Chcemy usuwać bariery, tak by młodzi Polacy mogli realizować swoje aspiracje rodzicielskie. Dzisiaj jest tak, że Polacy chcieliby mieć przeciętnie dwójkę dzieci. Rodzi się dużo mnie - mówi Irena Wóycicka, podsekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta, była wiceminister pracy.

Po dzisiejszym spotkaniu jest pani optymistką, jeśli chodzi o wdrożenie prorodzinnego programu prezydenta?

Cieszę się, że wszystkie kluby wyraziły zainteresowanie i złożyły wstępną deklarację współpracy. Wszyscy mają świadomość, że niska dzietność to długofalowe wyzwanie dla Polski. Partie widzą konieczność zbudowania minimum porozumienia. Wydaje mi się, że zrobiliśmy pierwszy krok do zbudowania takiego porozumienia. Nie mówiliśmy o szczegółach. Przedstawiciele klubów dostali program prezydenta „Dobry klimat dla rodziny” dopiero dziś. Rozpoczyna to konsultacje nad detalami.

Jaki jest cel programu?

Stworzenie warunków dla trwałego wzrostu dzietności. To powinno najpierw spowolnić spadek urodzeń, a potem odbudowywać strukturę demograficzną, czyli prawidłowe relacje miedzy pokoleniami dzieci rodziców i najstarszego pokolenia. Celem jest, by za 10 lat dzietność w Polsce wzrosła co najmniej do poziomu 1,6, czyli do średniego poziomu w UE. Dziś mamy ją na poziomie 1,3. 1,6 to realistyczny cel do osiągnięcia.

Za pomocą jakich metod taki cel może być osiągnięty?

Chcemy usuwać bariery, tak by młodzi Polacy mogli realizować swoje aspiracje rodzicielskie. Dzisiaj jest tak, że Polacy chcieliby mieć przeciętnie dwójkę dzieci. Rodzi się dużo mniej.

Które z 44 rekomendacji prezydenta są najważniejsze?

Proponujemy zmianę systemu ulg podatkowych. Obecnie w ograniczonym stopniu korzystają z nich rodziny o niskich dochodach i z dużą liczbą dzieci. Jedna trzecia rodzin nie jest w stanie skorzystać z nich w części lub całości. Stąd pomysł, by zamiast odliczenia ulgi od podatku wprowadzić iloczyn kwoty wolnej od podatku uzależniony od liczby dzieci.

To kosztuje. Jest o 1,7 mld zł droższe od obecnych rozwiązań. Tymczasem jesteśmy w procedurze nadmiernego deficytu i Bruksela niechętnie patrzy na nowe ulgi.

Będziemy szukać oszczędności. Ale chciałam zauważyć, że samo wydłużenie urlopu rodzicielskiego to kwestia 3 mld zł rocznie, więc to nie jest zawrotna suma. Proponujemy też upowszechnienie Karty Dużych Rodzin, a ta inicjatywa nie niesie dużych kosztów.

Jak będzie wyglądać mieszkaniowe wsparcie rodzin?

Zalecamy, by rozwijać programy skierowane do ludzi o różnej zamożności, np. program wspierania budownictwa czynszowego z regulowanymi czynszami. 60 proc. młodych ludzi nie stać na własne mieszkanie. Prezydent proponuje też ułatwienia w godzeniu ról rodzinnych z pracą. Ważne jest upowszechnienie organizacji czasu pracy sprzyjającej rodzicielstwu. Polska na tle innych krajów Unii ma sztywne reguły organizacji pracy, zwłaszcza z punktu widzenia rodziców. Tu sporo można zrobić już w istniejących warunkach i mamy przykłady takich przedsiębiorstw, które sobie świetnie z tym radzą. Trzeba upowszechniać dobre praktyki i wiedzę o tych możliwościach.

Mamy kryzys. Czy to dobry moment na takie zmiany? Ludzie boją się o wartość podstawową – pracę.

Niską dzietność mamy od kilkunastu lat. W końcu trzeba myśleć o działaniach długofalowych. Kryzys ogranicza takie możliwości, ale ich nie przekreśla. Proponujemy także, by urlopy rodzicielskie były bardziej elastyczne i bardziej dostosowane do różnych potrzeb i sytuacji rodzin. Na przykład by można było korzystać z nich na raty, do ukończenia przez dziecko 4 lat. Oprócz tego konieczne jest rozbudowanie zróżnicowanych, przyjaznych dziecku i rodzinie form opieki i edukacji małych dzieci. Należy docenić działania rządu, ale można i należy zrobić więcej. Zwłaszcza że do 2020 r. rząd chce objąć opieką instytucjonalną 30 proc. najmłodszych.

Czy w sprawie wykorzystania urlopów rodzicielskich na raty do 4. roku życia dziecka będzie inicjatywa ustawodawcza prezydenta?

Jeśli będzie poparcie partii politycznych, na pewno.

Kto jest większym przeciwnikiem dla tego programu: kryzys czy polityka?

Politycznie nie ma przeciwnika. Wszyscy są zgodni, że polityka rodzinna to priorytet strategiczny Polski. Ale faktycznie sytuacja finansów publicznych jest ograniczeniem. Dlatego staraliśmy się stworzyć program minimum. Szacuję, że łączny koszt tych zmian to 3–4 mld zł. W tym środki europejskie. Chcemy uruchomić program jak najszybciej, ale nie znaczy to, że od razu muszą być wdrożone wszystkie jego elementy. Ponadto w programie jest wiele propozycji, które nic albo niewiele kosztują. Jak na przykład karta rodzin wielodzietnych.

Czy z powodu finansów rząd nie okaże się głównym adwersarzem prezydenta?

Były wstępne rozmowy i rząd nie jest zaskoczony ogłoszeniem programu. Prezydent będzie rozmawiać z rządem na temat szczegółów. Polityka rodzinna to przecież też priorytet rządu.
Dla opozycji może być wygodne popieranie propozycji, które wywołują rozdźwięk między prezydentem a rządem.

Nie będzie gry opozycji z prezydentem do jednej rządowej bramki?

Na pewno nie będziemy grać do jednej rządowej bramki. Rząd jest otwarty na rozmowy i będziemy je prowadzić. Od partii prezydent oczekuje wspólnego opracowania programu minimum, który przetrwa kolejne kadencje.

A co prezydent da partiom za ich poparcie?

Współwłasność programu. Chodzi o to, by wspólnie stworzyć akceptowalne minimum, które kolejne rządy będą mogły uzupełniać, ale nie zmieniać.