MSZ kończy prace nad ustawą o tajemnicy dyplomatycznej. W najbliższych tygodniach projekt nowych regulacji ma zostać przekazany do uzgodnień międzyresortowych. W ubiegłym roku, po serii kompromitujących wpadek, wprowadzenie takiej instytucji do naszego prawa zapowiadał minister Radosław Sikorski.
– Jesteśmy krajem demokratycznym, ale dzisiaj wiemy, także po urzędniczych błędach w moim własnym resorcie, że w konfrontacji z dyktaturami dyplomacja nie może się odbywać przy otwartej kurtynie. Dla chronienia interesów naszego kraju i ludzi, którzy z nami współpracują, pewne rzeczy powinny pozostać niepubliczne – mówił Sikorski po tym, jak na amerykańskim serwisie opublikowano dane o polskiej pomocy rozwojowej. W rubryce „cele projektu” można było znaleźć takie wpisy, jak „transformacja obecnego moralnego sprzeciwu społeczeństwa białoruskiego w sprzeciw polityczny”. Mogły one otworzyć drogę do wytoczenia działaczom pozarządowym z Białorusi sprawy karnej. Na szczęście do tego nie doszło.
– Jeden z pracowników MSZ przekazał zbyt szczegółowe informacje, czego nie powinien był czynić, w duchu transparentności polskiej pomocy rozwojowej. Nie dopatrywałabym się celowych negatywnych działań, raczej braku refleksji. Ta osoba została zwolniona z MSZ – tłumaczyła w Sejmie wiceminister Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz. W kontaktach z organizacjami pozarządowymi nie można jednak zastosować przepisów o ochronie informacji niejawnych (klauzule od „zastrzeżone” po „ściśle tajne”), ponieważ działacze NGO nie mają certyfikatów dostępu do tego typu informacji.
A skoro tak, wystarczy nieostrożność pojedynczego urzędnika, by wrażliwe dane wyciekły i zaszkodziły partnerom z państw autorytarnych. To samo dotyczy stanowisk negocjacyjnych np. przed szczytami UE. „Informacje dotyczące spraw zagranicznych lub członkostwa RP w UE, których udostępnienie osobom i podmiotom niewykonującym zadań publicznych wymagających dostępu do takich informacji może osłabić pozycję negocjacyjną lub procesową RP lub w inny sposób osłabić ochronę interesów RP lub Polaków za granicą, lub interesów RP związanych z członkostwem w UE, będą stanowić tajemnicę prawnie chronioną” – czytamy w informacji przesłanej nam przez resort dyplomacji.
– Jawność jest podstawą demokracji. Ale są takie sytuacje, w których zbytnie odkrywanie kart szkodzi polskim interesom – mówi nam europoseł PO, były szef sejmowej komisji spraw zagranicznych Paweł Zalewski. Podobne regulacje są zawarte w przepisach wielu państw zachodnich, w tym Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii. Brytyjska ustawa o wolności informacji wyłącza z ogólnej jawności dane „mające wpływ na stosunki międzynarodowe”, niemal identyczną frazę zawiera niemieckie Informationsfreiheitsgesetz. W Polsce złamanie sekretu ma oznaczać odpowiedzialność dyscyplinarną, a w skrajnych przypadkach – karną.
Najpoważniejszą wpadką tego typu było wysłanie w 2011 r. na Białoruś dokumentów, które pozwoliły na wsadzenie do łagru i konfiskatę mienia znanego obrońcy praw człowieka Alesia Bialackiego. Mińsk zwrócił się do Warszawy (i Wilna) na mocy umów o pomocy prawnej. Nasze służby dyplomatyczne alarmowały wówczas centralę, że KGB interesuje się Bialackim, jednak ostrzeżenie do prokuratorów nie dotarło lub zostało zignorowane. Bialacki usłyszał wyrok 4,5 roku za niepłacenie podatków. Organizacja Wiosna, którą kierował, została wyrejestrowana jeszcze w 2006 r., a zatem pieniądze na jej działalność przechodziły przez konta zakładane za granicą na nazwisko jej szefa. W ten sposób białoruskie służby zyskały pretekst do rozprawy z kandydatem do Pokojowej Nagrody Nobla.
Wszystko to nie oznacza jednak, że pomysł poszerzenia zakresu ochrony informacji jest wolny od zagrożeń. Niektórzy dyplomaci, z którymi rozmawialiśmy, obawiają się, że wprowadzenie tajemnicy dyplomatycznej może być nadużywane i wykorzystane jako pretekst do ogólnego ograniczenia dostępu do informacji. – Nie przeceniałbym tego zagrożenia. W Polsce częściej mamy odwrotny problem, ze zbyt łatwym wyciekaniem tajemnic do mediów – komentuje Paweł Zalewski.

Uwrażliwianie służb przez MSZ

Poprzez wprowadzenie tajemnicy dyplomatycznej nie da się zapobiec takim przypadkom jak zatrzymanie na dwie godziny w grudniu 2011 r. byłego kandydata na prezydenta Białorusi Alesia Michalewicza. Ten polityk umiarkowanego skrzydła opozycji, który w obawie przed represjami uciekł wcześniej do Czech i uzyskał tam azyl, był wówczas poszukiwany przez Mińsk listem gończym za pośrednictwem Interpolu. W ten sposób władze białoruskie wykorzystują do własnych, politycznych celów procedury zaprojektowane na potrzeby państw demokratycznych (obecnie Michalewicz nie jest już ścigany przez Interpol). Zapytaliśmy Ministerstwo Spraw Zagranicznych, czy i w tej kwestii są planowane jakieś zmiany systemowe. „MSZ uwrażliwiło prokuraturę, Komendę Główną Policji, Straż Graniczną oraz inne polskie instytucje wykonujące założenia dwustronnych i wielostronnych umów Polski z udziałem strony białoruskiej na możliwość wykorzystania ww. umów przez stronę białoruską do walki z opozycją” – odpowiedziało biuro prasowe. (mwp)