Jordania i Indie – to mogą być kolejne kraje, gdzie rozleją się wpływy Państwa Islamskiego. Świat zwiera szeregi, żeby temu zapobiec i osłabić dżihadystów tam, gdzie ich rządy już są faktem
Cegiełka po cegiełce, świat mozolnie buduje koalicję do walki z dżihadystami z Państwa Islamskiego. W tym celu w Paryżu spotkali się wczoraj ministrowie spraw zagranicznych kilku europejskich krajów, stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ i państw arabskich. Od tych ostatnich obietnicę włączenia się do walki uzyskał w trakcie weekendu amerykański sekretarz stanu John Kerry. Zaś w przeddzień rocznicy zamachów 11 września swoją strategię przedstawił w wystąpieniu telewizyjnym prezydent Barack Obama. Jej najważniejszy punkt: ataki z powietrza na infrastrukturę i jednostki bojowników. Waszyngton liczy przy tym na aktywny udział lotnictwa krajów regionu Zatoki Perskiej.
Do „porozumienia ponad podziałami” w walce z Państwem Islamskim nie mogło dojść w lepszym momencie. CIA szacuje siły bojowników na 30 tys. osób, z czego ok. 12 pochodzi z zagranicy i liczba ta stale rośnie. Niemniej jednak po wielu miesiącach sukcesów ofensywa dżihadystów zaczęła wytracać impet. Przegrupowane oddziały peszmergi odepchnęły bojowników zagrażających rdzennym terenom Kurdów. Ekstremiści utracili kontrolę nad tamą w Mosulu. Do tego bojownicy – na razie tylko w niewielkim stopniu – muszą mierzyć się z utratą poparcia wśród ludności cywilnej. W jednej z miejscowości w syryjskiej prowincji Deir ez-Zour mieszkańcy protestowali pod siedzibą władz Państwa Islamskiego. Żądali, aby bojownicy zajęli pozycje poza terenami zamieszkałymi. Obawiali się nalotów syryjskiego lotnictwa.
Te sygnały to jednak za mało, aby obwieścić kres kalifatu, tym bardziej że Państwo Islamskie nieraz już zaskoczyło świat. Jednak dalsza bezczynność społeczności międzynarodowej na Bliskim Wschodzie byłaby kosztowna i wiele wskazuje na to, że następnym „zainfekowanym” przez dżihadystów krajem byłaby Jordania. Państwu Islamskiemu sprzyja słaba kondycja tamtejszej gospodarki, która odczuwa ciężar 1,5 mln Syryjczyków, którzy uciekli na teren królestwa. Pozostawieni bez środków do życia Syryjczycy imają się prac za jakiekolwiek stawki, psując rynek pracy. Kraj ugina się pod ciężarem długu publicznego, który powoli zbliża się do granicy 85 proc. PKB. Już teraz koszt jego obsługi to miliard dolarów rocznie. To bardzo dużo w kraju, którego budżet wynosi 11 mld dol.
Kiepska sytuacja połączona z trudnymi reformami forsowanymi przez monarchię powoduje, że hasła dżihadystów padają na podatny grunt. Już miały miejsce demonstracje poparcia dla Państwa Islamskiego, co prawda na niewielką skalę, ale w kraju autorytarnym sytuacja jednak nie do pomyślenia. Dodatkowo od kwietnia jordańskie wojsko sporadycznie ściera się na granicy z bojownikami, którzy chcą przeniknąć na teren tego kraju. Biorąc pod uwagę strategiczne położenie Jordanii, miliard dolarów, jakie w 2013 r. Waszyngton przeznaczył na pomoc dla tego państwa, nie wydaje się przesadą.
W budowie bliskowschodniej koalicji Amerykanom pomógł fakt, że głowy państw regionu nie mogły wobec zagrożenia, jakie niesie Państwo Islamskie, dłużej tłumaczyć swojej bezczynności regułami lokalnej geopolityki. A ta dyktuje – nie robić nic, co mogłoby wzmocnić Iran. Z tego względu w Rijadzie walka z sunnitami w Iraku postrzegana jest jako powiększanie w kraju wpływów szyickich, co jest na rękę Teheranowi. Podobnie niechętnie tamtejsze rządy podchodziły do walki z Państwem Islamskim na terenie Syrii, co pomogłoby prezydentowi Baszarowi al-Asadowi – widzianemu w regionie jako sojusznik Iranu.
Bliskowschodni władcy nie mogą też nie zauważać tego, że na skutek sukcesów Państwa Islamskiego w propagandowe bębny mocniej zaczęła też bić Al-Kaida. Lider organizacji Al-Zawhiri poczuł, że sukcesy Państwa Islamskiego odbierają mu w świecie islamu rząd dusz. I zaostrzył retorykę. Ostatnio wezwał do dżihadu muzułmanów mieszkających w Indiach. Tendencje ekstremistyczne wśród tamtejszej, ponad 170-mln społeczności wyznawców Allaha nigdy nie były silne. Co nie znaczy, że nie może się to zmienić. W ostatnich wyborach władzę w Indiach zdobyła prawicowa Indyjska Partia Ludowa kładąca nacisk na wiodącą rolę hinduizmu. Premier Narendra Modi wcześniej stał na czele stanu Gudżarat. Oskarża się go m.in. o bierność podczas pogromów mniejszości muzułmańskiej w tym stanie ponad dekadę temu. Jeśli retoryka względem islamu w Indiach miałaby się zaostrzyć, mogłoby to doprowadzić do powstania nowych ognisk ekstremizmu.
10 błędów, które doprowadziły do powstania Państwa Islamskiego – czytaj na Dziennik.pl