To, co dotąd było nieprawdopodobne, w dzisiejszych czasach staje się powszechne. Globalna pandemia może doprowadzić do lockdownu całych krajów. Nakłanianie sztucznej inteligencji do wykonywania użytecznych czynności zyskuje rangę nowej profesji. Ogromna rakieta kosmiczna może powrócić na Ziemię dzięki temu, że zostaje pochwycona przez mechaniczne ramiona stalowej wieży. Bomby ukryte w radiotelefonach powodują eksplozje i zabijają dziesiątki osób. Autonomiczne taksówki stają się hitem wśród turystów odwiedzających San Francisco. Przewidywanie nieprawdopodobieństw może się przydać, aby nie pogubić się w przyszłości. Oto 10 na pozór niewiarygodnych zdarzeń, które mogą nastąpić w 2025 r.

Burza słoneczna przyczyną globalnych zakłóceń

Koronalne wyrzuty masy (ang. CME), czyli erupcje plazmy na powierzchni Słońca, mogą skutkować wyrzuceniem w przestrzeń międzyplanetarną miliardów ton naładowanych elektrycznie cząstek. Jeśli Ziemia znajdzie się na drodze takiego pędzącego obłoku plazmy, skutkiem uderzenia masy jonów w ziemską magnetosferę mogą być burze geomagnetyczne, a także spektakularne zorze polarne. W okresie maksimum solarnego, czyli w czasie najwyższej aktywności w trwającym 11 lat cyklu, Słońce generuje dwa lub trzy CME dziennie. Dla porównania w okresie minimum aktywności słonecznej jest to jeden wyrzut masy tygodniowo. Obecnie Słońce znajduje się w maksimum swojej aktywności, a obserwowany aktualnie cykl solarny jest niezwykle aktywny. Stąd wyjątkowo barwne efekty zorzy polarnej widoczne w maju i październiku 2024 r. nawet w tak wysuniętych na południe miejscach, jak Sycylia czy amerykański stan Alabama.

Jednakże tak intensywne burze słoneczne przynoszą nie tylko spektakularne świetlne widowiska, lecz także mogą stwarzać problemy. Najpoważniejsze z nich to zakłócenia w łączności radiowej, głównie w zakresie fal krótkich, oraz awarie sieci elektroenergetycznych wywołane indukcją prądów w przewodach i transformatorach. W 1989 r. niezwykle silna burza magnetyczna spowodowała w kanadyjskiej prowincji Quebec całkowite wyłączenie sieci energetycznej na dziewięć godzin. Natomiast koronalny wyrzut masy, który w 2012 r. o włos minął Ziemię, mógł – według jednej z analiz – zniszczyć jedną czwartą amerykańskich transformatorów wysokiego napięcia. CME oddziałują też na satelity, szczególnie te na niskich orbitach, ponieważ powodują nieznaczne rozszerzanie się atmosfery, co przyczynia się do wzrostu oporu elektrycznego. W lutym 2022 r. burza magnetyczna wywołana wyrzutem materii słonecznej doprowadziła do zniszczenia i utraty 38 satelitów Starlink firmy SpaceX.

Najpotężniejszą burzę słoneczną odnotowano w 1859 r. Od nazwiska jednego z astronomów, którzy ją zaobserwowali, nazwano ją „zjawiskiem Carringtona”. Zorze polarne były wówczas widoczne nawet w pobliżu równika – na Kubie, Jamajce i w Kolumbii, a w Europie i w USA doszło do licznych zakłóceń w łączności telegraficznej.

Gdyby w 2025 r. nastąpiła wielka burza słoneczna, jej wpływ na ludzkość byłby o wiele większy niż w przeszłości, ponieważ dzisiaj jesteśmy znacznie bardziej uzależnieni od technologii. Według raportu przygotowanego w 2013 r. przez agencję ubezpieczeniową Lloyd’s straty spowodowane takim zjawiskiem tylko w Stanach Zjednoczonych wyniosłyby od 0,6 do 2,6 bln dolarów. Naprawa uszkodzeń sieci elektrycznych i przywrócenie zasilania mogłyby potrwać wiele miesięcy. Łańcuchy dostaw wody i żywności zostałyby przerwane. Mogłoby również dojść do awarii tysięcy satelitów, w tym tych wykorzystywanych w systemach nawigacji, co wywołałoby zakłócenia w funkcjonowaniu lotnictwa i żeglugi na całym świecie.

