Środki na świadczenia dla seniorów służą zatykaniu dziur budżetowych. Obciąć bieżące emerytury, obłożyć podatkiem aktywa OFE czy zwyczajnie znacjonalizować zgromadzone tam pieniądze. Kryzys stał się katalizatorem zmian w systemach emerytalnych państw Europy. Zebrane za ich pomocą pieniądze pokrywają bieżące potrzeby finansowe państw.

Rosjanie kończą właśnie pracę nad piątą z kolei reformą emerytalną. Poza podwyższeniem wieku emerytalnego najwięcej kontrowersji budzi wprowadzenie przy naliczaniu emerytur systemu punktowego. Zgodnie z nim od 2015 r. o rozmiarze emerytur będzie decydowała nie ilość rubli odłożonych podczas pracy w PFRF (miejscowy odpowiednik ZUS), lecz liczba zakupionych w tym czasie punktów.
W ciągu roku będzie można kupić najwyżej 10 punktów, na co będzie stać tylko najlepiej zarabiających Rosjan (konkretna kwota nie jest na razie znana). Wraz z przejściem obywatela na emeryturę PFRF zobowiązuje się do odkupienia tych punktów. Tyle że po korzystnym dla siebie, bo niższym kursie. – O tym, ile wyniesie cena punktu w poszczególnych latach, będzie decydował rząd na podstawie kondycji finansowej PFRF – mówiła mediom ekonomistka Tatjana Omielczuk.
A na poprawę tej kondycji się nie zanosi. Jak ocenił ekonomista Michaił Dmitrijew, już w 2021 r. fundusz będzie odkupywał punkty po kursie o 11,5 proc. niższym niż podczas ich sprzedaży. To nie pierwszy tak kontrowersyjny krok Rosjan. Jesienią rząd zadecydował, że w następnym roku jednorazowo przeznaczy oszczędności zgromadzone w OFE na wypłatę bieżących emerytur. Ruch ten miał odciążyć krajowy budżet, który co roku wydaje krocie na utrzymanie PFRF. Państwowe transfery do funduszu sięgają dziś 2,8 bln rubli (270 mld zł).
Taka swoista konfiskata pieniędzy z OFE nie jest jednak specyficznie rosyjskim wynalazkiem. W 2011 r. podobny pomysł przeprowadził rząd Węgier. Premier Viktor Orbán dokonał transferu środków z prywatnych funduszy emerytalnych do państwowego pierwszego filaru, zyskując tym samym 2,8 bln forintów (42 mld zł). Większość obywateli wyraziła zgodę na tę operację. Nic dziwnego, skoro zgoda na pozostanie w OFE wiązała się z groźbą utraty państwowej emerytury. Na takie ryzyko przystało więc zaledwie 3 proc. pracujących mieszkańców kraju nad Balatonem, co de facto doprowadziło do likwidacji drugiego filaru. Część uzyskanych z OFE pieniędzy Budapeszt przeznaczył na spłatę wierzycieli, dzięki czemu dług publiczny szybko spadł z 81 proc. do 77 proc. PKB.
Na pomysł częściowej nacjonalizacji oszczędności przyszłych emerytów w 2009 r. wpadły także władze Irlandii. Dublin dokonał transferu 2 mld euro zgromadzonych na kontach niektórych funduszy (np. uniwersyteckich) do lokalnego odpowiednika ZUS. Z kolei jego aktywa warte 20 mld euro posłużyły rekapitalizacji banków. Portugalia zaś w 2011 r. zdecydowała się faktycznie znacjonalizować oszczędności emerytalne pracowników sektora bankowego, którzy do tej pory dysponowali specjalnym funduszem utrzymywanym przez instytucje finansowe.
W tym roku Lizbona po raz kolejny z rzędu zdecydowała się na obniżenie wysokości bieżących wypłat emerytalnych dla urzędników nawet o 10 proc. Jeszcze bardziej drastyczne uderzenie po kieszeni otrzymali emeryci na Łotwie. Niektórym kategoriom emerytów obniżono świadczenia nawet o 70 proc. (np. osobom wciąż pracującym). Podobny krok władz litewskich (cięcia dochodziły do 11 proc.) został unieważniony przez sąd konstytucyjny. Z kolei Islandia nałożyła na aktywa OFE tymczasowy podatek w wysokości 0,08 proc. Irlandia, w której również obowiązuje specjalny podatek od aktywów emerytalnych (0,6 proc. rocznie), ma go znieść w 2014 r., gdy poprawi się jej sytuacja gospodarcza.