Zespół ekonomistek – tak, same kobiety – z Narodowego Banku Ukrainy opublikował ciekawy raport, w którym próbuje po raz pierwszy zbiorczo oszacować wpływ masowej migracji ukraińskich pracowników (głównie kobiet) na rynki pracy i finanse publiczne krajów przyjmujących. Rzecz jasna ze szczególnym uwzględnieniem Polski.

Olga Pogarska, Olga Tucha, Inna Spivak i Olga Bondarenko wychodzą z założenia, że z powodu wojny Ukrainę opuściło ok. 8,5 mln ludzi. Około 5 mln trafiło do krajów Unii Europejskiej. Najwięcej (1,5 mln) przyjechało do Polski. Na drugim miejscu wśród krajów przyjmujących są Niemcy (1 mln), a na trzecim Czechy (prawie 0,5 mln). Po przeliczeniu na liczbę mieszkańców krajów przyjmujących widać, że z największą falą uchodźców musieli się zmierzyć Estończycy i Czesi (Ukraińcy w ich krajch to ponad 4 proc. miejscowych populacji). Polska jest na trzecim miejscu ze wskaźnikiem poniżej 4 proc. W krajach Europy Zachodniej ukraińskich migrantów jest w relacji do liczby ludności ok. 1 proc. (Niemcy) lub mniej.

W pierwszych miesiącach po wybuchu wojny Ukrainki przybywające do Polski, Czech czy do Niemiec po prostu wypłacały pieniądze ze swoich rachunków hrywnowych za pomocą zwykłych ukraińskich kart płatniczych. Pracujący za granicą Ukraińcy robili to także przed wojną, jednak wtedy średnio na jakieś 0,2–0,3 mld dol. na miesiąc. Od marca 2022 r. miesięczna suma tych operacji skoczyła do 2 mld, by w połowie roku opaść do 1 mln, co oznacza, że migranci zaczęli się stopniowo finansować z dochodów z pracy na obczyźnie.

Pojawienie się fali dodatkowych pieniędzy dało się odczuć w statystykach finansowych krajów przyjmujących. W bilansach handlu detalicznego w Polsce czy Estonii bardzo dobrze widać ostrą górkę wiosną i latem 2022 r. To właśnie efekt ruszenia na zakupy przez wjeżdżające do tych krajów Ukrainki. Podkręciło to i tak właśnie mocno wtedy rosnącą inflację w krajach regionu Europy Środkowej i Wschodniej. Jeśli więc ktoś chce uczciwie wskazać przyczyny różnic pomiędzy jej poziomem na wschodzie i na zachodzie UE, to musi wziąć pod uwagę także ten czynnik ukraiński.

A jaki jest i będzie wpływ fali migracyjnej z 2022 r. na unijny rynek pracy? Szacuje się, że do końca pierwszego roku wojny podaż siły roboczej w całej UE wzrosła o ok. 0,5 proc. To dużo, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę, że poprzednia fala uchodźców (z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej) z lat 2015–2017 była dwukrotnie mniejsza. Tak jak wtedy ciężar nie jest jednak równomiernie rozłożony pomiędzy kraje UE. Najmocniej podaż pracowników wzrosła w Czechach (2,2 proc.), w Polsce (2,1 proc.) oraz w Estonii (1,9 proc.).

Pozostaje jeszcze kwestia kosztów fiskalnych asymilacji tak dużych grup migrantów. Tutaj mamy do czynienia na razie tylko z szacunkami, i to bardzo rozbieżnymi. Europejski Bank Inwestycyjny mówi o obciążeniach rzędu 7–9 proc. PKB (Łotwa i Estonia) i 4–5 proc. PKB dla Polski, Węgier czy Czech. Skromniejsze są wyliczenia Instytutu Badań Gospodarki Światowej z Kilonii (Niemcy). Według niego koszty sięgają 1–1,5 proc. PKB, a największe są w Polsce, Estonii oraz Czechach.

Wszystko to liczby, które będą się jeszcze zmieniać w zależności od dynamiki toczącej się na wschodzie wojny, ale już teraz są na tyle duże, że nie sposób od nich abstrahować w jakichkolwiek sensownych kalkulacjach gospodarczych. ©℗