Relacje z USA będą fundamentalnie ważne w najbliższym półroczu, ale nie mam poczucia, że ta sytuacja może wywrócić naszą prezydencję. Jesteśmy gotowi szybko działać też w trybie awaryjnym – deklaruje wiceminister ds. europejskich w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
Z Ignacym Niemczyckim rozmawia Mateusz Roszak
Czego nauczyliśmy się od prezydencji węgierskiej?
ikona lupy />
Ignacy Niemczycki, wiceminister ds. europejskich
w Kancelarii Prezesa
Rady Ministrów / Materiały prasowe / Fot. mat. prasowe

Podstawowa lekcja jest taka, że rolą prezydencji nie jest forsowanie własnych interesów, tylko budowa konsensusu, jedności państw członkowskich. Można wykorzystywać takie narzędzia jak wpływ na agendę posiedzeń, pokazać różne istotne zagadnienia, ale nie może się to odbywać na zasadzie forsowania. Wyjazdy Viktora Orbána, jego spotkanie z Putinem były bardzo kontrowersyjne, mówiąc delikatnie. Naszą rolą będzie zadbanie o to, żebyśmy mieli zwarte szeregi w Europie i mówili jednym głosem.

Nie organizujemy spotkania wysokiego szczebla – jakich elementów jeszcze nie zobaczymy w czasie naszej prezydencji?

Trzeba zacząć od rozróżnienia Rady Europejskiej od Rady UE. To tej drugiej będzie przewodniczyć Polska od 1 stycznia. Spotkanie wysokiego szczebla w gronie liderów państw i rządów to domena Rady Europejskiej, a przewodniczący Antonio Costa zapowiedział już szczyt, który ma odbyć się w Brukseli – nie jest rolą prezydencji jego organizacja. Zazwyczaj skuteczność prezydencji mierzy się liczbą „przeprocedowanych aktów” prawnych. Nasza prezydencja będzie inna, bo po pierwsze, legislacji unijnej podczas ostatniego mandatu KE było stanowczo za dużo – potrzebujemy pauzy, czasu na analizę, czy wszystko to jest potrzebne. Po drugie, to początek nowego mandatu Komisji, która już zapowiedziała, że podczas najbliższego półrocza tych propozycji aktów legislacyjnych nie będzie specjalnie dużo.

A co w takim razie uznamy za sukces prezydencji?

Moją nadzieją, ale też ambicją, i z tego chciałbym być rozliczany, jest, by udało się nam zasadniczo zmienić dyskusję w kluczowych obszarach zdefiniowanych właśnie tymi wymiarami bezpieczeństwa. W ten sposób, żeby dyskusje, wstępne decyzje, które będą zapadały za polskiej prezydencji, trwale zmieniły myślenie całej Unii. Kwestia obronności jest fundamentalnie ważna, podobnie jak zmiana Zielonego Ładu, żebyśmy walczyli z kryzysem klimatycznym, ale zadbali też o konkurencyjność europejskiej gospodarki. Wskażę także na konieczność dostrzeżenia instrumentalizacji migracji w niektórych państwach.

Analitycy i dziennikarze ocenią, czy udało nam się w tych kwestiach zasadniczo zmienić stan rzeczy w Unii. Drugą kwestią jest podołanie wyzwaniom logistycznym, to organizacja ponad 400 spotkań w całej Polsce.

Gdzie spodziewacie się największych kłopotów, jeśli chodzi o rozwój kwestii bezpieczeństwa?

Myślę, że największym wyzwaniem będzie kwestia bezpieczeństwa zewnętrznego, bo w nim w naszym rozumieniu też zawiera się kwestia współpracy ze Stanami Zjednoczonymi. Doświadczenie z pierwszej administracji prezydenta Donalda Trumpa jest takie, że państwa członkowskie starają się w rozmowach dwustronnych osiągnąć jak najwięcej. Szukają tych porozumień i nie ma w tym nic złego, dopóki efektem jest większe zainteresowanie w ogóle Europą przez USA. Z kolei wyzwaniem dla nas byłoby prezentowanie egoistycznego podejścia ze strony państw członkowskich i to trzeba powiedzieć wprost. Istnieje w Europie podatność na głęboki podział pod wpływem administracji amerykańskiej, co pokazuje też znaczenie relacji transatlantyckich dla naszych spraw wewnętrznych.