Astrofizycy przewidują, że prawdopodobieństwo wystąpienia w latach 20. naszego wieku burzy geomagnetycznej na skalę zjawiska Carringtona wynosi mniej więcej jeden do dziesięciu. Prowadzone pomiary zawartości węgla C14 w słojach drzew wskazują jednak, że w VIII i X w. miały miejsce burze słoneczne 10-krotnie silniejsze od tej zaobserwowanej w połowie XIX stulecia.

Telefonia komórkowa 4G na Księżycu

Trwa nowy wyścig o podbój Księżyca.

W ostatnich latach zarówno narodowe agencje kosmiczne, jak i firmy prywatne, wysyłały na srebrny glob wiele zrobotyzowanych sond kosmicznych. Jednak nie wszystkie misje odbywały się zgodnie z planem: niektóre urządzenia rozbijały się o powierzchnię, a inne przewracały się po wylądowaniu i stawały bezużyteczne. Lądowniki księżycowe są coraz bardziej zaawansowane, część z nich transportuje łaziki, niewielkie roboty lub kamery, które odłączają się podczas lądowania. Główny moduł działa wówczas jak przekaźnik radiowy –to on przesyła sygnały z innych urządzeń z powrotem na Ziemię. W 2025 r. przetestowane zostanie nowatorskie rozwiązanie w łączności kosmicznej – w lądowniku zbudowanym przez amerykański start-up Intuitive Machines poleci na Księżyc mała stacja bazowa telefonii komórkowej 4G, wyprodukowana przez Nokię.

Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem (choć ostatnie lądowania na Księżycu przebiegały różnie), operacja pozwoli łazikowi lunarnemu i małemu robotowi typu skoczek na wykorzystanie standardowej technologii 4G (takiej samej jak w smartfonach) do komunikacji z lądownikiem Athena podczas eksploracji terenu w pobliżu południowego bieguna księżycowego. Projekt wykorzystania komunikacji 4G w kosmosie jest elementem obniżania kosztów misji kosmicznych poprzez zastosowanie gotowych technologii komercyjnych, bez konieczności tworzenia zupełnie nowych rozwiązań. A w przyszłości, gdy amerykańscy astronauci ostatecznie powrócą na powierzchnię Księżyca, będą mogli korzystać z sieci 4G, aby komunikować się ze sobą i dzwonić do domu.

Start misji IM-2, finansowanej przez amerykańską agencję kosmiczną NASA, jest planowany na styczeń 2025 r.

Turniej sportowy na dopingu

Światowe organizacje sportowe podejmują wiele wysiłków, aby zapobiegać sytuacjom, gdy sportowcy zyskują nieuczciwą przewagę poprzez zażywanie środków dopingujących. Jak jednak pokazuje cała seria skandali, stosowane dziś metody antydopingowe są zawodne. Postawmy jednak przewrotne pytanie – co by się stało, gdyby doping w sporcie był nie tylko dozwolony, lecz także wręcz promowany?

Taka kontrowersyjna idea przyświeca Enhanced Games – zaplanowanym na pierwszą połowę 2025 r. zawodom, podczas których sportowcy będą mogli stosować narkotyki i wspomaganie technologiczne, aby zyskać przewagę konkurencyjną w lekkoatletyce, pływaniu, podnoszeniu ciężarów i innych dyscyplinach. Inicjatorem przedsięwzięcia jest Aron D’Souza, od kilku lat dążący do realizacji swego pomysłu, a do grona jego zwolenników należą Peter Thiel i inni miliarderzy. D’Souza podpisał nawet umowę z wytwórnią hollywoodzkiego reżysera Ridleya Scotta na nakręcenie 10-odcinkowego serialu telewizyjnego o pierwszym turnieju rozgrywanym na wymyślonych przez niego zasadach.

