Reakcja państw Bliskiego Wschodu na wojnę w Ukrainie okazała się rozczarowująca dla Zachodu. Katalizatorem zmian nie jest jednak rosyjska inwazja ani pozycja Rosji jako taka, ale malejące zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w bogatym w surowce regionie. Prowadzi to do odprężenia stosunków między do niedawna najbardziej zaciekłymi wrogami, ale odwilż jest przejściowa.

Prawdopodobnie najgłośniejszym wydarzeniem na Bliskim Wschodzie była odmowa zwiększenia wydobycia ropy naftowej przez monarchie Zatoki Perskiej na początku marca. Mało tego, faktyczni przywódcy Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratów Arabskich odmówili nawet odebrania telefonu od prezydenta Joego Bidena. Ten policzek ma jeszcze większą siłę niż brak zainteresowania przyjazdem prezydenta Niemiec Franka-Waltera Steinmeiera do Ukrainy przez administrację Wołodymyra Zełenskiego, ale wbrew pozorom nie jest aż tak niespodziewany. Relacje saudyjskiej rodziny królewskiej ze Stanami Zjednoczonymi pogorszyły się od czasu przejęcia sterów przez Bidena. Saudyjczycy liczą na amerykańskie wsparcie w wojnie w Jemenie, gdzie prowadzą wojnę zastępczą z Iranem, który wspiera szyickie ugrupowanie Husich. Stanowią oni coraz większe zagrożenie dla Arabii Saudyjskiej, atakując z Jemenu cele znajdujące się na jej terytorium. Pod koniec marca saudyjscy dyplomaci oskarżyli Husich o kolejny atak na składy ropy naftowej, przeprowadzony w dniu rozpoczęcia wyścigów Formuły 1 w portowej Dżuddzie.
Saudyjski następca tronu i faktyczny władca królestwa Muhammad ibn Salman nie czuje się też komfortowo z zarzutami stawianymi mu przed amerykańskimi sądami w sprawie bestialskiego zabójstwa dziennikarza Dżamala Chaszukdżiego w konsulacie w Stambule w 2018 r., więc domaga się od Amerykanów immunitetu. Co więcej irański program atomowy, który rozwija się w najlepsze, budzi uzasadnione obawy wszystkich właściwie państw Zatoki Perskiej. Rijad ma nadzieję, choć chyba iluzoryczną, że Amerykanie w odpowiedzi wyrażą aprobatę wobec saudyjskiego programu atomowego. Trudno jednak spodziewać się takiej akceptacji, bo domino żądań nuklearnych posypałoby się przez cały region, który nie słynie ze skłonności do dyplomatycznych rozwiązań. Jednocześnie Waszyngton ma świadomość, że coraz krótszy czas dzieli Teheran od wejścia w posiadanie bomby atomowej, co w znaczącym stopniu zmieni układ sił w regionie.
Jak USA mogą zaradzić coraz większemu niezadowoleniu arabskich sojuszników? Zachód niedawno sięgnął po marchewkę, ogłaszając gotowość do podjęcia rokowań nuklearnych z Iranem. Propozycja miała zakładać otwarcie europejskiego rynku dla irańskich surowców energetycznych, co wprawdzie w żadnym razie nie zadowoliłoby Królestwa Arabii Saudyjskiej ani Zjednoczonych Emiratów Arabskich (a nawet by je rozzłościło, skoro pozwoliłoby rozwinąć skrzydła przytłoczonej sankcjami irańskiej gospodarce), ale zażegnałoby ryzyko skokowych podwyżek cen gazu i produktów naftowych dla europejskich przedsiębiorstw. Ponadto nadrzędny cel, jakim jest niedopuszczenie Iranu do ukończenia programu atomowego, nawet mimo rozluźnienia sankcji, zostałby osiągnięty.
Choć Iran początkowo zgłaszał gotowość do rozmów bez warunków wstępnych, na razie nie zanosi się na wzrost jego znaczenia jako dostawcy surowców energetycznych do Unii Europejskiej. Wzrost potęgi Teheranu od kilkunastu lat jest widoczny gołym okiem, a izolacja kraju wprawdzie dusi irańską gospodarkę, ale doprowadziła do konsolidacji reżimu i dojścia do władzy przez jeszcze bardziej konserwatywnych polityków. Wbrew pozorom właśnie z nimi może być łatwiej o nuklearny deal, bo twardogłowi i asertywni politycy mają większy posłuch wśród jastrzębio nastawionej grupy wyborców. Negocjacje więc trwają, czas płynie na korzyść Iranu, a arabskim monarchiom zmniejsza się pole manewru. Ponadto regionalni przywódcy dostrzegają stopniowe wycofywanie się Stanów Zjednoczonych z regionu, co pozostawia sojuszników samych sobie. Te okoliczności stoją za porozumieniami abrahamowymi z 2020 r., czyli normalizacją stosunków Izraela z ZEA.
