Amerykańska Polonia zakończyła wybory prezydenckie. Ze względu na różnicę czasową Polonusi poszli do urn w sobotę. Tradycyjnie za oceanem największą frekwencję zanotowano w Chicago, choć było ona zdecydowanie niższa niż pięć lat temu. Chęć głosowania zadeklarowało w tym mieście około 11,5 tysiąca osób.

Amerykańska Polonia zakończyła wybory prezydenckie. Ze względu na różnicę czasową Polonusi poszli do urn w sobotę. Tradycyjnie za oceanem największą frekwencję zanotowano w Chicago, choć było ona zdecydowanie niższa niż pięć lat temu. Chęć głosowania zadeklarowało w tym mieście około 11,5 tysiąca osób.

W Chicago zorganizowano 6 komisji wyborczych. W najbardziej obleganych już od samego rano ustawiały się kolejki chętnych do głosowania. Polacy podkreślali, że spełniają patriotyczny obowiązek wobec swojej ojczyzny.

Głosowanie przebiegało bez większych problemów. Jednak mimo szerokiej akcji informacyjnej w polonijnych mediach, nie wszyscy dokonali wcześniejszej rejestracji. Członkowie komisji nie mogli wydać takim osobom kart do głosowania. Tak samo było w przypadku braku paszportu. Część zgłaszających się do lokali wyborczych chciała głosować tylko na podstawie dowodu osobistego, albo amerykańskich dokumentów, stwierdzających tożsamość.