Dwie osoby zabite i pięciu rannych policjantów - to bilans siedmiogodzinnej obławy na terrorystów w podparyskim Saint Denis. Rano policjanci zaczęli szturm na mieszkanie, w którym mieli znajdować się podejrzani o związku z niedawnymi zamachami w Paryżu. Cała dzielnica wciąż jest odcięta od świata.

Jak relacjonuje z Paryża specjalny wysłannik Polskiego Radia Wojciech Cegielski, szturm rozpoczął się o 4.20 nad ranem. Wtedy to mieszkańców obudziły strzały i eksplozje. „Usłyszałem ogłuszający huk i strzały. Skoczyłem na łóżko. Otworzyłem okno i wychyliłem się, ale policja krzyczała, bym zamknął okno. Widziałem policjantów i strażaków biegających po schodach. Wszędzie był dym i śmigłowce. To wszystko trwało jakieś 30 minut” - mówi mieszkaniec Saint Denis Sanoko.

Spośród sześciu osób, które były w zabarykadowanym mieszkaniu zginęły dwie - mężczyzna trafiony przez snajpera oraz kobieta, która wysadziła się w powietrze. Pięciu policjantów zostało rannych, a zatrzymano siedem osób. Francuskie media informują, że cała grupa miała rzekomo planować ataki na dzielnicę finansową Paryża La Defense.

Reklama

Celem policyjnej operacji miał być jest Abdelhamid Abbaoud, organizator zamachów terrorystycznych w Paryżu. Nie wiadomo jednak, czy mężczyzna był w mieszkaniu. Według francuskiej telewizji BFM, kobieta, która wysadziła się w powietrze to jego kuzynka Hasna.

Przez ponad siedem godzin Saint Denis było odcięte od świata, a część mieszkańców została ewakuowana. Policyjną akcję na bieżąco śledzili w pałacu na Polach Elizejskich prezydent, premier i francuscy ministrowie.

W piątkowych zamachach w Paryżu zginęło 129 osób, a ponad 400 zostało rannych. Do ataków przyznało się Państwo Islamskie. Zamachy miały zostać przeprowadzone przez grupę 9 osób. Siedmiu napastników zostało zabitych. Francuskie władze poinformowały, że udało się już zidentyfikować ciała wszystkich zabitych.