Trzy potężne eksplozje wstrząsnęły stolicą Egiptu. W zamachach zginęło co najmniej 5 osób, a 90 zostało rannych. Celem ataków były posterunki policji. Dzieje się to w przeddzień trzeciej rocznicy rozpoczęcia egipskiej rewolucji. W Kairze dochodzi do sporadycznych potyczek, istnieje jednak obawa, że wieczorem przeobrażą się one w poważne zamieszki.

Pierwsza, najsilniejsza bomba eksplodowała rano przed kwaterą główną policji w Kairze. Wybuch spowodował olbrzymi krater w jezdni i poważnie uszkodził policyjny budynek i pobliskie XIX-wieczne muzeum. Detonacji samochodu dokonali prawdopodobnie siedzący w nim zamachowcy-samobójcy. "Usłyszałem wybuch i pobiegłem na miejsce. Wszystko było spalone. Ktokolwiek to zrobił, powinien zostać za to ukarany" - mówił jeden ze świadków.

Druga bomba eksplodowała przy policyjnych autach w dzielnicy Dokki, a trzecia - przy posterunku policji niedaleko piramid w Gizie. Do zamachów przyznała się islamska organizacja Ansar Beit al-Maqdis, odpowiedzialna między innymi za ubiegłoroczny atak w mieście Mansura. Władze twierdzą jednak, że za zamachem stoi odsunięte od rządów Bractwo Muzułmańskie, teraz uznawane w Egipcie za organizację terrorystyczną.

Wszystko to dzieje się w przeddzień trzeciej rocznicy rozpoczęcia rewolucji, która odsunęła od władzy Hosniego Mubaraka. Rządzący obawiają się, że z tego powodu dziś i jutro może dojść do zamieszek. Na ulice chcą bowiem wyjść zwolennicy Bractwa Muzułmańskiego, które po rewolucji przejęło władzę, ale później zostało obalone przez armię.

Egipskie siły bezpieczeństwa od kilku dni są postawione w stan najwyższej gotowości.