Jak bardzo ogłoszenia z Waszyngtonu na początku przyszłego roku mogą wywrócić plany prezydencji?

Jesteśmy przygotowani na to, że kwestia relacji z USA będzie fundamentalnie ważna za polskiej prezydencji. Pierwszy obszar to oczywiście bezpieczeństwo i obronność, w tym wsparcie Ukrainy, a drugi to kwestia handlowa. Mamy pozytywne propozycje dla Stanów Zjednoczonych, rozmawiamy z KE i to właśnie Komisja będzie miała w sprawach handlowych wiodącą rolę, bo to jej wyłączna kompetencja. Nie mam dziś poczucia, że ta sytuacja może wywrócić naszą prezydencję. Jesteśmy gotowi szybko działać też w trybie awaryjnym, jeśli będzie to potrzebne. Choć oczywiście wyobrażamy też sobie scenariusze bardzo trudne, a cała sytuacja niesie ze sobą ryzyko kryzysu.

Państwa członkowskie wyrażają już jakieś zainteresowanie konkretnymi projektami, planami na to półrocze?

Absolutnie. Te rozmowy o obszarach naszego zainteresowania jako przyszłej prezydencji prowadzimy od co najmniej dwóch miesięcy z państwami członkowskimi. Praktycznie wszystkie państwa przychodzą z konkretnymi propozycjami. Być może nie jest to coś, z czego zdajemy sobie sprawę na co dzień, ale są wobec nas bardzo duże oczekiwania w Europie.

Dostrzega pan jakąś zmianę podejścia państw UE do nas? Usłyszałem niedawno, że dzisiaj w Brukseli Polska jest traktowana raczej jako lider państw północy niż Wyszehradu – zgodziłby się pan z tym?

To taki moment, kiedy Polska musi mieć zdolność zawierania sojuszy w konkretnych sprawach. Jesteśmy w stanie budować też koalicje z rządami, które politycznie są od nas odmienne. Rzeczywiście ostatnio zauważalna jest współpraca z państwami północnymi, z którymi w wielu sprawach, np. budżetu unijnego się różnimy, ale w tych najbardziej fundamentalnych, takich jak bezpieczeństwo, jesteśmy bardzo blisko. Co nie znaczy, że mielibyśmy przekreślać formaty współpracy takie jak Trójkąt Weimarski czy Grupa Wyszehradzka.

Jedna z najtrudniejszych dyskusji będzie dotyczyć budżetu, ale projektu raczej nie zobaczymy w czasie prezydencji?

Wygląda na to, że nie zaczniemy formalnych negocjacji wieloletnich ram finansowych jako prezydencja, ale to nie znaczy, że dyskusje, które się odbędą, nie będą mieć znaczenia. Nie będziemy dyskutować o konkretnym pakiecie propozycji, ale odbędą się rozmowy kierunkowe o potrzebach i formułach ich finansowania.

Będziemy też w ramach tych rozmów o przedłużenie funkcjonowania KPO?

Nie jest rolą kraju sprawującego prezydencję forsowanie jakiejś sprawy istotnej dla tego kraju. Niemniej zorganizujemy rozmowę o tym, czy formuła KPO jest właściwa, czy powinna zostać wykorzystana w przyszłości.

Plany zarówno prezydencji, jak i Komisji Europejskiej, zwłaszcza obejmujące inwestycje, są dość ambitne, ale pojawia się pytanie, czy nas jako UE na nie stać? Czy w państwach jest dzisiaj przekonanie i wola do zwiększania wydatków?

Mam poczucie, że w Europie jest dziś świadomość ważnego momentu, wręcz historycznego. Jeden obszar to konkurencyjność – jeśli europejska gospodarka się nie zmieni, to nie będzie nas stać na ten model społeczny, który mamy obecnie. Jeśli chcemy ten model życia chronić, to musimy działać na rzecz konkurencyjności. Druga rzecz to kwestia obronności. To właściwie może być jedno z pozytywnych elementów przesłania Donalda Trumpa, tzn. że musimy w Europie wziąć sprawy w swoje ręce. I tu już nie ma właściwie dyskusji, wszyscy zdają sobie sprawę, że trzeba to zrobić. Pytanie kluczowe brzmi, czy jesteśmy gotowi na wyrzeczenia w innych obszarach, żeby np. finansować obronność. ©Ⓟ