Świat apeluje do Izraelczyków i Palestyńczyków o zachowanie spokoju. Tak napiętej sytuacji na Bliskim Wschodzie, jak obecnie, nie było tam od kilkunastu lat. Wszystko po porwaniu i zamordowaniu trzech izraelskich nastolatków, a potem młodego Palestyńczyka. Na 3 lipca zaplanowany jest pogrzeb nastoletniego Araba. W związku z tym władze Izraela spodziewają się dalszych zamieszek.

Setki młodych Arabów przez całą noc toczyły wojny na kamienie i armatki wodne z izraelską policją we wschodniej części miasta. Wszystko po tym, jak w lesie na obrzeżach Jerozolimy znaleziono spalone zwłoki 17-letniego Palestyńczyka.

Policja przypuszcza, że nastolatek został zamordowany w odwecie za wcześniejsze zabójstwo trzech izraelskich nastolatków. - Izraelski premier polecił policji przeprowadzenie szybkiego śledztwa i znalezienie winnych. Zaapelował też do wszystkich, by nie wymierzali sprawiedliwości i pozwolili organom ścigania działać - oświadczył rzecznik izraelskiego rządu Mark Regev. Apele na niewiele się jednak zdały. Protesty wybuchały 2 lipca przez cały dzień, a na pogrzebie Palestyńczyka, może dojść do dalszych zamieszek.

Świat obawia się wybuchu palestyńskiego powstania. W nocy z izraelskim premierem rozmawiał przez telefon amerykański sekretarz stanu John Kerry. Morderstwo Palestyńczyka potępili nie tylko Amerykanie, ale także Francuzi, Sekretarz Generalny ONZ, a nawet rodzina zamordowanych wcześniej izraelskich nastolatków.
Coraz bardziej napięta sytuacja panuje także na pograniczu Strefy Gazy. 2 lipca izraelska Żelazna Kopuła przechwyciła kolejne rakiety wystrzelone z terenu Gazy, a w nocy izraelskie lotnictwo zbombardowało 15 miejsc, należących do Hamasu. Palestyńczycy mówią o co najmniej 10 osobach rannych.