Z pewnością mamy do czynienia z nasilającym się strachem u obywateli. Przez cały czas żyjemy w sytuacji państwa granicznego Zachodu ze Wschodem. Dlatego też choćby z tego powodu powinniśmy ciągle się liczyć z ewentualnością wojny - mówi w rozmowie z DGP Stanisław Koziej generał brygady w stanie spoczynku, profesor nauk wojskowych, były wiceminister obrony narodowej i były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.

Czy grozi nam w najbliższym czasie wojna i powszechna mobilizacja?
Z pewnością mamy do czynienia z nasilającym się strachem u obywateli. Przez cały czas żyjemy w sytuacji państwa granicznego Zachodu ze Wschodem. Dlatego też choćby z tego powodu powinniśmy ciągle się liczyć z ewentualnością wojny. Każdy Polak zdaje sobie sprawę, że jako państwo graniczne frontowe jesteśmy pod ryzykiem zagrożenia inwazją, które się zwiększa lub zmniejsza. Tym razem z pewnością się zwiększa w związku z wojną na Ukrainie. Nie ma wielkiego prawdopodobieństwa agresji na Polskę, kiedy Rosja – kolokwialnie mówiąc – ma robotę do zrobienia u naszego sąsiada.
Ale jak zrobi tę robotę, to zagrożenie będzie jeszcze większe…
Z pewnością każde państwo, a szczególnie o takim usytuowaniu geograficznym jak nasz kraj, musi się liczyć z takim niebezpieczeństwem. Jednak nie ma co wzniecać nastrojów wojny w Polsce. Z pewnością teraz mamy inne problemy, jak zwiększony napływ uchodźców. Trzeba się zastanowić, jak pomóc Ukraińcom uciekającym ze swojego kraju. Na wojnę musimy jednak być przez cały czas gotowi. Do tego trzeba przygotowywać wszystkich obywateli, abyśmy w przyszłości nie mieli do czynienia z masowymi ucieczkami przed wojną z kraju zamiast jego obrony. Dobrze, że w projekcie ustawy o obronie Ojczyzny pojawi się przepis, który daje możliwość rocznej ochotniczej służby zasadniczej. Jeśli jednak będziemy w takiej sytuacji, że Rosja będzie miała już zajętą całą Białoruś i Ukrainę od morza aż po Karpaty, to wtedy należy się zastanowić poważnie nad przywróceniem przynajmniej na rok obowiązkowego poboru i rocznej zasadniczej służby wojskowej. Docelowo w rezerwie powinny być organizowane cykliczne ćwiczenie specjalistyczne. Z pewnością nie jest właściwym kierunkiem zwiększanie liczebności armii zawodowej i ochotniczej z ok. 150 tys. do docelowo 300 tys. Ukraina liczy 48 mln obywateli, a dysponuje 200-tysięczną armią. Jeśli u nas byłby takie ambicje, to pod warunkiem podwojenia na ten cel budżetu MON z 2,2 proc. PKB do co najmniej 4 proc.
Z jednej strony Polska nie jest zagrożona wojną, ale jest wśród nas niepokój. Nawet Wojska Obrony Terytorialnej skracają okres nagłego stawiennictwa do służby. Czy realny jest scenariusz, że nasza armia pójdzie z pomocą militarną Ukrainie?
Nie. Nasze wojska nie wkroczą do Ukrainy, aby bronić obywateli tego kraju przed agresją Rosji. Na takie działania musiałaby być zgoda państw sojuszniczych NATO. Cała nasza armia musi być w pełnej gotowości, stąd ta mobilizacja wśród np. WOT. Wszyscy obywatele muszą być gotowi na obronę ojczyzny, w każdym czasie. Ważne, abyśmy zdawali sobie też sprawę, że z tego powodu trzeba płacić podatki i ponosić pewne poświęcenie po to, żeby wszyscy mogli czuć się bezpieczni.
Rozmawiał Artur Radwan