Rynki traktują poważniegroźby Trumpa, choć przyszłość branży rozstrzygną przede wszystkim czynniki niezależne od polityki

Uwagi prezydenta elekta USA kosztowały największe europejskie koncerny związane z energetyką wiatrową 8 proc. giełdowej wyceny. We wtorek Donald Trump zapowiedział na konferencji w Mar-a-Lago, że jego administracja przyjmie politykę „zera nowych młynów wiatrowych”. Według niego wiatraki zaśmiecają przyrodę i krajobraz. – Nikt ich nie chce i są bardzo drogie – dodał Trump, przeciwstawiając energię wiatrową „czystemu” i wielokrotnie tańszemu, jak twierdzi, gazowi ziemnemu.

Pole golfowe Donalda Trumpa i giełda

Część zarzutów została oceniona jako absurdalna, a media wypominały Trumpowi, że korzenie jego niechęci do energetyki wiatrowej tkwią w przegranej bitwie, jaką stoczył w ubiegłej dekadzie z projektem morskiej farmy u wybrzeży Szkocji, „rujnującym krajobraz” wokół należących do niego pól golfowych. Ale rynki zareagowały natychmiast. Ucierpiały w szczególności notowania duńskich grup zaangażowanych w amerykański offshore: Vestas, największego producenta turbin wiatrowych spoza Chin, oraz Ørsted, jednego z czołowych inwestorów. Obie firmy są aktywne w Polsce. Ørsted bierze udział w inwestycjach na Bałtyku, m.in. realizowanej we współpracy z Polską Grupą Energetyczną farmie Baltica 2. Vestas produkuje nad Wisłą komponenty turbin, a jego technologie mają zasilić projekty Orlenu.

Problem mają zwłaszcza morskie farmy wiatrowe

Nieprzychylne wiatrakom stanowisko Waszyngtonu może być szczególnie bolesne dla morskiego segmentu energetyki wiatrowej, który i bez tego zmaga się z kłopotami. Zatory w łańcuchach dostaw, rosnące koszty komponentów, a także obawy dotyczące wpływu morskich turbin na obronność przyczyniają się do redukcji planów inwestycyjnych. Wątpliwości wobec realizacji części projektów z tzw. II fazy off shore’u pojawiły się także w Polsce. Podnosił je prezes Polskich Sieci Elektroenergetycznych Grzegorz Onichimowski, który mówił DGP, że coraz większe różnice cen między projektami na lądzie i morzu mają coraz mniejsze uzasadnienie z punktu widzenia efektywności obu rodzajów źródeł.

Nie wiadomo, w jaki sposób Trump chce przełożyć swoje zapowiedzi na rzeczywistość. Trudne może okazać się nie tylko wpłynięcie na projekty lądowe, z których większość realizowana jest na prywatnych gruntach, lecz także ingerencja w te inwestycje na morzu, które uzyskały zielone światło władz federalnych. Za prezydentury Joego Bidena na wodach zarządzanych przez rząd zatwierdzone zostały projekty opiewające na przeszło 19 GW mocy. Według organizacji American Clean Power (ACP) na lądzie i morzu w zaawansowanym stadium rozwoju było pod koniec 2024 r. ok. 40 GW farm wiatrowych. Czynnikiem hamującym zapędy elekta mogą się okazać także oczekiwania przemysłu związane z dynamicznym wzrostem zapotrzebowania na prąd. Zaletami energii wiatrowej są szybki na tle innych technologii czas realizacji inwestycji i względnie niskie ceny.

Będzie ograniczenie ulg dla farm wiatrowych?

– W czasie gwałtownego wzrostu popytu na energię nasi liderzy powinni być konsekwentni i oprzeć się na strategii „wszystkie ręce na pokład” – przekonuje prezes ACP Jason Grumet, apelując, by prezydent nie odbierał obywatelom ich krajowych zasobów. Utrudnienia dla rozwoju wiatraków pojawiają się jednak również oddolnie w postaci protestów lokalnych społeczności i wprowadzanych na tym poziomie obostrzeń oraz problemów z uzyskaniem zgód na przyłączenia ze strony operatorów sieci, zmagających się z niestabilnością dostaw energii. Po nowej administracji można się za to spodziewać próby przełożenia tych trendów na poziom federalny i ograniczenia dopłat i ulg dla inwestycji wiatrowych, które Biden wprowadził w ramach programu walki z inflacją. ©℗

ikona lupy />
Świetlane perspektywy dla wiatru? / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe