Drugi front kryzysu migracyjnego
Jeśli konflikt z Państwem Islamskim w Libii się zaogni, może się to przyczynić do większej liczby imigrantów starających się przedostać z tego kraju do Włoch. Tymczasem sytuacja staje się coraz bardziej napięta na szlaku bałkańskim, który podczas kryzysu migracyjnego pełnił funkcję głównej drogi tranzytowej dla uchodźców z Bliskiego Wschodu. Wczoraj migranci koczujący na granicy grecko-macedońskiej staranowali stalowe ogrodzenie oddzielające oba kraje. W stronę macedońskiej policji posypały się kamienie; funkcjonariusze odpowiedzieli, wystrzeliwując naboje z gazem łzawiącym. Sytuacja na szlaku bałkańskim zrobiła się napięta, odkąd Austria zdecydowała się wprowadzić dzienny limit przyjęć migrantów – zaledwie 80 osób. To spowodowało efekt domina i ograniczenia w przepuszczaniu przez granicę w innych krajach. Własne ograniczenia krótko po Austrii wprowadziła Macedonia, nie wpuszczając obywateli afgańskich. W efekcie według rządu w Atenach w Grecji jest teraz uwięzionych ok. 22 tys. migrantów. Część z nich zakwaterowano tymczasowo w nieużywanych obiektach wybudowanych z okazji igrzysk olimpijskich w 2004 r. Na skutek braku skoordynowanej polityki migracyjnej na szczeblu europejskim sprawy w swoje ręce postanowili wziąć Austriacy. Nie tylko wbrew intencjom Berlina wprowadzili dzienny limit przyjęć, lecz także postanowili we własnym zakresie koordynować działania antykryzysowe z państwami bałkańskimi. Rząd w Atenach obawia się, że w kraju wybuchnie kryzys humanitarny. Kanclerz Angela Merkel w wywiadzie udzielonym w weekend uspokajała, że nie po to w 2015 r. walczyła o utrzymanie Grecji w strefie euro, żeby teraz pozwolić krajowi pogrążyć się w chaosie.