Projekt budzi liczne protesty, m.in. działaczy agencji antydopingowych, którzy podkreślają, że sterydy i inne środki zwiększające wydajność organizmu stanowią poważne zagrożenie dla zdrowia sportowców. Tymczasem D’Souza twierdzi, że dla niego również bezpieczeństwo to kwestia najważniejsza. Podkreśla przy tym, że kontrolowane stosowanie środków dopingujących jest bezpieczniejsze niż zażywanie ich w ukryciu (co –według niego – praktykuje 44 proc. sportowców). Na razie jednak nie udało mu się sfinalizować umowy z miastem, które chciałoby być gospodarzem turnieju, a dodatkowo czeka go walka o rejestrację zawodników. Czy jego Enhanced Games zdołają w tej sytuacji wystartować?

Wybuch nowej światowej pandemii

Co, znowu kolejna? Już, teraz? Na pewno nie! A jednak musimy sobie uświadomić, jak zaskakująco długi odstęp czasu dzielił pandemię COVID-19 od – porównywalnej w skali i skutkach – pandemii grypy hiszpanki z 1918 r. Przecież w XX w. liczba ludności gwałtownie wzrosła, a rozrastające się miasta zgromadziły miliardy mieszkańców. Jednocześnie rozwój sieci lotniczych i dostępność globalnych połączeń sprawiły, że przenoszenie się zarazków poza granice państw i kontynentów stało się łatwiejsze niż kiedykolwiek wcześniej.

Naukowcy od dawna informowali o ryzyku pandemii – wywołać ją mógł powszechnie znany wirus grypy, albo też zupełnie nowy czynnik chorobotwórczy. W 2018 roku Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) alarmowała, że „poważną globalną epidemię może wywołać nieznany obecnie patogen”. I faktycznie pojawił się nowy typ koronawirusa, który pod koniec 2019 r. zaczął się błyskawicznie rozprzestrzeniać po całym świecie. Dziś powinniśmy zadawać raczej pytanie kiedy, a nie czy dojdzie do kolejnej poważnej pandemii. Szansa, że przerwa między pandemiami będzie trwała kolejne 100 lat, jest naprawdę niewielka.

W lipcu 2024 r. WHO zaktualizowała listę głównych patogenów, które mogą wywołać pandemię – ich liczba wzrosła do ponad 30. Do listy dodano m.in. wirusy grypy typu A, potocznie zwanej ptasią grypą, zakażające również ssaki, w tym ludzi. Jeden z wariantów wirusa – tzw. klad H5N1 2.3.4.4b – rozprzestrzenia się od 2020 r. przenosząc się wśród dzikiego ptactwa, ale także na foki, bydło, drób, a nawet na ludzi i przez cały czas wymienia materiał genetyczny z innymi wirusami grypy. Patogen H5N1 2.3.4.4b został już odnotowany na wszystkich kontynentach, łącznie z Antarktydą, i znajduje się pod ścisłą obserwacją epidemiologów. Jest najbardziej prawdopodobnym kandydatem do wywołania kolejnej globalnej pandemii.

Jak dotąd, w 2024 r., wywołał epidemię wśród zwierząt hodowlanych w Stanach Zjednoczonych, która doprowadziła do kilku znanych przypadków zachorowań wśród ludzi (chociaż bez przypadków śmiertelnych). Jednak skala zagrożenia, jakie może wywołać, zależy od kierunku i tempa jego dalszych mutacji.

Wielka erupcja wulkanu przyczyną globalnego chaosu

Wulkanolog z Uniwersytetu w Birmingham Michael Cassidy oraz badaczka ryzyka katastrof z Uniwersytetu w Cambridge Lara Mani ostrzegają, że świat jest „dramatycznie nieprzygotowany” na zakłócenia, jakie mogłaby spowodować potężna erupcja wulkanu. W artykule opublikowanym w „Nature” w 2022 r. określili wybuch podwodnego wulkanu Tonga w Polinezji, największą erupcję od czasu Pinatubo z 1991 r., jako zdarzenie „o włos od katastrofy”, które należy potraktować jak dzwonek ostrzegawczy. Potężna erupcja, na skalę wybuchu wulkanu Tambora (w dzisiejszej Indonezji) w 1815 r., mogłaby spowodować ochłodzenie klimatu, załamanie produkcji żywności oraz paraliż lotnictwa, żeglugi i infrastruktury komunikacyjnej na wiele miesięcy lub nawet lat. Badania wykorzystujące analizę rdzeni lodowych wskazują, że prawdopodobieństwo wystąpienia w obecnym stuleciu podobnej erupcji, o magnitudzie siedem w stosowanej przez wulkanologów skali VEI wynosi jeden dosześciu. Dr Cassidy i dr Mani zauważają przy tym, że znacznie więcej środków przeznacza się na kontrolowanie mniejszego zagrożenia ze strony asteroid niż na monitorowanie aktywności wulkanów. Apelują o rozbudowanie systemu czujników sejsmicznych, o umieszczenie na orbicie satelity przeznaczonego do obserwacji wulkanów, a także o położenie nacisku na zapewnienie stanu gotowości na zagrożenie. U progu 2025 r. część wulkanologów z niepokojem spogląda na Islandię, gdzie w 2010 r. erupcja wulkanu Eyjafjallajökull na kilka dni sparaliżowała transatlantyckie połączenia lotnicze. Równie niepokojąca jest obserwowana aktywność wulkanów w pobliżu dużych skupisk ludności we Włoszech, Indonezji czy na Filipinach. Skutki naprawdę potężnej erupcji byłyby odczuwalne dla całego świata.

