Dziennik Gazeta Prawna
Wielkanoc minęła, ale na chwilę pozostańmy w tematyce świątecznej. Nie będzie to rozprawa o prymacie Wielkanocy nad Bożym Narodzeniem lub odwrotnie, choć na gruncie ekonomii to te drugie święta pochłaniają więcej zasobów finansowych Polaków. Według szacunków różnych ośrodków średni koszt przygotowania Świąt Wielkanocnych w tym roku wyniósł 363–500 zł. Jest to kwota wielokrotnie niższa od wydatków na święta Bożego Narodzenia, jednak w dalszym ciągu jest to wyraźne obciążenie budżetu domowego. Jak wyraźne?
Pracownik z wynagrodzeniem na poziomie płacy minimalnej na obchody świąt Wielkiej Nocy musi pracować nieco ponad tydzień. Pracownik produkcyjny, aby przygotować święta, musi spędzić w pracy ok. 35 godzin, handlowiec ok. 13 godzin, zaś sędzia ok. 8 godzin. Jeden z polskich dzienników wyliczył natomiast, że prezes jednego z polskich banków na święta musi pracować niespełna 10 minut. Dane te sugerują silne dysproporcje w dochodach, co z kolei może prowadzić do wniosku o narastających nierównościach społecznych. Statystyka nie potwierdza jednak tej tezy. Wręcz przeciwnie, ostatnie lata to okres zmniejszania się dysproporcji dochodów w społeczeństwie i spadek prawdopodobieństwa popadnięcia w ubóstwo.
Jedną z głównych miar nierówności społecznych jest tzw. indeks Giniego. Im jest on niższy, tym nierówności w dochodach są mniejsze. Dla Polski wskaźnik Giniego spada systematycznie od 2005 r. Dziesięć lat temu wynosił on 35,6 pkt, podczas gdy dla krajów strefy euro średnio 29,3 pkt, wskazując na wyraźnie silniejsze nierówności dochodów w Polsce. W 2013 r. jego poziom dla naszego kraju spadł do 30,6 pkt i jednocześnie zbliżył się do średniej w strefie euro i Unii Europejskiej. Wskazuje to, iż w ostatnim dziesięcioleciu Polska w znacznej mierze zniwelowała nierówności społeczne i skalę zróżnicowania dochodów do poziomów średnich dla strefy euro. W tym samym czasie systematycznie rósł też dochód przypadający na statystycznego Polaka. Obecnie PKB na jednego mieszkańca według parytetu siły nabywczej to ok. 2/3 średniej unijnej, podczas gdy w momencie wchodzenia Polski do UE wskaźnik ten nie przekraczał połowy. Wzrost gospodarczy w Polsce przewyższający w ostatnich latach wyniki europejskiej gospodarki pozwolił na szybszą konwergencję dochodów realnych.
Polska i Polacy się bogacą, a wzrost tego bogactwa odczuwać powinna coraz większa część społeczeństwa. Zmniejszeniu dysproporcji dochodów sprzyjał nie tylko wzrost gospodarczy, ale też polityka państwa. W tym obszarze można wymienić wzrost płacy minimalnej. W ciągu ostatnich siedmiu lat minimalne wynagrodzenie wzrosło w Polsce o 55 proc. i obecnie wynosi 1750 zł. W tym samym czasie średnia płaca w gospodarce narodowej wzrosła o ok. 35 proc. Pod względem przyrostu nominalnej płacy minimalnej w Europie ustępujemy m.in. Rumunii, Bułgarii, Słowacji czy też Łotwie. Po uwzględnieniu różnic w sile nabywczej wysokość minimalnego wynagrodzenia wzrosła w Polsce od 2008 r. o blisko 60 proc. i obecnie jego poziom jest tylko nieznacznie niższy niż np. w Grecji czy Portugalii. Jednocześnie jest najwyższy spośród krajów naszego regionu. Ma to swoje dobre strony, bo zmniejsza nierówności dochodów. Z drugiej strony może zwiększyć koszty pracy w niektórych sektorach gospodarki i pogorszyć ich konkurencyjność.
Ostatnie lata to także spadek odsetka społeczeństwa zagrożonego ubóstwem. Według wstępnych danych Eurostatu w 2014 r. silnym ubóstwem materialnym zagrożone było 10,4 proc. Polaków, co w stosunku do roku 2013 oznacza spadek o 1,5 pkt proc. Jest to też wyraźna poprawa w stosunku do roku 2005, kiedy silnym ubóstwem zagrożona była aż 1/3 polskiego społeczeństwa. Choć ciągle daleko Polsce do czołówki europejskiej – jak Szwecja (wskaźnik silnego ubóstwa na poziomie 1,4 proc. w roku 2013) – to jesteśmy w wyraźnie lepszej sytuacji niż Bułgarzy, Węgrzy czy nawet Portugalczycy. Trendy obserwowane w ostatnich latach cieszą, ale przed nami jeszcze spore wyzwania. Wciąż nieco ponad połowa Polaków nie może pozwolić sobie na tygodniowy urlop w trakcie roku, a ok. 10 proc. społeczeństwa nie stać na mięsny posiłek co drugi dzień.
Istnieje przekonanie, że domeną Polaków jest narzekanie. Dane za ostatnie lata dają jednak coraz mniej podstaw do sceptycyzmu w kwestii nierówności społecznych.