Państwo Islamskie rzuciło wyzwanie talibom z afgańsko-pakistańskiego pogranicza. Zdaniem radykałów na świecie nie ma miejsca dla dwóch ruchów dżihadystycznych. Konfrontacja trwa, na razie górą bojownicy ISIS.
Jutro w Ufie spotkają się głowy państw Szanghajskiej Organizacji Współpracy zrzeszającej Chiny, Rosję, Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan i Uzbekistan. Program rozmów na szczycie obejmie m.in. kwestie bezpieczeństwa ze szczególnym uwzględnieniem zagrożenia terrorem. Chociaż przywódcy SOW zajmowali się tym tematem wielokrotnie, to tym razem kontekst rozmów będzie szczególny.
Wiele bowiem wskazuje na to, że Państwo Islamskie podejmuje coraz odważniejsze działania w Afganistanie. Według doniesień Reutersa dżihadystom lojalnym wobec organizacji Abu Bakra al-Baghdadiego udało się na początku miesiąca po raz pierwszy przejąć kontrolę nad terenami w Nangarharze, prowincji położonej na granicy z Pakistanem. – W przeciwieństwie do talibów bojownicy Państwa Islamskiego nie zmuszają miejscowych do zapewniania wiktu i opierunku. Mają za to mnóstwo pieniędzy, którymi wabią młodych – mówił agencji członek starszyzny klanowej z Nangarharu.
To by oznaczało, że Państwo Islamskie poczyniło w Afganistanie znaczne postępy. Chociaż na początku roku grupa ogłosiła powstanie szury (rady liderów) regionu Chorasan, sygnalizując w ten sposób zdobycie poparcia w regionie, to informacje o sukcesach ograniczały się do doniesień o przejściu na stronę Al-Baghdadiego pomniejszych grup talibskich bojowników. W kwietniu jednak Państwo Islamskie wzięło odpowiedzialność za zamach bombowy w Dżalalabadzie, stolicy Nangarharu, w którym zginęło 35 osób. W czerwcu zaś bojownicy z nim związani opublikowali film bezpośrednio uderzający w talibów. Niepodpisany bojownik przestrzega w nim, że nie może być dwóch przywódców ruchu dżihadystycznego.
O rosnącej sile Państwa Islamskiego w Afganistanie świadczą reakcje samych talibów. W czerwcu pakistańscy bojownicy opublikowali liczący kilkadziesiąt stron dokument, w którym deklarują, że „mnogość organizacji niosących dżihad nie służy ani muzułmanom, ani samej idei”. Jeśli zaś ich „osiągnięcia” miałyby być zagrożone, grożą odwetem. Dokument został przetłumaczony na arabski, pasztu i urdu – jest więc jasne, że autorzy chcieli dotrzeć z jego przesłaniem zwłaszcza do ludności z terenów pogranicza afgańsko-pakistańskiego.
Co więcej, sytuacja może być na tyle poważna, że wymusza nawet niemożliwe wcześniej sojusze. Jak bowiem informuje dziennik „Guardian”, pod koniec maja delegacja talibów pod wodzą Mohameda Tajeba Aghy odwiedziła Teheran. Tematem rozmów mogła być kwestia rosnącej siły Państwa Islamskiego w Afganistanie. Irański rząd jednak kategorycznie zaprzeczył, jakoby doszło do takiego spotkania.
Zdobywając przyczółek w Afganistanie, Państwo Islamskie otwiera kolejny front. Tym razem przeciwko równie antyzachodnio nastawionym talibom. Organizacja była nastawiona na konfrontację od samego początku obwołania się kalifem przez jej przywódcę Al-Baghdadiego. Tytuł ten, noszący konotacje zarówno religijne, jak i polityczne, przysługuje liderowi stojącemu na czele wszystkich muzułmanów – jego samozwańcze przyjęcie było więc gestem wycelowanym zarówno przeciw Al-Kaidzie, której liderzy aspirowali do tego tytułu, jak i przeciw władzom państw muzułmańskich.
Wzrost siły Państwa Islamskiego w Afganistanie jest wypadkową kilku czynników. Po pierwsze bezpieczeństwo w kraju uległo erozji na skutek wycofania się sił NATO. Po drugie ofensywa pakistańskich wojsk rządowych na tereny graniczące z Afganistanem mogła zmusić część bojowników do ucieczki w góry lub za granicę. Po trzecie i być może najważniejsze, w szeregach talibów może budzić niezadowolenie to, że ich liderzy starają się po cichu dogadać z rządem w Kabulu. Chociaż spotkania nie mają charakteru oficjalnych negocjacji pokojowych, to doszło już do kilku, w tym w Dubaju i w Oslo. Ze strony talibów spotkaniom przewodniczy wspomniany już Mohamed Tajeb Agha.

Żołnierze Państwa Islamskiego mają mnóstwo pieniędzy, wabią nimi młodych

Liderzy Rosji i Chin obawiają się więc Państwa Islamskiego także jako potencjalnego źródła destabilizacji na własnym podwórku. Pekin martwi się o to, by elementy ekstremistyczne nie przedostawały się do zamieszkanego przez muzułmańskich Ujgurów Sinciangu. Z kolei w Moskwie żywa jest obawa, że dżihadyści mogliby destabilizować sytuację nie tylko w republikach środkowoazjatyckich, ale i na Kaukazie. Moskwa zresztą ma już za sobą pierwsze walki z Państwem Islamskim.
W kwietniu Rosjanom udało się zabić Aliaschaba Kiebiekowa, przywódcę Emiratu Kaukaskiego, jak ochrzcili swoją organizację zradykalizowani rebelianci, w który przekształcił się świecki ruch czeczeńskich nacjonalistów. Także Emirat Kaukaski doświadczył w ostatnim czasie wielu przejść na stronę Państwa Islamskiego. W grudniu 2015 r. baję (przysięgę wierności) złożył Al-Baghdadiemu jeden z głównych watażków z rosyjskiego Kaukazu Rustam Asieldierow, który w opublikowanym w sieci filmie wideo deklarował, że większość dżihadystów w Dagestanie chce się przyłączyć do Państwa Islamskiego.
Przynależność do Państwa Islamskiego deklaruje zresztą coraz więcej ekstremistów na całym świecie. Do ISIS przyłączyli się między innymi bojownicy z organizacji Ansar Bajt al-Makdis na półwyspie Synaj, którzy ostatnio przeprowadzili kilka ataków na jednostki armii egipskiej. Organizacja prawdopodobnie rośnie w siłę również w Tunezji i Libii, gdzie może być zasilana osobami wracającymi z terenów walk w Syrii i Iraku. Odłam nazywający siebie Prowincją Nedżd wziął odpowiedzialność za zamachy w Kuwejcie i Arabii Saudyjskiej. Ostatnio nawet pojawiły się próby rekrutacji w Bośni.