Konta bankowe dla zwierząt

A gdyby tak zwierzęta miały własne pieniądze i mogły wydawać je na ochronę przyrody i rozwijanie bioróżnorodności, aby zwiększyć swoje szanse na przetrwanie? Taka właśnie idea przyświeca firmie technologicznej Tehanu, która wpadła na pomysł „międzygatunkowych pieniędzy”. Rozpoczęto już nawet pilotaż projektu, z udziałem rodziny 19 goryli górskich z Rwandy, a w 2025 r. program ma objąć wszystkie goryle w tym kraju. W nadchodzącym roku organizacja planuje również start odrębnego projektu na rzecz ochrony słomkowego nietoperza owocożernego, który występuje w całej Afryce Środkowej i odgrywa istotną rolę w zapylaniu roślin. Opracowany przez firmę Tehanu system wykorzystuje specjalne czujniki i sztuczną inteligencję do monitorowania aktualnej sytuacji i potrzeb zwierząt. Pozwala to na podjęcie sprawnych działań, zarówno gdy zachodzi konieczność usunięcia kłusowniczych pułapek, jak i leczenia weterynaryjnego konkretnego goryla. Znajdujący się najbliżej pracownik, wykwalifikowany do wykonania danego zadania, jest lokalizowany i zatrudniany za pośrednictwem platformy usług online, którą firma nazywa „platformą pracy tymczasowej na rzecz przyrody”. Po wykonaniu pracy firma wypłaca wynagrodzenie. W ten sposób zwierzęta mogą opłacać lokalnych pracowników zgodnie ze swoimi potrzebami i z uwzględnieniem warunków zasiedlanego przez nie ekosystemu. Projekt Tehanu ma pokazać, że dystrybucja funduszy na ochronę przyrody może przebiegać transparentnie, dawać wymierne rezultaty i tworzyć stabilne miejsca pracy, a także chronić zwierzęta, ich siedliska i spełniane przez nie funkcje środowiskowe. My, ludzie, możemy dokonywać płatności cyfrowych, weryfikowanych poprzez rozpoznawanie twarzy. Dlaczego więc nie miałyby tego robić goryle?

