Audyt powinien pokazywać dobre i złe strony
ROZMOWY
Audyt powinien pokazywać dobre i złe strony
Chciałem pana zapytać o audyt...
To nie jest żaden audyt. W audycie są dwie zasady. Po pierwsze, że dokonuje go ktoś niezależny wobec instytucji, w której jest prowadzony, a nie ktoś zależny od strony zainteresowanej. Po drugie, audyt pokazuje dobre i złe strony, a nie wyłącznie złe. To jest po prostu polityczne zadanie, jakie wykonują politycy PiS, by wykazać jak najgorsze elementy z naszych ośmiu lat pracy i wykorzystać je wobec opinii publicznej na swoją rzecz.
Czy w tych zarzutach nie ma ziarna prawdy, np. w kwestii zwiększenia zadłużenia?
Kiedy wydawaliśmy duże unijne pieniądze na inwestycje drogowe, kolejowe czy inne, to nasz wkład też musiał być ogromny. Stąd też wzrost długu publicznego. Teraz mamy okres między perspektywami, gdy konkursy są rozstrzygane. Ale później, gdy będą na etapie realizacji, to wkład Polski będzie musiał być równie wysoki. Więc zapytajmy za rok, kiedy ruszą pierwsze projekty, jak będzie wyglądał stan zadłużenia. Zapytajmy o to premiera Morawieckiego, choć mam nadzieję, że już premierem nie będzie.
A spadek wpływów podatkowych w relacji do PKB?
To po pierwsze była kwestia kryzysu finansowego. Wiele firm miało wówczas słabsze wyniki. Także banki, mimo że wytrzymały i przeszły przez dekoniunkturę. Pobieraliśmy mniejsze dywidendy od firm państwowych, by nie osłabić ich pozycji. To wszystko przekładało się na mniejsze wpływy. Po drugie do tego dochodzi zjawisko oszukiwania przy VAT – tworzenia fikcyjnych spółek, z czym skarbówka walczy od lat. To jest problem w całej Europie, niezwykle trudny do zwalczenia. Zobaczymy, jak to się uda naszym następcom.
Jest jeszcze zarzut wicepremiera Morawieckiego: że prowadziliście polityki białej flagi za granicą, co miało przełożyć się m.in. na kwestie klimatyczne.
To znana sprawa, która ciągle wraca. Pierwsze ustępstwo w sprawach zrobił Lech Kaczyński przy okazji ustalania traktatu lizbońskiego. Potem premier Tusk musiał to odkręcać w Brukseli, niemal wetować, by nie wypełniać niebezpiecznych dla naszego przemysłu wydobywczego zobowiązań. Mówiliśmy to wielokrotnie. Zarzucanie nam dziś białej flagi w sprawach klimatycznych to bzdura.
W sprawach górnictwa dobra koniunktura została zmarnowana m.in. przez wybory.
Ja zawsze czekałem z niepokojem na listopad–grudzień, gdy związki zawodowe w kopalniach walczyły o premie i podwyżki, bo był w miarę dobry rok dla górnictwa. Potem okazywało się, że węgiel gromadzi się na hałdach, spadają ceny, surowca nie można eksportować, a mimo to związki żądały swego i za spokój społeczny zarządy spółek płaciły rozdawnictwem środków, których coraz bardziej brakowało. To oczywiście pytanie do wicepremiera Piechocińskiego, który nadzorował górnictwo.
PO nie ma się za co uderzyć w piersi po ośmiu latach?
Mamy. Na każdym spotkaniu mówię, że każdy rząd może, a nawet powinien być poddany krytyce. Ale były rzeczy słabsze i rzeczy dobre. Atutem, którym się chwaliliśmy, była np. szybka prywatyzacja, by jak najmniej osób szarpało politycznie posady w zarządach spółek. Dziś to jest przedmiotem oskarżenia, że to była dzika i niefrasobliwa prywatyzacja. Ale gdyby nie ona, to dziś towarzysz Jasiński i jego koledzy mogliby obsadzić ponad 700 spółek. Widać, że audyt to czysto polityczna sprawa, przygotowana o wiele gorzej niż ataki PiS na nas, gdy byliśmy u władzy. Zapewne dlatego, że przygotowywali go ostatnie dwa dni i dwie noce po sobotnim marszu.
