Zamiast centrów, z których kieruje się akcją ratunkową, mamy call center, gdzie siedzą niedouczeni urzędnicy.
W Polsce praktycznie nie istnieje spójny system rozwiązywania sytuacji kryzysowych, takich jak powodzie czy duże pożary. Skalę problemu najlepiej obrazuje przykład jednego z jego elementów, numeru ratunkowego 112 – wynika z najnowszego raportu Najwyższej Izby Kontroli.
Podczas kontroli przeprowadzonej przez Najwyższą Izbę Kontroli Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i komendant główny straży pożarnej wyparli się odpowiedzialności za jego stworzenie.
„Komendant nie zrealizował powyższego wniosku, stwierdzając, że nie koordynuje i nie kontroluje systemu powiadamiania ratunkowego, gdyż systemu jako takiego nie ma. Również minister spraw wewnętrznych nie wziął na siebie odpowiedzialności za nadzór, do czego obliguje go ustawa. Minister wyjaśnił, że (...) nadzorowi powinien podlegać system, który już funkcjonuje” – czytamy.
Dotychczas nie wypracowano nawet jednolitej koncepcji funkcjonowania systemu, choć jest on budowany od siedmiu lat. W tym czasie tylko w MSW powstało aż 14 różnych koncepcji.
– W efekcie centra powiadamiania ratunkowego pełnią jedynie funkcję call center, gdzie niezbyt dobrze wykwalifikowani urzędnicy odbierają telefony – mówi jeden z inspektorów.
Po podniesieniu słuchawki urzędnik sam łączy się telefonicznie z odpowiednią służbą: pogotowiem, strażą pożarną lub policją. Informacji, które zgromadził, nie jest w stanie przekazać drogą elektroniczną, gdyż służby używają różnych systemów informatycznych.
Tymczasem zgodnie z ustawą o ochronie przeciwpożarowej telefon 112 miał być odbierany w centrach operatorsko-dyspozycyjnych, czyli w miejscu, z którego kierowano by akcją ratunkową. Byłoby to możliwe dzięki posadzeniu obok siebie strażaków i dyspozytorów medycznych. Od tej koncepcji odszedł – według NIK, łamiąc ustawę – ówczesny szef MSW Jerzy Miller. „Call center 112 budowane są z naruszeniem przepisów ustawowych” – głosi raport izby.
Inspektorzy opisują też niejasny podział kompetencji między szefami resortów spraw wewnętrznych oraz administracji i cyfryzacji, o którym pisaliśmy również na łamach DGP. „Stwarza to ryzyko sporów kompetencyjnych między ministrami, nieefektywnego i niecelowego działania w przypadku wystąpienia poważnej sytuacji kryzysowej” – ocenili autorzy. NIK prześwietliła też Obronę Cywilną, nazywając ją archaiczną i nieprzydatną. Zwłaszcza na tle dynamicznie działających podobnych instytucji w Hiszpanii, Holandii czy Szwecji.