Rosyjska broń jądrowa w kosmosie

Traktat o przestrzeni kosmicznej z 1967 r. zakazuje roszczeń terytorialnych do ciał niebieskich oraz rozmieszczania broni jądrowej w przestrzeni kosmicznej. Jednak w lutym 2024 r. przewodniczący amerykańskiej Komisji ds. Wywiadu Izby Reprezentantów ostrzegł, że Rosja prowadzi badania nad nowym rodzajem broni kosmicznej, która – według źródeł wywiadowczych – umożliwi zdetonowanie głowicy nuklearnej na orbicie w celu zniszczenia satelitów. Już wcześniej przeprowadzano próby z wybuchami jądrowymi w przestrzeni kosmicznej. Na początku lat 60. ubiegłego wieku – przed podpisaniem traktatu z 1967 r. – zarówno Stany Zjednoczone, jak i Związek Radziecki wykonywały próby nuklearne na dużych wysokościach. Wywołane przez nie impulsy elektromagnetyczne miały wpływ na nieliczne w tamtym czasie satelity. Jednak obecnie na orbicie znajdują się tysiące satelitów, cywilnych i wojskowych. W przypadku wywołania takiej detonacji byłyby one narażone zarówno na oddziaływanie promieniowania jądrowego, jak i na odłamki orbitalne powstałe w wyniku wybuchu. W ostatnich latach USA, Chiny, Indie i Rosja testowały szereg rodzajów broni antysatelitarnej, w tym naziemne pociski rakietowe i broń laserową. W listopadzie 2021 r. Rosja zniszczyła za pomocą pocisku hipersonicznego Nudol nieczynnego satelitę z czasów Związku Radzieckiego. Zniszczony satelita rozpadł się na 1800 odłamków kosmicznych. W wyniku zagrożenia astronauci przebywający na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (w tym dwóch Rosjan) musieli się schronić w kapsule ratunkowej. Rosja rozmieściła też na orbicie liczne satelity określane jako „matrioszka”, przez skojarzenie z tradycyjną rosyjską zabawką. Najnowszy satelita tego typu – Kosmos 2570, wystrzelony w październiku 2023 r., uwolnił na orbicie drugi statek, a następnie kolejny, co wygląda na test orbitalnej broni antysatelitarnej. Rozmieszczenie na orbicie kosmicznej broni jądrowej oznaczałoby znacznie większe zagrożenie, a głównym celem takiego działania byłoby uzyskanie efektu zastraszenia. Wystrzelenie tego rodzaju broni przez Rosję w 2025 r. wzbudziłoby powszechne przerażenie. Pokazałoby również, że koncepcja wojny w przestrzeni kosmicznej nie jest już scenariuszem science fiction.

Kluczowy prąd północnoatlantycki spowalnia lub zmienia kierunek

Atlantycka Południkowa Cyrkulacja Wymienna (AMOC) to kluczowa sieć prądów w Oceanie Atlantyckim rozprowadzająca ciepłe wody na północ, a zimne – na południe. Zapewnia przenoszenie składników odżywczych wspierających życie oceaniczne oraz wpływa na utrzymanie stosunkowo łagodnego klimatu w północnych częściach świata. Cyrkulację atlantycką AMOC uważa się za kluczowy element w globalnym systemie klimatycznym, a analiza rdzeni lodowych wskazuje, że w przeszłości zmiany w przepływach AMOC wiązały się z nagłymi zmianami klimatu. Według najnowszych ustaleń naukowców w ostatnim stuleciu wystąpiły sygnały świadczące o osłabieniu systemu cyrkulacji AMOC. Klimatolodzy z Uniwersytetu w Kopenhadze opublikowali w 2023 r. wyniki badań pokazujące, że prawdopodobieństwo załamania się cyrkulacji atlantyckiej AMOC w latach 2025–2095 wynosi 95 proc. Jako najbardziej prawdopodobny okres wskazali lata 50. obecnego stulecia, jeżeli poziom emisji gazów cieplarnianych będzie nadal wzrastać. Jednak inni badacze wątpią, czy tak ekstremalne zmiany da się przewidzieć, a jeżeli nawet, to czy prognoza może być aż taka dokładna. Nawet jeśli nie dojdzie do załamania systemu cyrkulacji, warto obserwować anomalie zachodzące w AMOC, ponieważ każda z nich może mieć dalekosiężne skutki. Na północy Europy zapewne zrobi się chłodniej i bardziej sucho, burze staną się bardziej intensywne, okresy wegetacyjne krótsze, a miesiące letnie bardziej podatne na susze. Temperatura wód oceanicznych na północno-wschodnim wybrzeżu Ameryki może dalej wzrastać, co będzie miało wpływ na połowy ryb, przyspieszy topnienie pokrywy lodowej Grenlandii i spowoduje podniesienie poziomu mórz. Międzyzwrotnikowa strefa konwergencji – pas tropikalny, w którym spotykają się układy pogodowe obydwu półkul – prawdopodobnie w konsekwencji przesunie się na południe i wywoła w Afryce i Ameryce Środkowej susze, których skutki zagroziłyby dziesiątkom milionów ludzi. Zmiany klimatu następują stopniowo, ale zmiany cyrkulacji atlantyckiej mogą mieć znacznie gwałtowniejszy charakter.