Słabe alibi na wypadek obniżenia ratingu
Rząd PiS postanowił przedstawić publicznie zarzuty poprzednikom na dwa dni przed publikacją ratingu przez agencję Moody’s. Czy to nie zaszkodzi wizerunkowi Polski za granicą i tym samym nie wpłynie na decyzję agencji?
Nie przywiązywałbym do tego zbyt dużej wagi. Agencja ratingowa ocenia perspektywy kraju, a nie jego przeszłość z ostatnich ośmiu lat.
Czyli audyt nie ma znaczenia dla ratingu?
Nie powinien mieć. Analitycy dobrze wiedzą, że mamy w Polsce dwa zwalczające się obozy polityczne, a temperatura tego sporu jest wysoka. Informacje tego typu nie rzutują na ocenę, tym bardziej że trudno zweryfikować liczby podawane przez rząd PiS, bo nie ma żadnego dokumentu.
Ale czy rosnąca temperatura politycznego sporu nie będzie czynnikiem, który agencje będą jednak brały pod uwagę? Oceniają przecież tzw. ryzyko polityczne.
W przypadku Polski nie ma ryzyka np. jakichś masowych strajków czy konfliktu zbrojnego. W tej chwili podstawowe ryzyko, jakie agencje biorą pod uwagę, jeśli chodzi o nasz kraj, to ryzyko prawne związane z kryzysem konstytucyjnym. To jest coś, na co inwestorzy zagraniczni zwracają uwagę. To nie jest związane przecież z audytem. Drugie ryzyko mające wpływ na ocenę ratingową dotyczy finansów publicznych i efektu realizowanych przez rząd obietnic wyborczych. Może wcześniej zachodni analitycy zakładali, że idąc po władzę, PiS składa obietnice, ale po jej przejęciu przynajmniej z części z nich się wycofa, uzasadniając to złym stanem finansów publicznych. Tak się jednak nie stało, rząd zapowiada realizację obietnic, a w rozmowach z zagranicą udowadnia, że sytuacja w finansach publicznych jest dobra. Co zrobią z tym agencje ratingowe, to się dowiemy.
Czy ten przekaz ze strony rządu nie jest jednak niespójny? Z jednej strony próbuje on uspokajać zachodnich analityków, z drugiej minister finansów mówi w Sejmie o miliardowych ubytkach w dochodach podatkowych, które są winą poprzedników. To może sugerować, że sytuacja w finansach publicznych wcale nie jest taka dobra.
Stan finansów publicznych nie był głównym tematem kampanii wyborczej. Szkoda. Gdyby politycy PiS wcześniej zauważyli, że dług publiczny mocno wzrósł, że deficyt budżetowy jest bardzo duży, to może nie proponowaliby rozwiązań, które jeszcze dodatkowo mogą pogorszyć sytuację.
A może przedstawienie audytu to alibi dla rządu PiS na wypadek obniżenia ratingu przez Moody’s?
Nie wydaje mi się, żeby to było dobre alibi, bo te dwie sprawy trudno powiązać. PiS już wcześniej zapowiadał audyt, miał być on elementem konfrontacji politycznej. Natomiast rating – powtórzę – dotyczy przyszłości, czyli oceny potencjalnych konsekwencji działań obecnego rządu.
Czy Moody’s obniży nam jutro rating? Rząd zasługuje na tak surową ocenę?
W tej chwili rating u Moody’s jest o dwa stopnie wyższy niż ten nadany Polsce przez Standard & Poor’s. W obecnej sytuacji obniżenie jest możliwe, ale to nie będzie koniec świata. Bardziej szkodliwa byłaby jednoczesna zmiana perspektywy na negatywną. Bo to sugerowałoby kolejne pogorszenie ratingów w przyszłości.