Unia Europejska ma we wtorek ogłosić, kogo wpisze na czarną listę i obejmie sankcjami w odpowiedzi na ukraiński kryzys. To jednak pokłosie decyzji europejskich przywódców sprzed dwóch dni, a nie bezpośrednia reakcja na katastrofę malezyjskiego samolotu, który został zestrzelony na Ukrainie. Zginęło 298 osób. Samolot leciał z Amsterdamu do Kuala Lumpur. Władze w Kijowie i prorosyjscy separatyści oskarżają się wzajemnie o odpowiedzialność za katastrofę.

Na środowym szczycie liderzy Wspólnoty uzgodnili, że w związku z eskalacją konfliktu na Ukrainie należy wziąć na celownik rosyjskich oligarchów oraz firmy wspierające władze w Moskwie. Prace nad sankcjami toczą się więc swoim rytmem, bez przyspieszenia po wczorajszej katastrofie. W poniedziałek zajmą się nimi unijni ambasadorowie, we wtorek unijni ministrowie spraw zagranicznych. Również NATO nie podejmuje żadnych nadzwyczajnych działań w związku z katastrofą. Wojskowi w nieoficjalnych rozmowach z Polskim Radiem przyznali, że jeśli Ukraina poprosi o pomoc ekspercką w przeprowadzeniu dochodzenia, wtedy Sojusz mógłby zaoferować wsparcie.

Z kolei Komisja Europejska pytana, czy zaangażuje swoich ekspertów do wyjaśnienia przyczyn tragedii, odpowiada, że przeprowadzenie dochodzenia leży w gestii kraju, w którym doszło do katastrofy, w tym przypadku Ukrainy. Władze w Kijowie poprosiły już Holandię o pomoc w śledztwie. Ponad połowa ofiar to obywatele z holenderskimi paszportami. Unijni dyplomaci komentując doniesienia z Ukrainy nazywają niepokojącymi informacje o niszczeniu materiałów dowodowych i o niezabezpieczonym miejscu katastrofy. Holenderskie media natomiast donoszą o plądrowaniu wraku samolotu.