Od początku roku metodą na wnuczka okradziono co najmniej 174 osoby na kwotę ponad 1,8 mln zł – wynika z danych policji.
Liczba oszustw metodą na wnuczka / Dziennik Gazeta Prawna
Skala oszustw była na tyle duża, że po raz pierwszy w policyjnych statystykach wydzielono je do nowej kategorii przestępstw. Wcześniej były klasyfikowane ogólnie jako oszustwa.
– W 106 przypadkach oszust podawał się za kuzyna lub brata, a w pozostałych za wnuka. I tylko w ten ostatni sposób wyłudzono od początku tego roku 1,3 mln zł – mówi komisarz Iwona Kuc z Komendy Głównej Policji. Z reguły były to kwoty 20–30 tys. zł od jednej osoby. Ale zdarzały się sytuacje, jak ta sprzed kilku tygodni, kiedy 70-letnia kobieta została oszukana łącznie na 100 tys. zł. – Przestępcy nachodzili ją dwa razy tego samego dnia. Zadbali nawet o to, by podstawić taksówkę pod jej dom, żeby mogła jak najszybciej podjąć pieniądze z banku – przypomina sobie Iwona Kuc. Przekonuje, że sprawcy tego typu przestępstw postępują zazwyczaj według utartych schematów – kiedy się je zna, stosunkowo łatwo można się zorientować, z kim ma się do czynienia.
Od książki telefonicznej do nekrologu
Po pierwsze, kiedy dzwonią po pieniądze i podają się za kuzyna, brata, wnuka czy innego krewnego, nigdy nie używają jego imienia, bo go nie znają. Tak prowadzą rozmowę, by osoba po drugiej stronie słuchawki, prędzej czy później sama je podała. – Kiedy w słuchawce usłyszałam zachrypnięty głos „Mamuśka, mamuśka”, to od razu zapytałam „Co tam, Mariuszek”? – opowiadała przed sądem 66-letnia mieszkanka Bydgoszczy.
Kiedy okazuje się z kolei, że dana osoba w ogóle nie brzmi znajomo, łgarze stosują inną metodę. „Nie pytaj o nic, to dlatego, że byłam ciężko chora i jeszcze mi nie przeszło” – mówią. Numer telefonu biorą najczęściej z książki telefonicznej – wybierają imiona, które pasują do osób w podeszłym wieku. Rzadko wyszukują ofiary w prasie i bazują na... nekrologach. Podszywając się następnie pod znajomego zmarłego, informują, że rzekomo należy się rodzinie znaczny spadek. Proszą o spotkanie, by mówić szczegóły, a przy okazji podpytują o „pożyczkę”. Tłumaczą, że muszą załatwić jeszcze kilka spraw związanych z wypłaceniem całej kwoty, ale np. wyczerpali dzienny limit wypłat z rachunku bankowego.
Na sprawcę wypadku, maklera, policjanta
Równie łatwo przestępcy wyciągają od starszych osób informacje, ile maksymalnie mogą od nich wyłudzić. Najpierw rzucają zawyżoną kwotę. Wszystko po to, by w odpowiedzi móc usłyszeć np. „Nie mam tyle. Na koncie jest tylko 5 tys. euro”. Na wskazaną sumę chętnie przystają i kwestia wysokości kwoty schodzi na dalszy plan. Najważniejsze staje się przekierowanie uwagi na to, dlaczego w ogóle potrzebne są pieniądze. Zasada jest taka, że musi to być argument chwytający za serce. Oszuści pilnie potrzebują więc środków na leczenie, operację członka rodziny, zabieg ratujący życie. Często oszukują też na policjanta lub na sprawcę wypadku. – W zamian za odstąpienie od zatrzymania mojego syna, który miał spowodować wypadek drogowy, miałam wpłacić 30 tys. zł – opowiada 66-letnia mieszkanka Gostynina. 76-letnia kobieta z Torunia: – Łamliwym głosem prosił o 20 tys. zł. Cały czas błagał, żebym go ratowała, bo chciał polubownie załatwić sprawę z drugim kierowcą. Inaczej mógł trafić do więzienia.
Ale przestępcy działają też na: zwrot długu – muszą pilnie oddać pieniądze znajomemu, który znalazł się w trudnej sytuacji, na maklera – są w biurze maklerskim i muszą natychmiast zainwestować na giełdzie, inaczej zbyt dużo stracą, na zakup nieruchomości – najczęściej mieszkania, bo trafiła się okazja. Ostatnio podszywają się też pod policjantów, którzy tropią oszustów – proszą, by starsza osoba wręczyła pieniądze rzekomemu wnuczkowi, tak by złodzieja można było złapać na gorącym uczynku.
Zwykle te triki psychologiczne przynoszą zamierzone efekty – starsze osoby z niepokoju i troski o „wnuka w tarapatach” gotowe są zrobić wszystko: podejmują z banku oszczędności, oddają emeryturę. Jedna z przesłuchiwanych przez sąd osób zapytana wprost, czy gdyby potrzeba było kilkudziesięciu tysięcy euro, to też by je uzbierała, potwierdziła bez wahania. – Zamierzałam pożyczyć z banku brakującą kwotę, ale okazało się, że nie miałam zdolności kredytowej – powiedziała.
Odbierak nie mówi po polsku
Przekonać osobę starszą, że jest się jej rodziną, i namówić do pożyczenia pieniędzy to jedno. Drugie to odbiór gotówki. „Nie mogę przyjść osobiście, dlatego wyślę mojego najlepszego przyjaciela” albo „Coś mi nagle wypadło, po odbiór zgłosi się kolega” – taką informację najczęściej dostawali emeryci tuż przed umówionym spotkaniem. Na miejscu pojawiał się słup, czyli osoba, która za drobną opłatą odbierała pieniądze (w policyjnym żargonie mówi się o nich odbieraki). Nie miało przy tym większego znaczenia, kim ten ktoś był – podejrzeń mieszkańców jednej z miejscowości na Mazowszu początkowo nie wzbudziło nawet to, że mężczyzna przedstawił się jako Włoch i źle mówił po polsku.
Aby uśpić czujność, złodzieje zastrzegają, że zależy im na dyskrecji – proszą, aby nie mówić o „pożyczce” innym członkom rodziny. Po drugie, by uwiarygodnić przestępstwo, odbierak w domu ofiary podaje jej telefon komórkowy, a „wnuczek” zapewnia, że to zaufana osoba.
Tylko w 2012 r. zgłoszono ok. 1,1 tys. oszustw na wnuczka lub podobnych, podczas gdy w 2006 r. było ich tylko 439. Grozi za nie kara do 8 lat pozbawienia wolności.