Przed nami epoka pokoju czy wojen? Technologie, które nas uszczęśliwią, czy takie, które będą czyhać na nasze życie? Katastrofa klimatyczna zagrażająca naszemu istnieniu czy środowisko wolne od wszechobecnych toksyn zatruwających wodę, powietrze i pożywienie? Świat pełen pracy, inspirującej i kreatywnej, czy świat bez pracy, pełen ludzi szukających jakiegokolwiek zajęcia? Uwolnienie od dręczących nas chorób, których nie umieliśmy dotąd pokonać, czy epidemie szalejące niczym w opisach zaczerpniętych z kart średniowiecznych annałów?
A może w każdym niemal przypadku odpowiedź brzmi: „Jedno i drugie, czyli właściwie… tak jak w dzisiejszym świecie”.
Jest jednak pewna różnica. Twierdzę, że jak nigdy dotąd jesteśmy realnie, a nie tylko metafizycznie zawieszeni między zagładą a utopią. Obawą o najgorsze a wiarą, że uda się zrealizować marzenia o szczęśliwej ludzkości.
W każdym aspekcie życia poświęcamy uwagę temu, co nas czeka, czy raczej – może czekać zarówno w wymiarze indywidualnym, jak i zbiorowym, społecznym. Prawie 100 lat temu w znanym eseju „Ekonomiczne perspektywy dla naszych wnuków” John Maynard Keynes przewidywał m.in., że będziemy pracować przez kilkanaście godzin w tygodniu i żyć w dostatku. Charles Holland Duell, prezes amerykańskiego urzędu patentowego, zasłynął wygłoszonym u schyłku XIX w. twierdzeniem, że wszystko już wynaleziono. Obaj – w zdecydowanie nierównej mierze – się pomylili. Keynes słusznie jednak zakładał, że czas pracy będzie się skracał, a jednocześnie (paradoksalnie?) poziom życia będzie bardzo szybko rósł – co będzie mieć zbawienny wpływ m.in. na naturę człowieka. Wypowiedź Duella była całkowicie błędna i po prostu niemądra. Pierwszy rozróżniał perspektywy krótkoterminowe i długoterminowe. Drugi był więźniem rzeczywistości, którą znał. Dziś i my często, przewidując, co się może wydarzyć, zbyt wielką wagę przywiązujemy do tego, co się już wydarzyło.
W tegorocznym wydaniu „Horyzontów” nie mamy tak daleko idących ambicji, aby opisywać świat za 100 lat czy choćby starszy o dekadę. Robią to, poniekąd wzorem Keynesa, inni, jak Michio Kaku, np. w książce o wymownym tytule „Przyszłość ludzkości” i jeszcze bardziej znaczącym podtytule: „Podbój Marsa, podróże międzygwiezdne, nieśmiertelność i nasze miejsce poza Ziemią”. Albo Stephen Hawking, który z większą dozą realizmu w „Krótkich odpowiedziach na wielkie pytania” pisał nie tylko o tym, co wiemy o wszechświecie, lecz także – trochę na marginesie bardziej naukowych, a mniej publicystycznych rozważań – o przyszłości świata, w tym o katastrofie klimatycznej, udoskonalaniu ludzkiego DNA (nie u wszystkich) i jednocześnie niezwykle optymistycznych oraz mrocznych wizjach rozwoju sztucznej inteligencji.
Wracając do spraw przyziemnych i perspektywy niewykraczającej zanadto poza jutro, możemy powiedzieć, że choć żyjemy w wyjątkowo dostatnim i relatywnie – nawet mimo nowych wojen – spokojnym świecie, krótkoterminowe trendy nie są korzystne. Ani w sferze klimatu, ani bezpieczeństwa międzynarodowego, ani – wbrew pozorom – ekonomii, której poświęcamy jak zwykle wyjątkowo dużo uwagi. Co zatem z ważniejszą, odleglejszą perspektywą? Czy jest – pytanie zawiera oczywiście trochę przesady – bliższa zagładzie, czy utopii?
Jesteśmy – na Zachodzie, w Europie, w Polsce także – trochę jak rozbawione towarzystwo spożywające w ogrodzie, w piękny, słoneczny dzień lata, wspaniały obiad i pijące doskonałe wino. Widzimy, że na – nomen omen – horyzoncie kłębią się czarne chmury i niespiesznie płyną w naszą stronę. Nie wiemy tylko jeszcze, czy przyniosą ożywczy deszcz i kilka grzmotów, czy prawdziwą nawałnicę siejącą spustoszenie.
Sytuacja jest (jeszcze) dobra, u nas wręcz bardzo dobra, ale wspomniane krótkoterminowe trendy są niepokojące. To nie znaczyłoby wiele, jak w prognozach ojca interwencjonizmu, gdyby nie to, że są zwiastunem poważnych, długofalowych problemów, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę kontekst europejski, a więc i polski. Nie zamierzam jednak zarażać czarnowidztwem. Przed burzą zawsze można się schronić, lepiej lub gorzej, a od jej skutków częściowo przynajmniej ubezpieczyć. Co nie mniej ważne, optymizm, płynący np. z rozwoju technologii (teraz głównie AI), nieraz pozwalał się gospodarce – i nie tylko jej – wykaraskać z tarapatów. W zanadrzu zawsze mamy też Keynesa. Jeśli się nawet mylił w szczegółach, to w zasadzie miał rację. Wyjąwszy może słowa o naturze człowieka. Ale na pociechę zostawił nam i taką myśl: „Najbardziej szczerze ścieżkami cnót i przytomnej mądrości kroczą ci, którzy najmniej troszczą się o jutro.”. ©Ⓟ