Odczytany tekst ze zwęglonego papirusu

W 79 r. n.e. wybuch Wezuwiusza, który pogrzebał Pompeje, wywołał też pożar biblioteki w bogatej willi w pobliskim Herkulanum. Zwęgleniu uległy tysiące papirusowych zwojów z greckimi i łacińskimi inskrypcjami. W tym wypadku okazało się jednak, że zwęglenie papirusów zapewniło ocalenie starożytnym tekstom. Zapoczątkowane w XVIII w. próby rozwinięcia zwojów i odczytania ich treści wielokrotnie kończyły się niepowodzeniem. Niekiedy udawało się rozszyfrować kilka słów, jednak działo się to kosztem całych zwojów, które się rozsypywały. Przełom nastąpił, gdy Nat Friedman, inwestor i przedsiębiorca związany z nowymi technologiami, udostępnił skany rentgenowskie zwęglonych zwojów w Internecie i zaoferował nagrodę w wysokości miliona dolarów temu, kto zdoła odszyfrować zawarte w nich teksty. Sukces przyszedł w 2023 r., gdy grupka studentów wykorzystała do odcyfrowania fragmentów inskrypcji narzędzia sztucznej inteligencji. Tekst wyodrębniony przez młodych badaczy, a następnie poddany analizie przez papirologów, okazał się nieznanym dziełem Filodemosa – greckiego filozofa żyjącego w Herkulanum. Na zeskanowanie i przeanalizowanie czekają kolejne zwęglone zwoje z biblioteki w Herkulanum – jakie więc inne zaginione dzieła mogą zostać wkrótce odkryte? Czy będzie to korespondencja Juliusza Cezara, skoro willa była niegdyś własnością jego teścia? Albo czeka nas odszyfrowanie zaginionych tragedii Sofoklesa lub Ajschylosa, historycznych ksiąg Liwiusza, nieznanych wierszy Safony... Czy możemy się spodziewać odczytania egzemplarzy Acta Diurna, czyli Dziennika Narodu Rzymskiego – codziennego biuletynu informacyjnego państwa, a może nawet odkryte zostaną nieznane relacje świadków działalności pewnego wędrownego kaznodziei z Judei w I w.n.e.?

Dowody na istnienie obcego życia

Gdzie oni są? To z pozoru proste pytanie zadał w 1950 r. fizyk Enrico Fermi, od którego nazwiska wywołany problem określamy dziś „paradoksem Fermiego”. Chodzi o to, że – biorąc pod uwagę wiek wszechświata – obce cywilizacje miały dość czasu, aby dotrzeć na Ziemię, a mimo to człowiek jak dotąd nie napotkał żadnego ich śladu. Nie wynika to jednak z niedostatecznych starań. W każdej chwili jeden z licznych projektów poświęconych poszukiwaniom pozaziemskich cywilizacji (SETI) może się okazać żyłą złota. Większość z podejmowanych prób opiera się na analizie sygnałów radiowych. Dane z radioteleskopów rozmieszczonych w Australii, RPA i Stanach Zjednoczonych są analizowane pod kątem wszelkich sygnałów mogących oznaczać przekaz nadawany przez obcych. Brane pod uwagę jest wszystko, co nie daje się wyjaśnić w sposób naturalny, w tym powtarzające się regularnie niezwykłe efekty akustyczne. Inne metody, stosowane w ramach projektów SETI przy założeniu, że obcy mogą używać światła, a nie fal radiowych do komunikacji dalekiego zasięgu, polegają na poszukiwaniu rozbłysków laserowych, czy też śladów hipotetycznych „sfer Dysona” (ogromnych muszlowatych struktur, które obcy mogli zbudować wokół gwiazd, aby przechwycić możliwie największą ilość energii ich promieniowania). Podejmowane są również analizy aktywności biologicznej w atmosferze planet krążących wokół innych słońc, których tysiące odkryto w ostatnich latach. Poszukiwanie obcych istot, uważane niegdyś za aktywność na marginesie nauki, weszło do głównego nurtu badań i obecnie zajmuje się nim więcej naukowców niż kiedykolwiek. Czy w 2025 r. wreszcie coś znajdą? O ile do tego dojdzie – każde odkrycie będzie zaskoczeniem i zmieni sposób, w jaki ludzkość postrzega swoje miejsce we wszechświecie. ©Ⓟ

From The World Ahead, 2025 © 2024 The Economist Newspaper Limited. All rights reserved