Niezmordowany krytyk chińskiego systemu "naprawy przez pracę" znanego jako "laogai", obrońca praw człowieka i swobód religijnych, krytyk kary śmierci i polityki jednego dziecka - tak o zmarłym chińskim dysydencie Harrym Wu pisze w czwartek "New York Times".

Wu zmarł we wtorek w wieku 79 lat w Hondurasie, gdzie przebywał na wakacjach. Pochodził z zamożnej katolickiej rodziny z Szanghaju, uczył się w jezuickich szkołach.

W 1960 roku, gdy miał 23 lata, został aresztowany pod pretekstem krytykowania interwencji ZSRR na Węgrzech w 1956 roku i zbyt mało żarliwego wspierania reżimu Mao Tse-tunga (Mao Zedonga). Potem wspominał, jak pisze "NYT", że początkowo nie poinformowano go, dlaczego trafił do obozu pracy. W końcu któregoś dnia strażnik "otworzył moją teczkę i powiedział: jesteś kontrrewolucyjnym prawicowcem i zostałeś skazany na dożywocie". Na wieść o zatrzymaniu syna, jego matka popełniła samobójstwo.

W sumie spędził w obozach w komunistycznych Chinach 19 lat i od tamtej pory misją swego życia uczynił informowanie świata o łamaniu praw człowieka w jego ojczyźnie. Zwolniono go, gdy miał 42 lata - trzy lata po śmierci Mao. W 1985 roku przybył do USA z 40 dolarami w kieszeni, by objąć bezpłatne stanowisko wykładowcy na uniwersytecie w Berkeley. Utrzymywał się z nocnej pracy w sklepie z pączkami.

System chińskich obozów, w którym prowadzono tzw. naprawę przez pracę, zwany w skrócie "laogai", porównywał do radzieckiego Gułagu i hitlerowskich obozów koncentracyjnych. "Nie pozwalał, by świat odwracał od nich oczy nawet wtedy, gdy Waszyngton i inne stolice dążyły do zacieśnienia handlowych i politycznych związków z Chinami" - pisze "NYT".

Nagłaśniał, że w "laogai" zginęły miliony chińskich więźniów politycznych i intelektualistów. Prowadził zakończoną sukcesem kampanię wpisania słowa "laogai" do oksfordzkiego słownika języka angielskiego. W 2008 roku otworzył w Waszyngtonie Muzeum Laogai, które jest miejscem pamięci o ofiarach chińskiego reżimu.

Ryzykując życiem, wiele razy powracał potajemnie do Chin, by ujawniać światu warunki panujące w tamtejszych więzieniach, czy wydobyć na światło dzienne proceder handlu organami pochodzącymi od więźniów poddanych egzekucji. W 1995 roku został zatrzymany i skazany na 15 lat za szpiegostwo, ale po 66 dniach został zwolniony dzięki światowej kampanii obrońców praw człowieka, co pozwoliło mu prowadzić działalność dalej. Otwarcie wspierał dalajlamę, prowadził kampanię na rzecz wolnego Tybetu, czy też uwolnienia Liu Xiaobo, laureata Pokojowej Nagrody Nobla z 2010 roku, który odsiaduje karę więzienia za nawoływanie do reform politycznych.

"Cieszę się, że jestem kłopotem dla Komunistycznej Partii Chin, bo ona jest kłopotem dla demokracji i wolności" - napisał w 1996 roku Harry Wu. (PAP)