Czy Dania jest więzieniem? Hamlet tak właśnie sądzi. Nie tyle nawet zwyczajnym więzieniem, tłumaczy przyjaciołom z dzieciństwa Rozenkrancowi i Gildensternowi, ile wręcz jedną z gorszych więziennych ciemnic. „Nie myślimy tak, Mości Książę” – mówią oni, kręcąc głowami. Skąd ta różnica zdań?
Karolina Lewestam, etyk, Boston University i Uniwersytet Warszawski / Dziennik Gazeta Prawna
Dlaczego tych dwóch czuje się lekko, pewnie i bezpiecznie w świecie, który dla księcia jest uosobieniem zamknięcia, zniewolenia i rozpaczy? Hamlet ma na to mocną odpowiedź: „Nic nie jest złem ani dobrem samo przez się, tylko myśl nasza czyni to i owo takiem”.
Hamlet wyraża tu intuicję starą jak świat: dobro i zło są względne. A raczej mówi coś bardziej konkretnego: opresja jednych to wyzwolenie drugich. Jeden szarpie kraty i krzyczy: „Wypuśćcie mnie!”, a drugi oddycha górskim powietrzem i cieszy się panoramą – kłopot w tym, że stoją obok siebie.
Sytuacja, wypisz wymaluj, jak u nas nad Wisłą. Nikt nie chce siedzieć w ciemnicy, a już na pewno nie chce siedzieć niesłusznie. Dla jednych, nazwijmy ich Hamletami, demokracja ma być przede wszystkim ochroną przed niesłusznym zniewoleniem. Hamleci wiedzą, że to nie jest łatwe. Ba, to zadanie z gatunku niemożliwych. Żeby nikt bowiem nie skończył niesprawiedliwie w lochu, nikt nie może mieć zbyt dużej władzy – inaczej będzie wsadzał do więzień tych, których nie lubi, i figę mu zrobimy. A władza, szepczą Hamleci, ma dziwną przypadłość: rośnie jak ciasto na racuchy, puchnie jak żagiel, spływa wszystkimi strumieniami zawsze w jedno i to samo morze; pilniej i szybciej nawet niż kapitał. Władza jest jak masa, która przyciąga inne, mniejsze masy; te się w nią zapadają, zwiększając jej siłę przyciągania – aż powstanie czarna dziura i wessie absolutnie wszystko. Tak działa władza. Każdy podmiot, czy to człek, pies, mąż, brat zmarłego króla Klaudiusz, Kościół katolicki, Poczta Polska, prezydent czy parlament, naturalnie dąży do zwiększania swoich wpływów – takie jest prawo fizyki, ewolucji i psychohistorii.
Dlatego demokracja, mówią Hamleci, musi być systemem instytucji tak zaprojektowanych, żeby się wzajemnie trzymały w szachu. Co jedna podskoczy zbyt wysoko, to druga musi, po prostu musi jej dać w łeb. Inaczej zaczyna się zjazd po równi pochyłej w stronę coraz większej koncentracji władzy. Tamy się rozpadają i strumienie siły zaczynają znów płynąć w jedno miejsce. A potem to już nie wiadomo, co się stanie. Opresja, lochy, więzienia, obozy zagłady, Hitler, a nawet jeśli nie Hitler, to przynajmniej jakaś jego podwęgierska, spauperyzowana wersja, co może nie prześladuje od razu całej grupy etnicznej, ale na przykład bezkarnie nęka dawną szefową za to, że jakoś nie doceniła, kolegę za to, że zawsze był przystojniejszy, i odwołuje mecze Legii, bo jakoś nie lubi futbolu.
Innym nie chodzi tylko o to, by nikogo niesłusznie nie wtrącać do lochu, ale także o to, by móc kogokolwiek wtrącić tam słusznie. Nazwijmy ich Rozenkrancami, nie wskazując tu na negatywne konotacje postaci, a jedynie na jej niezgodę z Hamletem. Demokracja ma być, tak sądzą Rozenkrancowie, przede wszystkim narzędziem działania większości. Ma być drogą reform, aktywnym zarządzaniem wspólnotą, ramą dla upragnionej redefinicji. Rozenkrancowie wiedzą, że to nie jest łatwe, tak użyć demokracji. W końcu to system, którego kształt dzisiejszy powstał z lęku przed fałszywym krokiem. System, który spędził długie wieki, doskonaląc kłody pod nogi – oczywiście po to, by samemu je sobie rzucać. Myśl demokratyczna to w przeważającej części design coraz to przemyślniejszych pułapek na samych siebie. I jak tu postawić sobie cel, jak pójść do przodu? Jak działać, gdy ten wyrosły z lęku system do spółki z globalizacją i sojuszami z innymi lękliwymi demokracjami sprzysięgają się, byśmy tylko przyklepywali status quo? Znaleźliśmy się, myślą Rozenkrancowie, w starożytnym labiryncie, niezdolni do przejścia z punktu A do punktu B, bo zamiast zabić Minotaura, woleliśmy obudować go przemyślnym systemem więziennych korytarzy. Ale Minotaur wciąż tam jest, a my się snujemy w półlęku – czas rozbić to więzienie, przestać się snuć i zacząć coś naprawdę robić.
Czy Polska jest więzieniem? Hamleci patrzą na PiS-owską nowelizację ustawy o TK i widzą, jak delikatna równowaga władzy chroniąca wolności osobiste zaczyna się chwiać w posadach. Polska jest, a przynajmniej zaraz będzie, więzieniem – mówią. Rozenkrancowie patrzą na tę samą ustawę i widzą, jak wreszcie kruszą się przeszkody do działania. Polska właśnie przestała być więzieniem, twierdzą, patrzcie, powoli ukazuje się panorama. I Hamlet, i Rozenkranc stoją nad tą samą Wisłą. Kto ma rację? „Nic nie jest złem ani dobrem samo przez się, tylko myśl nasza czyni to i owo takiem”. A jeśli Hamlet ma tu rację, to rację miał też Zbigniew Herbert, kiedy zasmucony niemożliwością komunikacji pisał skierowaną do Hamleta przemowę: „Ani się nam witać ani żegnać żyjemy na archipelagach / A ta woda te słowa cóż mogą cóż mogą książę”. Nie dogadamy się. Możemy na zmianę żyć w więzieniu.
***
Gwoli ścisłości należy jednak dodać, że u Szekspira król Danii Klaudiusz to tak naprawdę podły morderca, który dybie na życie Hamleta, więc owszem, Dania jest dla Hamleta więzieniem. A Rozenkranc i Gildenstern są na usługach Klaudiusza, więc na pewno więźniami się nie czują, już raczej klawiszami. Nie wszystko więc myśl czyni takim albo innym – czasem są to po prostu tak zwane okoliczności przyrody.