Mój kuzyn urodził się w USA i tam też się chował. Dziecięciem będąc, uczęszczał do szkoły, a że była to szkoła bardzo amerykańska, to nie dostawał żadnych ocen. Tylko na koniec roku taką karteczkę, na której nauczycielka pisała swoje myśli i spostrzeżenia w specjalnych rubryczkach. No i ten mój kuzyn pewnej wiosny (za oknem bez, magnolie, nadchodzą wakacje) odbiera od nauczycielki swoją karteczkę. W jednym miejscu pani napisała, że ładnie rysuje, tam znowu pochwaliła, że fajnie jakiś projekt zrobił. A w rubryce „samokontrola” napisane jest, że kuzyn musi jeszcze nad swoją samokontrolą popracować, co po amerykańsku znaczy, że nie ma jej w ogóle i że jest w tej kwestii, nie łudźmy się, całkowity dramat. Kuzyn mój (wówczas może dziesięcioletni) patrzy, czyta, zaczyna chlipać, płakać, a w końcu kwiczeć jak zraniony wieprz. Z nosa wypada mu gil aż do pasa, a kuzyn rzuca się w galop po klasie, drąc karteczkę, rzucając papierki w twarz innym dzieciom i wyjąc: „Jak to! Jak to! To ja nie mam samokontroli? Ja? Ja wam jeszcze pokażę!”.
To jest właśnie przykład dodatniego sprzężenia zwrotnego ironii. Coś jest problemem do tego stopnia, że zmienia w problem swoje własne rozwiązanie (tutaj: feedback jest pomyślany jako instrument naprawy kuzyna, ale problem jest tak poważny, że rozwiązanie jeszcze go pogłębia). Jest to częsty zabieg scenariuszowy, choć nieokreślany tą nazwą, i ma on miejsce na przykład w sitcomach, kiedy bohater kopie krzesło, rzuca kubkiem i mówi „Kurde flak, kobieta lekkich obyczajów, męski członek, zapomniałem, że mam dzisiaj zajęcia z kontrolowania emocji”. Zna ten zabieg mój znajomy o imieniu Ian, który napisał ostatnio na Facebooku tak: „Miesiąc temu wydrukowałem sobie do przeczytania »Pochwałę bezczynności« Bertranda Russella, ale nie mogę się zebrać, żeby usiąść i zajrzeć”.
Sprzężenie dodatnie ironii jest zazwyczaj dość zabawne; eskalacja ma bowiem to do siebie, że napędzający ją problem jest widoczny od razu – to, że zapominalski czegoś zapomniał, nie jest niespodzianką, bywa za to komicznie zaskakującą manifestacją tejże cechy. Ironiczne sprzężenie zwrotne ujemne jest śmieszne inaczej, bardziej tragikomicznie, bo nie dość, że niczego nie potwierdza, to jeszcze przypomina o drugiej twarzy rzeczywistości, najczęściej bardziej pryszczatej. Oto przykład: badania pokazują, że wśród akademików najwięcej książek z biblioteki kradną filozofowie moralności. Nie ma danych co do tego, czy na innych polach etycy również grzeszą więcej niż ich koledzy logicy, fizycy, metafizycy lub poloniści, ale gdyby tak było, przykład byłby jeszcze lepszy.
Jak głosi wieść gminna, ujemnie sprzężona ironia to ulubiony trick scenariuszowy konserwatystów. Na przykład: antypartnerski senator z ogoloną twarzą prawdziwego mężczyzny i dziesiątką dziatek odnajduje się w objęciach „bliskiego współpracownika”. Niechciana ciąża pojawia się u nastolatki, której rodzice uważają edukację seksualną za narzędzie liberalnego zepsucia. Ale i lewa strona pisze swoje dzieje, używając tego tragikomicznego instrumentu: u nas na przykład znana organizacja bardzo, ale to bardzo lewicowa, wydzielała u siebie VIP-roomy i zatrudniała ludzi na śmieciówkach.
I tak się zastanawiam, patrząc na nowego prezydenta elekta i przewidywane zwycięstwo PiS w następnych wyborach parlamentarnych – jaką komedią uraczy nas Wielki Pisarz? Czy taką, w której rząd nie może zdążyć na mszę, bo się ministrowie potykają o swoje zbyt duże medaliki? Czy też taką, w której usiłują odwrócić uwagę księdza Rydzyka, machając owymi medalikami, w rzeczywistości wspierając in vitro i inne tak zwane dzieła szatana? Czas pokaże. Najważniejsze, że tak czy siak będzie można się trochę rozerwać. ©?