosyjskiej myśli technologicznej. Moskwa na pewno nie odpuści tego wycinka rywalizacji. Spodziewam się, że po chwilowej zadyszce ich przemysł kosmiczny ruszy z podwójną parą, bo zdają sobie sprawę, że bez tej technologii militarnie będą ułomni.
Przed 2012 r. sektor kosmiczny w Polsce praktycznie nie istniał. Dołączenie do ESA 13 lat temu wywołało lawinowy wysyp firm technologicznych opracowujących cywilną i wojskową technologię kosmiczną. Dziś nasz ekosystem kosmiczny jest na tyle rozwinięty, że jesteśmy w stanie samodzielnie, polskimi rękami, zbudować swojego satelitę. Wprawdzie nie mamy możliwości wyniesienia go – co jest naturalne, bo nie mamy terytoriów zamorskich – ale już sam fakt, że mamy zaplecze do jego budowy, jest przełomem.
Z punktu widzenia naukowego i prestiżowego oba wydarzenia mają dla nas ogromne znaczenie. Misja Sławosza ma zupełnie inny wymiar niż lot w kosmos gen. Hermaszewskiego z 1978 r. Wtedy mieliśmy do czynienia z dużym pierwiastkiem propagandy, dominowało hasło „Polak w kosmosie”, ale za tą misją nie poszedł rozwój sektora kosmicznego, nie rozwinęły się nauki inżynieryjne w kierunku kosmicznym, ani – co oczywiste dla tamtych czasów – lot ten nie miał żadnego efektu komercyjnego. Majowa misja Sławosza przyniesie nam dużo większe korzyści komercyjne i naukowe. Wiele projektów biznesowych zależnych będzie od wyników badań, które dr Uznański-Wiśniewski przeprowadzi. Efekty przełożą się na kierunek rozwoju polskich firm i uczelni.
Z kolei kongres kosmiczny IAC – największe i najważniejsze na świecie cykliczne wydarzenie, o takim znaczeniu dla naszej branży jak konferencja w Davos dla gospodarki i polityki – da kolejny bodziec do rozwoju branży aerokosmicznej. Takie efekty gospodarcze odnotowano po ostatnich kongresach w Baku czy Mediolanie i tego samego spodziewamy się po kongresie w Poznaniu. Tym bardziej że dziś przemysł kosmiczny przyciąga uwagę już nie tylko naukowców i przedsiębiorców, lecz także najważniejszych polityków i przywódców z najbardziej rozwiniętych państw świata. ©℗