Dzisiejsze wybory parlamentarne w Wielkiej Brytanii są najbardziej nieprzewidywalne od wielu lat, a ich wynik wpłynie na losy kraju (i nie tylko jego samego) w znacznie dłuższej perspektywie niż najbliższa kadencja
● Dlaczego te wybory są takie ważne?
Ich wynik w dużej mierze zdecyduje o tym, czy Wielka Brytania pozostanie w Unii Europejskiej (w przypadku zwycięstwa konserwatystów obędzie się referendum w tej sprawie), a także czy przetrwa jako państwo (bardzo dobry wynik Szkockiej Partii Narodowej będzie dla niej argumentem na rzecz jeszcze jednego referendum niepodległościowego). Rozstrzygną także o tym, czy będzie kontynuowana dotychczasowa polityka gospodarcza, która – mimo bolesnych oszczędności na początku – pozwoliła krajowi wyjść z kryzysu.
● Jak wygląda dotychczasowy układ sił w Izbie Gmin?
Poprzednie wybory w maju 2010 r. wygrała Partia Konserwatywna, która zdobyła 36,1 proc. głosów i 306 mandatów, co jednak nie wystarczyło do bezwzględnej większości. W efekcie konserwatyści zawarli koalicję z trzecim pod względem liczebności ugrupowaniem – Liberalnymi Demokratami (57 mandatów) i tak powstał pierwszy od czasów wojennego gabinetu Winstona Churchilla koalicyjny rząd. W momencie rozwiązania parlamentu konserwatyści mieli 302 mandaty, Liberalni Demokraci – 56, opozycyjna Partia Pracy – 256, zaś pozostałe 36 było obsadzone przez mniejsze ugrupowania.
● Co mówią sondaże i jak się to przekłada na rozdział miejsc?
W ostatnich tygodniach konserwatyści najpierw dogonili, a następnie minimalnie wyprzedzili prowadzącą w sondażach od jesieni 2010 r. Partię Pracy. Konserwatyści powinni uzyskać 34 proc. głosów, a laburzyści – 33 proc. Na trzecim miejscu jest Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP), którą popiera 12–14 proc. Brytyjczyków, a na czwarte spadli Liberalni Demokraci (8–10 proc. głosów). W stosowanym w Wielkiej Brytanii większościowym systemie wyborczym procentowe poparcie nie ma prostego przełożenia na miejsca w Izbie Gmin. Najwięcej zdobędą konserwatyści – według różnych symulacji będzie to między 274 a 289, drugą co do wielkości frakcją będą laburzyści (257–276 mandatów). UKIP, mimo sporego odsetka poparcia, zdobędzie od jednego do czterech miejsc, zaś Liberalni Demokraci – 18–28. Trzecim co do wielkości ugrupowaniem będzie Szkocka Partia Narodowa (SNP), która wygra niemal we wszystkich okręgach w Szkocji, co da jej 47–56 mandatów w Izbie Gmin.
● Jakie są możliwości koalicyjne?
Skoro żadna partia nie uzyska bezwzględnej większości (formalnie wynosi 326 mandatów, ze względu na to, że pięć powinna zdobyć Sinn Fein, która bojkotuje brytyjski parlament, faktycznie – 323), władzę może sprawować albo rząd mniejszościowy, albo ponownie koalicyjny. Zarówno dla konserwatystów, jak i Partii Pracy najlepszym koalicjantem są Liberalni Demokraci, ale zapewne ani w jednym, ani w drugim przypadku nie wystarczy to do zebrania ponad połowy mandatów. Konserwatyści mają mniejsze możliwości koalicyjne, bo mogą liczyć co najwyżej na poparcie północnoirlandzkiej Demokratycznej Partii Unionistycznej (DUP) i UKIP, ale jedno i drugie byłoby źle widziane przez Liberalnych Demokratów. Partia Pracy, oprócz Liberalnych Demokratów, mogłaby jeszcze liczyć na poparcie małych ugrupowań lewicowych, choć nie wiadomo, czy to wystarczy. I konserwatyści, i laburzyści wykluczają współpracę ze Szkocką Partią Narodową, która dąży do secesji Szkocji, choć część ekspertów przewiduje powstanie rządu Partii Pracy z nieformalnym poparciem SNP. Jeśli nie uda się stworzyć koalicji, a rząd mniejszościowy nie będzie miał szans na skuteczne sprawowanie władzy, ostatecznym scenariuszem są kolejne wybory.
● Jak wybory wpłyną na brytyjskie członkostwo w UE?
Konserwatyści oficjalnie obiecali, że jeśli utrzymają się u władzy, najpóźniej w 2017 r. odbędzie się referendum ws. pozostania w UE. Cameron nie chce wyprowadzać kraju z Unii, a jedynie renegocjować warunki członkostwa, ale wielu szeregowych członków jego partii woli wyjście. Liberalni Demokraci, dotychczasowy koalicjant konserwatystów, są najbardziej proeuropejską partią, ale zasugerowali, że w przypadku utrzymania koalicji gotowi są ich poprzeć w zamian za ustępstwa w bardziej kluczowych dla nich sprawach. Laburzyści chcą pozostania w zreformowanej Unii, ale obiecują zapis, że nie będzie dalszej cesji uprawnień na rzecz Brukseli bez uprzedniego referendum przewidującego także wyjście z UE. Referendum popiera także większość mniejszych partii (z wyjątkiem SNP), które mogłyby poprzeć w tej sprawie konserwatystów. Ale według sondażu przywoływanego przez radio RMF – za wyjściem z Unii opowiada się 18 proc. Brytyjczyków, przeciwnych jest 34 proc.
● A co z niepodległością Szkocji?
Szkocka Partia Narodowa będzie największym zwycięzcą brytyjskich wyborów, bo wygra w niemal wszystkich kręgach w Szkocji i jej stan posiadania wzrośnie z 6 do ok. 50 mandatów. Da jej to trzecie miejsce w Izbie Gmin i pozycję języczka u wagi. Choć SNP oficjalnie mówi, że po przegranym we wrześniu zeszłego roku referendum niepodległościowym nie domaga się kolejnego, a ani konserwatyści, ani Partia Pracy nie zgodzą się na nie w zamian za poparcie rządu, ten postulat z pewnością za jakiś czas się pojawi. Szczególnie w sytuacji, jeśli Wielka Brytania miałaby występować z UE, bo Szkocja jest najbardziej prounijną częścią kraju i wykorzysta ten moment do nowego plebiscytu. ©?