Ukraińskie władze zdają sobie sprawę, że jeśli Rosja rozpocznie wojnę, a Kijów pozostanie bez sojuszników, będzie dramat. Na razie wygląda to na początek wieloletniej zimnej wojny. Na pytania DGP w Kijowie odpowiedział Rusłan Koszułynski, wiceprzewodniczący Rady Najwyższej Ukrainy

Jest jeszcze szansa na utrzymanie Krymu?
Chińskie zasady prowadzenia wojny mówią, że wygrać można tylko wtedy, gdy zna się siłę swoją i siłę swojego przeciwnika. Obecnej władzy jest bardzo trudno, jednocześnie chcemy budować nowe państwo i się bronić. Po tygodniu już wiemy, ile mamy czołgów, samolotów czy zapasów. Przy tym wojna to przede wszystkim pieniądze: na broń, wyżywienie itp. Wiemy też wszystko o swoim przeciwniku: to kraj, który wydaje olbrzymie pieniądze na armię, a przy tym ma doświadczenie działań bojowych od Afganistanu po Czeczenię. W tym wypadku wygra najwytrwalszy. Widzimy, jak bardzo się spieszą Rosjanie. Dwukrotnie przesuwali referendum na wcześniej.
Dlaczego?
Ich plan nie zadziałał. Nie było motywacji. Ani do obrony Janukowycza, ani do obrony statusu rosyjskiego jako języka regionalnego. Na Krymie to w ogóle nie był problem, bo tam i tak były trzy języki urzędowe: rosyjski, ukraiński i krymskotatarski. Owszem, pewien ferment wywołały na południowym wschodzie obawy przed mitycznymi banderowcami. Ale my zachowujemy się odpowiedzialnie: ani ja, ani żaden poseł Swobody nie jeździliśmy na Krym, nie prowokowaliśmy ich. Owszem, można było tam pojechać, żeby zyskać w sondażach. Ale tu już nie chodzi o PR, ale o państwo.
Liczycie na pomoc partnerów?
Właśnie zaczęły się amerykańsko-bułgarsko-rumuńskie ćwiczenia wojskowe. Z Rumunii jest bliżej na Krym niż z Turcji, innego członka NATO. Dopóki jednak nie wykorzystamy wszystkich możliwości dyplomatycznych i ekonomicznych, nic innego nie możemy zrobić. Do wojny zaś można przystępować, jeśli ma się lepsze karty w ręku. Oni to wiedzą i my to wiemy. Oni trzymają pozycję i my trzymamy pozycję. Nie wszystkie mechanizmy zostały jeszcze uruchomione, przede wszystkim związane z UE. Ukraina to jedyny kraj, który za integrację europejską zapłacił własną krwią. Czy możemy sobie pozwolić na kolejne ofiary? Lepiej przecierpieć, a wygra najwytrwalszy. Zadaniem władzy jest maksymalne umiarkowanie, bo idzie ona po polu minowym. Jeśli Rosja rozpocznie wojnę, a my pozostaniemy bez sojuszników, będzie dramat. Na razie wygląda to na początek wieloletniej zimnej wojny.
Czy historia z Krymu może się powtórzyć w Doniecku, Ługańsku albo Odessie?
Próbowali. Przysyłają nam tu ludzi z Rosji, prowokują miejscowych, machają trójkolorem (flagą rosyjską), ale na drugi dzień nic się nie dzieje. Próbują podnieść sztuczną falę separatyzmów, ale się nie udaje. Putin na to zresztą liczył, pewnie mu obiecywali doradcy, jakie to prorosyjskie nastroje panują na wschodzie Ukrainy. Jest jakaś część ludzi mających nostalgię za ZSRR, jest wreszcie 17 proc. etnicznych Rosjan, z których część chciałaby do Rosji. Ale to nie daje motywacji, by walczyć. Poza tym każdy kalkuluje. Turyści z Rosji na Krym już nie pojadą, bo po całej Rosji pójdzie kampania, żeby jeździć do Soczi, w którym zorganizowali olimpiadę. Zaraz za to pojawi się Janukowycz, razem z Rosjanami będzie się domagać federalizacji kraju, wprowadzenia dwujęzyczności, zalegalizowania podwójnego obywatelstwa, wieczystej neutralności i wieczystej dzierżawy baz na Krymie.
Jakie będą skutki dla świata?
Jeśli rosyjski plan w sprawie Krymu nie zostanie powstrzymany przez mocarstwa, będzie to oznaczało, że dowolne gwarancje są warte tylko tyle, ile papier, na których zostały zapisane (Ukraina w 1994 r. zrzekła się broni jądrowej w zamian za gwarancje bezpieczeństwa – red.). Zaraz odezwie się Iran, odezwie się Korea Płn. Cała geopolityczna układanka się rozpadnie. Każdy będzie się musiał bronić sam, skoro nikt nie wykonał gwarancji wobec pierwszego kraju, który zrezygnował z broni atomowej.
Co chcecie zrobić z Partią Regionów? Zamierzacie włączyć ją do życia politycznego, żeby nie poszła na stronę separatystów?
Oni uczestniczą w życiu politycznym.
Ale wahają się, co dalej.
Tak, u niektórych członków partii są pewne nastroje separatystyczne. Ale oni w Doniecku i Ługańsku świetnie rozumieją, że jak tylko otworzą granicę przed Rosją, rosyjski biznes natychmiast ich zmiecie. Milionerzy z Doniecka będą w trzeciej setce w kolejce na audiencję u Putina. Bo takich jak oni w Rosji jest całe mnóstwo. Rosja ich połknie i nawet nie poczuje.

Władze Ukrainy oceniają, że Moskwa zgromadziła już na Krymie prawie 20 tysięcy żołnierzy. Wciąż ściągane są kolejne jednostki

Referendum już w niedzielę – kampania jest więc krótka, za to wyrazista. Na ulicach krymskich miast pojawiły się banery dające wybór: albo Rosja, albo naziści