W przyszłym tygodniu na szczycie Sojuszu w Madrycie potwierdzona zostanie rozbudowa zdolności wschodniej flanki. Na spotkaniu obecni będą też partnerzy z Azji i Australii.

Do spotkania premierów i prezydentów 30 państw Sojuszu Północnoatlantyckiego dojdzie 29 i 30 czerwca w stolicy Hiszpanii. Rozmawiać będą m.in. prezydenci Stanów Zjednoczonych i Francji, premierzy Niemiec, Wielkiej Brytanii czy Włoch, a Polskę reprezentować będzie prezydent Andrzej Duda. W ostatnim czasie takie szczyty odbywały się co rok–dwa, ale tym razem, z powodu wojny w Ukrainie, jest inaczej. Ostatni raz na nadzwyczajnym spotkaniu liderzy państw NATO spotkali się pod koniec marca w Brukseli, to najbliższe zapowiedziane zostało jeszcze w ubiegłym roku. Atak Rosji na Ukrainę jednak na tyle zmienił sytuację bezpieczeństwa na świecie, że tym razem oprócz zwyczajowych gości – przedstawicieli Unii Europejskiej czy Gruzji – do rozmów dołączą inni sojusznicy szeroko rozumianego Zachodu, m.in. premier Australii Anthony Albanese czy szef rządu Japonii Fumio Kishida. To sytuacja w Ukrainie będzie jednym z ważniejszych tematów obrad, zapowiadane jest także spotkanie, zapewne wirtualne, z prezydentem tego kraju. Być może poszczególne kraje ogłoszą kolejne dostawy uzbrojenia.
Czego jeszcze spodziewać się na szczycie? Zostanie przyjęta nowa koncepcja strategiczna, która zdefiniuje Rosję jako niebezpieczeństwo, ale także po raz pierwszy poruszy poważniej temat rywalizacji z Chinami. Warto pamiętać, że mimo trwającej wojny tuż za naszą granicą amerykańscy oficjele powtarzają, że i tak największym wyzwaniem dla Waszyngtonu pozostaje Pekin, a sytuacja wokół Tajwanu jest daleka od stabilnej.
Ważnym punktem będą też kolejne decyzje dotyczące państw naszego regionu, czy – jak to niedawno ujął szef sztabu gen. Rajmund Andrzejczak – wschodniego frontu. Jens Stoltenberg na spotkaniu ministrów obrony, które zakończyło się w czwartek, zapowiedział, że rozwijanie możliwości Sojuszu Północnoatlantyckiego na wschodzie będzie się opierać na trzech filarach. – W skład pierwszego wchodzi wzmocnienie wysuniętej obecności, co już w pewnym stopniu zrobiliśmy. W ostatnich miesiącach podwoiliśmy liczbę batalionowych grup bojowych na wschodzie z czterech do ośmiu, np. Francja została liderem takiej grupy w Rumunii – wyjaśniał sekretarz generalny Sojuszu Północnoatlantyckiego. Swoje zaangażowanie zwiększyli także m.in. Brytyjczycy w Estonii i Niemcy na Litwie. Drugim filarem ma być zwiększenie ilości magazynowego sprzętu na wschodniej flance, co wynika z tego, że przerzucenie żołnierzy jest znacznie prostsze i szybsze niż przetransportowanie czołgów czy armatohaubic. Trzecim – przypisanie poszczególnych jednostek z Zachodu do obrony danego terytorium na wschodzie, co miałoby się także łączyć ze zwiększonymi ćwiczeniami oraz wyższą gotowością tych jednostek. O takim rozwiązaniu mówił ostatnio kanclerz Niemiec Olaf Scholz podczas wizyty na Litwie. Niemcy są tam państwem ramowym batalionowej grupy bojowej, czyli wystawiają większość żołnierzy ją tworzących. Teraz oprócz zwiększenia ich liczebności mają być także przygotowane i gotowe oddziały w samych Niemczech, które mają być w razie konieczności szybko przerzucone na Litwę.
W Polsce od 2016 r. stacjonuje ok. 5 tys. żołnierzy amerykańskich. Po 24 lutego ta liczba się podwoiła. – Nie sądzę, by ta liczba wzrosła, spodziewam się raczej jakościowej zmiany uzbrojenia – mówi nam jeden z polskich urzędników zajmujących się bezpieczeństwem. Jeśli chodzi o kwestię stałych baz NATO na wschodzie, mało prawdopodobne jest, że już teraz zostaną podjęte takie decyzje.
Jak pisaliśmy w DGP, właśnie kończy się budowa amerykańskiego magazynu (APS) w jednostce wojskowej w Powidzu, w którym będzie składowany sprzęt (m.in. czołgi i wozy bojowe) dla brygady pancernej. Z kolei na początku czerwca minister obrony Mariusz Błaszczak obwieścił rozpoczęcie tuż obok budowy 56 magazynów amunicji, które w 90 proc. będą przeznaczone dla US Army. Ta inwestycja ma zostać zakończona za dwa lata.