Liczba przestępstw wynikających z nienawiści wzrosła o 30–40 proc. Niezależnie od tego, czy zabójstwo 40-letniego Polaka, do którego doszło w ubiegły weekend w Harlow we wschodniej Anglii, było motywowane jego pochodzeniem, czy też był on przypadkową ofiarą nastoletnich chuliganów, nie da się ukryć, że podjęta w czerwcowym referendum decyzja o wyjściu z Unii Europejskiej uwolniła głęboko tkwiące pokłady ksenofobii.
Według danych policji w tygodniu bezpośrednio przed i bezpośrednio po referendum, czyli w okresie 16–30 czerwca, w Anglii, Walii i Irlandii Północnej (danych ze Szkocji nie ma) zanotowano 3219 przestępstw i incydentów wynikających z nienawiści, co stanowi wzrost o 37 proc. w stosunku do analogicznego okresu ubiegłego roku. Ich eksplozja nastąpiła zwłaszcza w ciągu pierwszych czterech dni po ogłoszeniu wyników. W następnych dwutygodniowych okresach liczba zgłoszonych przestępstw utrzymywała się na zbliżonym poziomie (3235 i 3326), co jednak dalej oznacza znaczącą różnicę w porównaniu z ubiegłym rokiem. Oczywiście trzeba brać poprawkę na to, że przestępstwa z nienawiści nie zawsze są zgłaszane, a do tej kategorii zaliczone są zarówno agresja słowna, jak i pobicia czy podpalenia imigranckich nieruchomości, więc podane statystyki nie dają pełnego obrazu.
Nie jest jednak tak, że to referendum czy kampania przed nim zrodziły brytyjską ksenofobię. Przez lata była ona trzymana w ryzach za pomocą poprawności politycznej czy kar wprowadzanych za przestępstwa nienawiści, ale nigdy nie została wyrugowana, a bezprecedensowa fala imigrantów, która napłynęła w ciągu ostatnich kilkunastu lat do Wielkiej Brytanii, i bezradność rządu wobec niej, powodowała, że frustracje z tym związane narastały. Gdy niespodziewanie się okazało, że za wyjściem z UE zagłosowało 52 proc. (choć także z innych powodów niż imigracja), tym łatwiej puściły hamulce. A część osób uznała, że Brexit jest równoznaczny z prawem do wyrzucenia imigrantów z kraju. Przy czym nie tylko imigranci z krajów Europy Wschodniej czy nawet UE stali się ofiarą przestępstw z nienawiści. Zwiększyła się także liczba incydentów wymierzonych w obywateli brytyjskich o czarnym kolorze skóry czy pochodzenia azjatyckiego.
Ale jako że to Polacy według ostatnich danych stali się największą mniejszością etniczną w Wielkiej Brytanii, to zapewne także oni są najczęstszymi ofiarami ataków. A to, że już kilka godzin po marszu upamiętniającym zabitego Polaka w tym samym Harlow doszło do kolejnego pobicia, świadczy, że w niektórych regionach Wielkiej Brytanii problem jest poważny. 85-tysięczne Harlow, podobnie jak prawie całe hrabstwo Essex, jest miastem z problemami społecznymi, o czym najwymowniej świadczy to, że podejrzanymi o śmiertelne pobicie jest grupa 15- i 16-latków. Ale skargi na antyspołeczne zachowania nastolatków pojawiały się tam znacznie dawniej niż od czasu referendum i nie tylko w związku z atakami na cudzoziemców.
Polski rząd zareagował na tragiczne wydarzenia w Wielkiej Brytanii bezprecedensową decyzją o wysłaniu do tego kraju dwóch ministrów – spraw zagranicznych, spraw wewnętrznych – oraz szefa policji, którzy mieli się spotkać ze swoimi odpowiednikami w brytyjskim rządzie. Wysoka ranga interwencji w tej sprawie ma pokazać, że to bardzo ważny temat dla polskiego rządu. – Chcemy sprawdzić, czy dopilnowali wszystkich procedur, by Polacy byli bezpieczni – powiedział szef MSZ Witold Waszczykowski.
Wiceszef MSZ Jan Dziedziczak mówi, że polscy ministrowie będą chcieli się dowiedzieć od Brytyjczyków, jaki mają plan zapobiegania ksenofobicznym ekscesom. – Chodzi o spotkanie ze służbami brytyjskimi i skoordynowanie działań, które mają przeciwdziałać przyczynom niechęci do Polaków – dodaje rzecznik rządu Rafał Bochenek. Jak wynika z zapowiedzi polskich polityków, rząd i Senat będą chciały się włączyć w akcję informacyjną. – Istnieje taki margines społeczeństwa brytyjskiego, który jest bardzo źle nastawiony do obcokrajowców, do obcego języka, zwyczajów. Będziemy chcieli z tym walczyć. Będziemy robili wiele akcji jako Senat, ale też indywidualnie jako politycy, którzy zajmują się polityką zagraniczną i polonijną – zapewnia marszałek Senatu Stanisław Karczewski.
Rzecznik rządu dodaje, że chodzi o uruchomienie szerszej akcji edukacyjnej skierowanej do Brytyjczyków. – Nie jeździmy tam po zasiłki, ale by tę gospodarkę wzmocnić. Wskaźnik zatrudnienia jest wśród Polaków wyższy niż wśród samych Brytyjczyków i wynosi około 80 proc. 4/5 polskiej społeczności w Wielkiej Brytanii pracuje na rozwój tamtejszej gospodarki, w przeciwieństwie do innych grup Polacy nie żyją na garnuszku państwa – podkreśla rzecznik rządu. Miejscowi Polacy nie są przekonani, czy wizyta polskich ministrów im pomoże. – Ta wizyta ma tylko sens medialny, żeby nagłośnić sprawę. Jeżeli w Harlow nie będzie więcej policji, więcej tolerancji, to nic się nie zmieni. Ale niech próbują, niech robią, co mogą – powiedział w rozmowie z RMF FM jeden z Polaków mieszkających w Harlow.
Polacy stali się największą mniejszością na Wyspach