Wobec rozwoju technologii pocisków balistycznych i zagrożeń z różnych kierunków, NATO potrzebuje wiarygodnego systemu, który zapewni odstraszanie i obronę – mówili eksperci, którzy w środę uczestniczyli w Warszawie w konferencji o sojuszniczej obronie przeciwrakietowej.

Polski system obrony powietrznej, w tym przeciwrakietowej, musi być częścią systemu natowskiego – powiedział prezes Fundacji Pułaskiego, która zorganizowała konferencję. Zaznaczył, że budowana przez sojusz tarcza ma charakter obronny.

„Dla nas w Polsce szczyt NATO w Warszawie jest szczególnie satysfakcjonujące, bo mieliśmy radziecki układ nazwany imieniem polskiej stolicy, mimo że ani decyzja o jego powołaniu nie zapadła tutaj, ani nie był pomyślany, by nas bronić” – powiedział Zbigniew Pisarski.

„Siłą NATO jest siła jego członków, tym samym nasza kontrybucja w postaci programów Wisła i Narew jest odzwierciedleniem nie tylko naszych potrzeb, ale i potrzeb innych sojuszników. Jeżeli oczekujemy od sojuszu, by zapewnił bezpieczeństwo nam, to musimy wnosić wkład do wspólnego programu” – zaznaczył prezes Fundacji.

Dodał, że „decyzje które zapadną na szczycie, są przewidywalne, i będą miały wymiar polityczny, czas na wymiar praktyczny”. Podkreślił, że Polska nadrabia zaległości, bo budowa obrony przeciwrakietowej i przeciwlotniczej Polski „jest spóźniona o 30 lat”.

Pisarski podkreślił też, że system Aegis, którego częścią będzie baza budowana w Redzikowie, „nie będzie miał potencjału, by zmienić strategiczną równowagę w Europie”. „To system ściśle obronny, z definicji nie jest skierowany przeciw komukolwiek. Dlatego rosyjskie groźby wojskowej reakcji na elementy EPAA (natowskiej obrony balistycznej opartej na amerykańskim systemie Aegis – PAP) są nieusprawiedliwione” – dodał. Ocenił, że celem takich wypowiedzi jest zastraszanie i „nie pomagają one w budowie zaufania”. „Geografia i fizyka uniemożliwiają systemom NATO zestrzeliwanie z baz w Polsce czy Rumunii rosyjskich międzykontynentalnych pocisków balistycznych. Rosja o tym wie” – podkreślił.

Dodał, że Rosja będzie rozbudowywała swój arsenał bez względu na to, czy NATO będzie rozwijać zdolności antybalistyczne. „Ustępstwa nie tylko nie zmieniłyby rosyjskiej polityki, ale zostałyby odebrane jako oznaka słabości, która zachęca Rosję do podejmowania asertywnych czy agresywnych kroków. Naszą odpowiedzią wobec Rosji powinna być wiarygodne NATO, obrona i odstraszanie. Dlatego warszawski szczyt powinien pokazać silny i zjednoczony sojusz” – powiedział.

Ekspert Fundacji Pułaskiego, b. wiceszef MON i b. szef BBN gen. Stanisław Koziej podkreślił, że w dzisiejszych czasach pociski kierowane i balistyczne są głównym nośnikiem siły uderzeniowej, zatem „kto nie ma zdolności ich zwalczania, nie ma szans na równą walkę, będzie na przegranej pozycji”; i właśnie te względy operacyjne należały do priorytetów, którymi kierowała się poprzednia ekipa rządząca, uruchamiając programy Wisła i Narew.

„Druga przesłanka ma charakter polityczno-strategiczny. Rakiety są wykorzystywane także na co dzień - do szantażowania, straszenia, do wywierania presji. Klasycznym przykładem jest Korea Północna” – dodał Koziej.

Także – jak powiedział – „nasz rosyjski sąsiad” w dogodnej dla siebie sytuacji odwołuje się do rakiet Iskander, obwieszczając, że je przenosi lub kieruje na jakieś cele. „Jednym słowem, rakiety są także instrumentem bieżącej polityki, bieżącej presji. Państwo, które nie ma zdolności neutralizowana tej presji, nie ma obrony przed rakietami, jest skazane na słabszą pozycję w tej bieżącej konfrontacji” – powiedział.

Dodał, że straszenie rosyjskimi rakietami wpływa na opinię publiczną, dlatego „uodpornienie na politykę szantażu rakietowego było ważnym czynnikiem przesądzającym o tym, że powinniśmy budować obronę przeciwrakietową”.

Zaznaczył też, że „rakiety dzielą NATO na dwie strefy” – szantaż jest łatwiejszy wobec państw będących w zasięgu rakiet; inne nie odczuwają tego zagrożenia. „W ten sposób rakiety zasięgiem mogą dzielić sferę bezpieczeństwa atlantyckiego na dwie części, to czynnik utrudniający uzyskiwanie konsensusu wewnątrz NATO” – zauważył. „Budowanie systemu obrony przeciwrakietowej NATO jest z tego punktu widzenia czynnikiem ułatwiającym spójność sojuszu. Dlatego jesteśmy zainteresowani budową natowskiego systemu obrony przeciwrakietowej – pozwala on wyrównywać poziom bezpieczeństwa” – dodał Koziej.

Były dyrektor amerykańskiej agencji obrony balistycznej, emerytowany generał, ekspert think tanku Atlantic Council Patrick O’Reilly pytany o zmianę koncepcji amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Europie, ocenił, że przewagą systemu budowanego przez administrację Baracka Obamy ma przewagę nad koncepcją ekipy Busha, ponieważ daje się adaptować do zagrożeń z różnych kierunków, stwarzanych przez pociski różnych zasięgów.

„Wtedy zagrożeniem był Iran, adaptacyjne podejście jest korzystne, bo zagrożenia ewoluują” – powiedział. Podkreślił, że w budowanym obecnie systemie znanym jako EPAA - European Phased Adaptive Approach – położono nacisk na integrację z innymi systemami, w tym rozpoznaniem i lotnictwem.

Także inny emerytowany generał, były zastępca sojuszniczego dowództwa sił powietrznych w Ramstein Friedrich Ploeger podkreślił, że sojusz musi być zdolny do obrony przed pociskami nadlatującymi ze wszystkich kierunków. Wyraził przekonanie, że nie tylko systemy dalekiego zasięgu, ale i działające na niższych pułapach i krótszych dystansach muszą być zintegrowane i pozostawać do dyspozycji naczelnego dowódcy sojuszniczych sił w Europie. „Nie wolno postrzegać obrony przeciwrakietowej jako wysiłku poszczególnych krajów” – zaznaczył. (PAP)