Emiratczycy ani Saudyjczycy nie są jeszcze (i być może nigdy nie będą) gotowi na starcie z Iranem, dlatego sami podjęli rozmowy z adwersarzem. Nie doprowadzą one do żadnego przełomu, ale mają na celu jedynie kupienie sobie czasu na namysł, jaka jest najlepsza recepta na regionalne ambicje Teheranu. Z tego powodu ZEA i Arabia Saudyjska ocieplają stosunki z Izraelem, a współpraca technologiczna między Tel Awiwem (technologie) a Abu Zabi (kapitał) może u jednych rozbudzać wyobraźnię, a u innych strach. Wszystkie trzy kraje przyjęły więc dość chłodno wyciągniętą dłoń Waszyngtonu. Izrael ostro skrytykował doniesienia o tym, że USA rozważają usunięcie Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej z listy organizacji terrorystycznych (Biały Dom nie potwierdził tych doniesień).
Arabskie monarchie starają się dystansować od konfliktu w Ukrainie, mówiąc, że to nie jest ich wojna. Najbliżej stoi Izrael, który początkowo nawet starał się pozycjonować jako mediator, ale te próby spaliły na panewce. Tel Awiw nie antagonizuje Rosji, co dla wielu w Europie jest zaskoczeniem, biorąc pod uwagę historyczne krzywdy, jakich doznał z rąk innego zbrodniczego reżimu. Izrael przede wszystkim gorliwie dba o bezpieczeństwo własnych granic. A w sąsiedniej Syrii i Libanie wpływy Rosji są ogromne. Sprzedaż Ukrainie systemu Pegasus albo Żelaznej Kopuły, czyli zaawansowanego systemu obrony przeciwpowietrznej, musiała zostać zablokowana przez rząd Naftalego Bennetta, który nie chciał prowokować nieprzyjaznych rosyjskich ruchów u swoich granic.
Zupełnie inne motywy kierują liderami państw w Afryce Północnej. Najbardziej wrażliwą kwestią jest tam cena zboża. Ukraińskie i rosyjskie zboża stanowią aż 85 proc. wartości egipskiego importu tego surowca. Kair ma skostniały, przestarzały system państwowych dopłat do chleba, który jest podstawą każdego posiłku w wielu krajach muzułmańskich. Prezydent Abd al-Fatah as-Sisi próbował go reformować, przekierowując dopłaty od producentów i piekarni do konsumentów i grupy najbiedniejszych obywateli. Każdy wzrost ceny chleba wciąż wiąże się tam z masowym niezadowoleniem społecznym. Już w marcu ceny chleba rosły o kilkanaście procent, przez co rząd zdecydował się na dalsze regulowanie cen. Mimo to koszty mąki są wysokie, a utrzymywanie ceny chleba poniżej opłacalności musi doprowadzić albo do wzrostu wydatków budżetowych, które i tak planowano obniżyć lub zrestrukturyzować, albo do odłożenia podwyżek w czasie.
Wprawdzie produkcja zboża w Ukrainie nie została na razie znacząco dotknięta przez wojnę, a zasiewy są prowadzone blisko planowanych poziomów, to blokowanie eksportu zbóż jest silnym narzędziem w rękach Rosji. Wysokie ceny i niska dostępność pieczywa w afrykańskich piekarniach może doprowadzić do niepokojów i zamieszek, a także do kolejnego kryzysu migracyjnego, jeśli głodni ludzie w desperacji podejmą kolejne próby dostania się na greckie i włoskie wybrzeża. W efekcie Algieria wstrzymała się od głosu w rezolucji potępiającej rosyjską inwazję na Ukrainę podczas marcowego Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Głos przeciwko oddała za to Syria, co nie jest niespodzianką. Reżim Baszara al-Asada jest dłużnikiem Rosji na własnym terytorium i nie mógłby bez jej pomocy radzić sobie z ugrupowaniami partyzanckimi. Mimo to Damaszek nie jest kompletnie odizolowany od świata, a al-Asad złożył w marcu wizytę w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, co było pierwszą zagraniczną wizytą w arabskim kraju od wybuchu arabskiej wiosny w 2011 r. Wizyta miała związek z obawami Emiratczyków o irański program atomowy, a ze strony syryjskiej z nadziejami na inwestycje szejków w odbudowę.
Państwa Bliskiego Wschodu odebrały wojnę w Ukrainie nie jako konflikt Zachodu z Rosją, ale kolejny element zmieniającej się architektury bezpieczeństwa. Najważniejszym jej elementem jest redukcja zaangażowania USA, co coraz bardziej martwi ZEA, Arabię Saudyjską i Izrael. Coraz korzystniej rysuje się przyszłość Iranu, do którego rękę wyciągnęły USA i UE. Niemniej irańskie zagrożenie może spowodować konsolidację właściwie wszystkich państw Zatoki poza Katarem, który sam doświadczył izolacji ze strony arabskich monarchii i utrzymuje bliższe relacje z Teheranem. Odwilż i zintensyfikowana akcja dyplomatyczna, której katalizatorem była wojna w Ukrainie, są jedynie przygotowaniem do nowego rozdania. ©℗